Córka: Opowieść o Miłości i Wyzwaniach w Polskiej Rodzinie

newsempire24.com 2 dni temu

Drogi dzienniku,

Roman, mamy dziewczynkę, waży 3500g! radośnie oznajmiła Gosia przez telefon. Stałem pod oknami szpitala w Warszawie i machałem do żony, trzymającej w ramionach maleństwo.
Mamy córeczkę. Ja ojciec! Gosiu, a nie chłopca nam obiecywali? krzyknąłem do słuchawki. Cisza zadrżała w linii, po czym Gosia wyszeptała:
Chyba się pomyliliśmy

Odwróciłem się i przespacerowałem się wśród szczęśliwych ojców, którzy malowali serca na asfalcie i puszczali w niebo kolorowe balony, obok lśniących samochodów i tłumu krewnych przy nich stojących. Zawsze marzyłem o synu, o spadkobiercy, o kontynuacji rodu. Gdy Gosia była w ciąży, rysowałem w głowie obrazy przyszłości: gramy razem w piłkę na podwórku, łowimy ryby na Mazurach, rozmawiamy przy piwie i przynosimy mamie pełny połów, a wieczorem siadamy przy stole, opowiadamy o minionym dniu i on jest przy mnie, mój dumny syn.

Gosia długo nie mogła zajść w ciążę, jeździliśmy na badania do renomowanego lekarza, prawie do samego “gwiazdora” medycyny, i dopiero po pięciu latach usłyszałem dobrą nowinę.
Romiek, naprawdę? usłyszałem za plecami. Odwróciłem się, a to mój przyjaciel ze studiów, Paweł.
Ile lat, ile zim, co u Ciebie? zapytał.
Do mamy przyjechałem, trochę się przeziębiłem, potrzebuję odpoczynku, jest sama, ojca już pięć lat nie ma. A Ty?
Właśnie wychodzę ze szpitala, Gosia urodziła, córkę.
Gratulacje! A Ty nie cieszysz się? uśmiechnął się Paweł.
No skinął głową i wskazał w stronę kawiarni kilka kroków od nas.
Czekałeś chłopca? Wszyscy czekamy na chłopców, na spadkobierców, to normalne. Kiedyś i ja, tak jak Ty, przygotowywałem się na syna, a wyszła córka.
A co z Twoją rodziną? Czy przyjechali z Tobą? zapytał. Paweł spuścił wzrok i milczał, po czym spojrzał na mnie z taką tęsknotą, jakby zawisała nad nim cała kosmiczna rozpacz.
Jestem sam, nie mam już nikogo. Rom, ten temat nie na miejscu, Ty masz radość.
Co się stało?
Wypadek nie chcę o tym myśleć. Jestem sam od roku, planuję w końcu wprowadzić się do mamy, znaleźć pracę, zrobić remont w mieszkaniu.

Siedzieliśmy jeszcze długo, wspominając studenckie lata, znajomych, dzieląc się planami na przyszłość. Dałem Pawłowi numer telefonu i powiedziałem, iż może dzwonić o każdej porze.

Następnego ranka przywiózł ogromny bukiet goszczynek ulubionych Gosi i wiązkę balonów, ruszyłem w stronę okien szpitalnych.
Gosiu! wykrzyknąłem, słysząc jej głos w słuchawce.
Przepraszam, iż tak długo zwlekałam! Jestem przeszczęśliwa z naszą długo wyczekiwaną córeczką! Na kogoś ciasto podobna?
Na Ciebie, Roman, masz kształt jak z obrazka!
Naprawdę? Wczoraj zachowywałem się jak… przerwała mnie Gosia.
Nie musisz, wszystko rozumiem dodała.
Roman, nasza córeczka zdrowa, spokojna, je i śpi, a we śnie się uśmiecha. Niedługo nas wypiszą, zobaczysz sam

P.S. Nie udało nam się mieć więcej dzieci, poród był trudny i odcisnął piętno na zdrowiu Gosi. Dwadzieścia lat później nasza córka, Łucja, wyrosła na mądrą i piękną kobietę, kochamy ją i jesteśmy z niej dumni, a Paweł został jej chrzestnym ojcem. Do dziś dziękuję mu za tę rozmowę, która otworzyła mi oczy i przede wszystkim nauczyła cenić i kochać wszystkich, którzy są teraz przy mnie.

Lekcja, którą wyniosłem: prawdziwa wartość rodziny nie mierzy się liczbą synów, ale głębokością relacji i wdzięcznością za każdy dar, jaki los nam przynosi.

Idź do oryginalnego materiału