"Teściowa nie pracuje, ale nigdy nie odebrała Pawełka z przedszkola. Nie kiwnęła palcem nawet, gdy trafiłam do szpitala"

"Moja teściowa nie pracuje, więc ma mnóstwo czasu. W dodatku bliska dwa przystanki autobusowe dalej od nas. Nie, nie uważam - jak niektórzy - że powinna być darmową opiekunką do mojego dziecka. Nie wyobrażam sobie tego nawet, kompletnie. Uważam, że ma prawo w tym wieku poświęcać się samej sobie. Ale tutaj chodzi o naprawdę drobne przysługi związane z opieką nad wnukiem, i to bardzo rzadko" - pisze Agata w liście nadesłanym do naszej redakcji.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Patrycja Sołtysik o trudnych momentach w ciąży. Lekarz powiedział jej coś, czego nigdy nie zapomni. "Dziś nie mam mu tego za złe"

Różne relacje można mieć z teściową. Moje koleżanki mają szczęście, bo trafiły im się świetne 'drugie mamy'. Z moją niestety jest zupełnie inaczej. Choć od samego początku próbowałam się z nią dogadać, to od zawsze była do mnie uprzedzona. Zawsze podburzała Tomka przeciwko mnie, oczywiście nigdy wprost - żeby nie można było się przyczepić. Jakieś tam pasywno-agresywno komentarze, zaczepki słowne niby o niczym, ale wiadomo, że to miało być wbicie szpileczki. 

Takie teksty w stylu: "Żona Maćka (jej drugi syn) to już rok temu dostała awans", albo "żona Maćka tamto...". I porównywanie mnie do synowych koleżanek, ich córek, kogokolwiek. Denerwował się też mój mąż, bo oczywiście kocha swoją matkę, ale też ma świadomość, jaka ona jest

Pięć lat temu przyszedł na świat nasz pierwszy i jak dotąd jedyny syn, Pawełek. Od 2 lat chodzi do przedszkola i szybko się tam zaklimatyzował. To też jedyny wnuk mojej teściowej, która twierdzi, że jest jej oczkiem w głowie. Lubi tak rozpowiadać w pracy i wśród rodziny, wyjmuje jego zdjęcie z portfela i pokazuje wszystkim. Albo opowiada, jak to Pawełka do ZOO w lato zabrała i jak się świetnie bawił. I wszyscy jej wierzą, że taka super babcia, że tak się wnuczkiem zajmuje. Tylko że to niestety nieprawda.

Owszem, do ZOO wzięła Pawła raz. Po tym jak wręcz na kolanach błagaliśmy ją, żeby zajęła się nim w pewną słoneczną sobotę. My wtedy mieliśmy remont i był to jedyny dzień, kiedy mogliśmy pojeździć po marketach budowlanych i powybierać płytki. Chyba można sobie wyobrazić, jak zniosłoby to 4-letnie dziecko - cały dzień, prawie 30 stopni w supermarketach. Wzięła go raptem na kilka godzin, a potem przez dwa tygodnie słuchałam "co ja bym bez niej zrobiła" i że "na przyszłość jako matka powinnam lepiej organizować czas sobie i dziecku". Była ostra kłótnia.

Teściowa nie chce pomagać w opiece nad wnukiem. "Ale do krytyki jest pierwsza"

Dodam, że moja teściowa nie pracuje, więc ma mnóstwo czasu. W dodatku bliska dwa przystanki autobusowe dalej od nas. Nie, nie uważam - jak niektórzy - że powinna być darmową opiekunką do mojego dziecka. Nie wyobrażam sobie tego nawet, kompletnie. Uważam, że ma prawo w tym wieku poświęcać się samej sobie. Ale tutaj chodzi o naprawdę drobne przysługi związane z opieką nad wnukiem, i to bardzo rzadko! Dosłownie 3-4 godziny odciążenia nas, kiedy akurat oboje jesteśmy w pracy albo musimy załatwić coś ważnego. Naprawdę nie zdarza się to często. Nie mówiąc już o tym, że sama nawet tego nie zaproponuje. Nigdy np. nie odebrała Pawełka z przedszkola.

Ale do przechwalania się, jak to o Pawła dba, to jest pierwsza. Pierwsza jest też do krytykowania mnie, jeśli chodzi o wychowanie. Naprawdę nie zliczę tych komentarzy, które słyszę, jak już się widzimy. A to, że za ciepło ubieram dziecko, albo za lekko - to już zależy od pogody i tego, co sobie akurat ubzdura. A to, że nie pozwalam mu jeść wielokrotnie przetworzonych, najtańszych słodyczy z supermarketu ("Niszczysz dziecku dzieciństwo"). Albo to, że jestem nadopiekuńcza. Jak z kolei np. Paweł się przewróci albo rozpłacze to przecież zawsze moja, bo nie dopilnowałam, bo "ona ciągle z nosem w telefonie". Dla mnie to jest po prostu chamstwo. 

Apogeum jednak było ostatnio kiedy się rozchorowałam. Mam też nawracającą astmę i mój stan był dosyć poważny. Trafiłam do szpitala na obserwację. Nie miał kto odebrać Pawła z przedszkola, bo mąż był w trasie kilkaset kilometrów dalej (jest zawodowym kierowcą). Moja teściowa nawet nie kiwnęła palcem! Moja mama - która wciąż pracuje na pół etatu - musiała się zwolnić i  jechała z miejscowości obok, żeby zabrać nasze dziecko do domu. Nikt chyba mi nie powie, że przesadzam. To jest moim zdaniem absolutny skandal i przysięgam, że czasami mam po prostu ochotę wykrzyczeć jej to wszystko w twarz.

Agata.

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.