Zgodnie z decyzją Ministerstwa Edukacji, od kwietnia 2024 roku nauczyciele nie mogą zadawać uczniom prac domowych. Z małymi wyjątkami. W klasach I-III nauczyciele mogą zadawać jedynie zadania usprawniające motorykę małą, czyli ćwiczenie pisania literek, wycinanie, kolorowanie etc. W starszych klasach jest nieco inaczej: prace domowe są zadawane tylko dla chętnych i nie mogą być oceniane. Nauczyciel może jedynie przekazać uczniowi, co zrobił poprawnie, a nad czym jeszcze powinien popracować.
A także niektórym rodzicom. Pierwsi martwią się, że nie zdołają przerobić ze swoimi podopiecznymi materiału, bo program jest wciąż przepełniony, a czasu mało. Rodzice z kolei boją się, że ich pociechy nie będą utrwalać wiedzy, którą zdobyły na lekcjach i pojawią się złe oceny. "Rozumiem, że uczniowie byli przeciążeni. Wiem, jak to jest z moją trzecioklasistką, ale żeby w ogóle zlikwidować prace domowe? Wystarczyło je przecież ograniczyć" - mówi w rozmowie z redakcją eDziecko Ania (nazwisko do wiadomości redakcji), której córka chodzi do jednej ze szkół podstawowych na warszawskiej Białołęce.
"Zaraz po Wielkanocy wychowawczyni zorganizowała zebranie z rodzicami i doszliśmy do wniosku, że prace domowe muszą być. Ustaliliśmy, że nie częściej niż trzy razy w tygodniu. Komuś tam się to nie podobało, ale zorganizowaliśmy głosowanie i zdecydowana większość była za" - dodaje Ania. Wyjaśnia, że wszystkim zależy, żeby dzieci opanowały to, co powinny, zanim skoczą na głęboką wodę, czyli pójdą do czwartej klasy.
"Dzieciom oczywiście się to nie podoba, ktoś tam się mądrzył, że zadzwoni na skargę do Barbary Nowackiej" - śmieje się. "Wychowawczyni obiecała, że prace domowe nie będą czasochłonne i trudne, że będzie się starała je zadawać w poniedziałki, środy i piątki, żeby dzieci miały więcej czasu na ich odrobienie. Nigdy z dnia na dzień" - dodała Ania.