Zależy mi na tym, by moje dziecko kierowało się nie tylko rozumem, ale także i sercem. Było empatyczne, pomocne i umiało mówić o swoich emocjach. Oczywiście wszystko brzmi pięknie, zgrzyt pojawia się, kiedy dodaje, iż mam syna, a nie córkę. Chłopcy przecież mają być twardzielami, delikatność jest zarezerwowana tylko dla dziewczynek. Mój syn jest maminsynkiem, bo przecież powinien być już mężczyzną – dzielnym i mężnym, a na pewno niepłaczącym. Jak marudzi, płacze i chce do mamy, jest nazywany mięczakiem i mazgają.
REKLAMA
Zobacz wideo Anna Lewandowska była zbuntowaną nastolatką. "Całe życie walczyłam"
Zaczyna się niewinnie, od zabawek i ubranek
Jak wyglądają witryny sklepowe z akcesoriami dla dzieci? Dla dziewczynek mamy mini pralki, zestawy do gotowania i sprzątania. Są lalki i niezliczona ilość przytulanek. A jak wygląda ten regał dla chłopców? Są zabawkowe autka, mini pojazdy budowlane, zestawy dla małego majsterkowicza oraz pistolety i karabiny. Podobnie z ubrankami. Oczywiście nie mówię tu o ubieraniu chłopców w sukienki, ale raczej o tym, iż dla chłopców mamy regał z koszulkami i spodniami "na jedno kopyto", a w przypadku dziewczynek do wyboru jest ogrom rzeczy.
Jako mama uważam, iż część rzeczy faktycznie może być zarezerwowana jako te typowo "dziewczęce" i "chłopięce", jednak zabawki nie mają przypisanej płci. Zestaw małego majsterkowicza może zainteresować dziewczynkę, a zabawkowa kuchnia - chłopca. Mój syn taką ma i to jest jedna z jego ulubionych zabaw. Czy przez to, iż kupuję mu takie zabawki i pozwalam się nimi bawić, wychowuje go na tego przysłowiowego mięczaka? Nie sądzę.
Zasada, iż chłopacy nie płaczą, trzymano się bardzo długo. Dlatego może tak trudno jest zaakceptować mojemu mężowi, iż jego syn potrzebuje więcej czułości, niż on sam otrzymał. Nie jest przez to mazgają, bo przewrócił się na placu zabaw i potrzebuje uwagi. Płaczem wyraża swoje emocje, z którymi jeszcze nie umie sobie poradzić. Kiedyś małych chłopców wychowywano na przyszłych wojowników. Nie mogli płakać, okazywać swojej słabości. Musieli być twardymi. Musieli się umieć bić i walczyć o swoje. Płacz był zarezerwowany dla dziewczyn.
Sama byłam tak wychowywana. To dziewczyna jest krucha i delikatna. Trzeba o nią dbać i się troszczyć. O chłopca już niekoniecznie. On sobie poradzi. Musi poradzić, bo inaczej zostanie nazwany mięczakiem. A co jeżeli nie da rady?
Moje podejście nie zyskuje aprobaty
jeżeli dziecko płacze, ma ku temu powód. Bez względu na płeć oraz wiek. Chociaż niektórzy uważają, iż płacz jest "z byle powodu" i negują to. Ciągle słyszę: "no już nie płacz, przecież nic się nie stało"; "nic cię nie boli, nie udawaj", "nie bądź mazgają". I wtedy zastanawiam się, czy po tych słowach tym dzieciom zrobi się lepiej? A może po prostu dostają sygnał, iż ich emocje są złe. Z czasem nauczą się je tłumić. Przestaną płakać i mówić o tym, co ich boli, co powoduje smutek, czego się boją. Tego nie chce dl mojego syna. Nie chce, żeby był twardzielem, bo skłonność do płaczu jest taka sama u dziewczynek, jak i chłopców. Nieco zmienia się to w okresie dojrzewania i to nie tylko ze względu na wychowanie dziewczynek na "kruche księżniczki", a chłopców na "twardzieli jak Rambo". U chłopców wzrasta testosteron i zmniejsza się potrzeba płaczu.
Płacz nie jest słabością, nie jest też powodem do wstydu. To, czego chcemy nauczyć nasze dziecko, co chcemy mu przekazać, zależy od nas, dorosłych. Ja wychodzę z założenia, iż nie chcę wychowywać swojego syna na twardziela, ale z drugiej strony moje podejście nie zyskuje aprobaty. Zarzuca się mi, iż mój prawie trzylatek to maminsynek i płaczek, bo zamiast mówić "nie rycz, nic się nie stało", staram się powiedzieć: "widzę, iż ci smutno, chcesz się przytulić i opowiedzieć o tym?".