Dziennik osobisty
Drugą godzinę czekałam w kolejce do baby Zofii. Ta znachorka była moją ostatnią nadzieją. Od lat próbuję zajść w ciążę, ale bezskutecznie. Nie wiem, co pani powiedzieć Wyniki są idealne, nie ma żadnych patologii rozłożyła ręce lekarz. Ale to musi mieć jakieś wyjaśnienie! jeżeli jestem zdrowa, dlaczego nie mogę mieć dziecka? pytałam rozpaczliwie. Nie wiem. Medycyna tu nie pomoże. Może kościół? szepnęła doktor.
Z Wojtkiem byliśmy małżeństwem od pięciu lat. Wszystko nam się układało: stabilność finansowa, własne mieszkanie, miłość i zrozumienie. Brakowało tylko jednego dziecięcego śmiechu w naszym przestronnym domu.
Od dawna podejrzewałam, iż ciąży na nas klątwa. Słowa ginekologa tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Kościół to dobrze, ale w twoim przypadku pomoże tylko znachorka! poradziła przyjaciółka, podsuwając mi adres. Jedź, nie ma nad czym myśleć. Im szybciej, tym lepiej!
W końcu nadeszła moja kolej. Niepewnie przekroczyłam próg niskiej chatki. Ujrzałam przed sobą drobną, sympatyczną staruszkę w białej chuście i kwiecistej sukience. Uśmiechnęłam się. Wyobrażałam sobie, iż znachorka będzie przerażająca z kłami i czarnym kotem na ramieniu.
Witaj, córeczko! Siadaj tu, przy ikonie powiedziała łagodnym głosem.
Mam taki problem nie wytrzymałam i rozpłakałam się.
Wszystko wiem, kochanie. Pomogę, jak potrafię odparła spokojnie.
Usiadłam posłusznie na miękkim krześle obok ikony Matki Bożej. Babcia Zofia zaczęła odmawiać modlitwę, krążąc wokół mnie zapaloną świecą. Cały rytuał trwał około dwudziestu minut. Potem usiadła naprzeciwko, biorąc mnie za rękę.
Nie możesz urodzić. Musisz odpokutować klątwę, która ciąży na ciebie od dzieciństwa powiedziała stanowczo.
Jaką klątwę? Kto miałby mnie przeklinać? Nigdy nikomu nie zrobiłam nic złego!
Nie ty. Twoja matka obciążyła duszę ciężkim grzechem, a ty płacisz za niego wyjaśniła.
To niesprawiedliwe! Mojej matki już nie ma, dlaczego ja mam za to cierpieć?
Takie jest prawo wszechświata. Jesteśmy nie





