Łagodne jak woda, skuteczne jak krem z apteki. Testowałam z synem nowości z półki w Rossmann

mamotoja.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: Testowałam kosmetyki Childs Farm fot. materiał własny


Jesień to dla naszej skóry czas próby. Kaloryfery, suche powietrze, twarda woda, wiatr na spacerach i nagłe zmiany temperatur. U nas najpierw pojawia się swędzenie, potem szorstkie łydki, a na końcu – to dobrze znane „mamo, swędzi mnie!”.

Mój pięciolatek ma skórę, która reaguje na wszystko i choć nauczyłam się już rozpoznawać, co mu służy, to znalezienie kosmetyków, które naprawdę działają, a przy tym nie uczulają, to wciąż jak trafienie szóstki w totka.

Dlatego, gdy na redakcyjnym biurku wylądowała cała seria Childs Farm OatDerma, postanowiłam przetestować ją nie tylko jako dziennikarka, ale przede wszystkim jako mama. Pomyślałam: spróbujemy. Najwyżej to będzie kolejny zestaw „dla skóry wrażliwej”, który kończy w koszyku na „prawie działało”. Ale nie tym razem.

OatDerma – delikatność, która zaczyna się od... króliczka

Zanim o samych kosmetykach, muszę wspomnieć o czymś, co od razu mnie ujęło – opakowania. Na każdym z nich widać króliczka Hattie, a obok często pojawia się też pszczółka Dot the Bee, która przewodzi całej farmie Childs Farm.

Ten dziecięcy, bajkowy świat ma w sobie coś uroczego, przyjaznego, pozbawionego „plastikowego” przesłodzenia. U nas te rysunki naprawdę działają: Leon pokazuje, iż „dziś myjemy się z Hattie”, a kiedy kończymy kąpiel, mówi, iż pszczółka już odlatuje „do innej łazienki”. I to jest piękne.

Piana, która nie szczypie i pieszczota zamiast mycia

W naszym domu kąpiel to zawsze mały teatr. Leon potrafi godzinami negocjować: „Jeszcze minuta!” i „Ale ja nie jestem brudny, tylko zakurzony z placu zabaw!”. A ja z kolei potrafię godzinami szukać kosmetyków, po których kąpiel nie kończy się łzami, szczypaniem ani suchą skórą.

Zaczęliśmy więc od OatDerma Bubble Bath – płynu do kąpieli bez zapachu, z owsem i ceramidami. Wlewam do wody, a po chwili pojawia się miękka, mleczna piana. Nie ma tu przesady – to nie „piana jak z reklamy”, ale naturalna lekkość, którą skóra przyjmuje z ulgą.

To nie jest kosmetyk, który pachnie gumą balonową czy watą cukrową, ale właśnie dlatego go lubię. Pachnie spokojem.
Po kąpieli skóra Leona nie jest ściągnięta, nie ma czerwonych plamek. Woda staje się miękka, a ja mam wrażenie, iż jego ciało po prostu odpoczywa. Skóra Leona miękka, gładka i spokojna. A ja nie muszę po wszystkim smarować go kremem „na szybko”, zanim ucieknie do salonu.

Mycie bez łez i bez pośpiechu

OatDerma Body Wash – żel o konsystencji mleczka to mój mały hit. Delikatny jak woda, a jednocześnie naprawdę skuteczny. Nie pieni się jak szalony, ale zostawia skórę czystą i ukojoną – bez uczucia ściągnięcia. To kosmetyk z kategorii „bez łez” i potwierdzam: działa. Nie szczypie, choćby jeżeli ktoś postanowi zrobić w wannie „wodospad prosto w oczy”.

I choć jest stworzony z myślą o dzieciach, mam wrażenie, iż projektowano go z myślą o rodzicach – tych, którzy chcą zakończyć kąpiel bez awantury i tłumaczenia, iż „to tylko trochę szczypie”.

Żel ma w sobie coś, co trudno opisać słowami – jest delikatny jak woda, ale działa jak krem. Nie tylko myje, ale też łagodzi i natychmiast przynosi ulgę. To kosmetyk, który daje poczucie bezpieczeństwa i dziecku, i rodzicowi.

Szampon, który przywraca spokój skórze głowy

Zimą skóra głowy Leona bywa kapryśna – sucha, czasem swędząca, zwłaszcza po dniu w czapce. OatDerma Shampoo to nasze odkrycie. Ma lekką konsystencję, nie pieni się zbyt mocno, ale myje skutecznie. Co ważne – nie szczypie w oczy. Po spłukaniu włosy są miękkie, lekkie i pachną po prostu czystością, a nie chemią.

W składzie znów: koloidalna mączka owsiana i ekstrakt z otrębów owsianych, które regenerują i chronią. To szampon, który przywraca równowagę nie tylko skórze, ale i mamie – bo wieczorna kąpiel wreszcie nie kończy się krzykiem.

Mleczko do kąpieli – gdy skóra woła o ratunek

W dni, gdy skóra Leona jest podrażniona, a ja czuję, iż potrzebuje czegoś więcej, wlewam do wody OatDerma Bath Milk. To mleczko nie tworzy piany, tylko delikatnie zmienia wodę w nawilżający roztwór. Bez piany, bez zapachu, za to z wyraźnym efektem „wow”.

Po kąpieli jego skóra wygląda tak, jakby była już posmarowana balsamem – jest miękka, elastyczna i spokojna. To produkt, który naprawdę koi, a dla mnie to ratunek na te wieczory, gdy skóra „pali”, a dziecko drapie się z bezsilności.

Balsam, który zamienia się w masaż

Po kąpieli przychodzi czas na nasz rytuał – masaż. Sięgam po OatDerma Body Moisturiser, nakładam odrobinę w dłonie, żeby się ogrzał, i powoli smaruję jego ciało. To moment, w którym Leon się wycisza, a ja czuję, iż dotyk naprawdę ma znaczenie. Rozmawiamy o dniu, o tym, co się wydarzyło, o czym marzył. To nasze „dobranoc”.

Ten balsam jest gęsty, ale nie tłusty. Wchłania się szybko, a skóra pozostaje miękka i gładka. W składzie: olej owsiany, masło shea i kakao – trio, które przywraca komfort choćby najbardziej suchej skórze. To kosmetyk, który śmiało mogłabym mieć w swojej kosmetyczce i przyznaję bez wstydu: często go podkradam.

Krem do twarzy – mały, ale potężny

OatDerma Face Cream to najmniejszy z serii, ale w działaniu – jeden z najmocniejszych. Zimą policzki Leona przypominają suchą mapę świata. OatDerma Face Cream działa jak plaster na chłód i wiatr – lekki, ale treściwy. Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawia tłustej warstwy, tylko uczucie ulgi. Zawiera 99% składników pochodzenia naturalnego i naprawdę robi różnicę – po dwóch dniach suche plamki znikają.

Seria, która naprawdę działa

Wszystkie produkty Childs Farm OatDerma mają wspólny mianownik: łagodność. Nie pachną niczym, nie podrażniają, nie zostawiają uczucia lepkości. Są jak ciepły koc – otulają skórę, przywracają spokój i równowagę. To kosmetyki dla całej rodziny – od noworodka po dorosłych, którzy walczą z suchą skórą po długim dniu.

To, co wyróżnia Childs Farm OatDerma, to skład – prosty, czysty i naprawdę skuteczny. Wszystkie produkty łączą koloidalna mączka owsiana i olej owsiany bogaty w ceramidy. To one wzmacniają naturalną barierę skóry, przynosząc ulgę już po pierwszym użyciu. W formułach znajdziemy też masło shea i kakao, które natychmiast odżywiają i wygładzają skórę, oraz naturalne emolienty, dzięki którym utrzymuje nawilżenie choćby do 24 godzin.

Nie ma tu miejsca na kompromisy – żadnych siarczanów, silikonów, olejów mineralnych ani zapachu. Wszystkie produkty mają co najmniej 97% składników pochodzenia naturalnego, są wegańskie, testowane dermatologicznie i zatwierdzone przez pediatrów.

Efekt? Skóra naprawdę oddycha, jest miękka, spokojna i odporna na jesienno-zimowe przesuszenie.

Moja redakcyjna ocena

  • Skóra dziecka – spokojna, gładka, bez śladów suchości.
  • Skóra mamy – wreszcie bez napięcia po prysznicu.
  • Konsystencje – gęste, treściwe, ale łatwe w użyciu.
  • Zapach – brak (i całe szczęście).
  • Wydajność – świetna, bo naprawdę wystarczy odrobina.

To jedna z tych serii, po których naprawdę nie chce się wracać do „dorosłych” produktów. Bo jeżeli coś jest tak łagodne jak woda, a skuteczne jak krem z apteki, to po co szukać dalej?

Childs Farm OatDerma to nie tylko kosmetyki dla wrażliwej skóry. To małe narzędzie bliskości — pretekst, by się zatrzymać, dotknąć, pogłaskać, posłuchać. Wieczorem, w ciepłej łazience pachnącej spokojem, skóra i emocje dostają to samo: ukojenie.

Materiał promocyjny marki Childs Farm

Idź do oryginalnego materiału