Wszystko zaczęło się piętnaście lat temu, gdy wyjechałam do Wielkiej Brytanii do pracy. Czas minął gwałtownie – wtedy choćby nie wyobrażałam sobie, jak bardzo zmieni się moje życie. Pamiętam tylko, jak nie mogłam zasnąć, tuląc moją małą córeczkę Marię. A rano, gdy dziecko jeszcze spało, cichutko wymknęłam się z pokoju.
Mąż obiecywał, iż wszystko będzie dobrze, iż nie mam się czym martwić. I wtedy mu wierzyłam, bo żyliśmy naprawdę dobrze.
Jednak wyjechałam. Musiałam, nie myśląc nawet, iż już nie będziemy jedną rodziną, iż moja córka będzie dorastać, nie wiedząc, co to znaczy mieć mamę blisko siebie.
Zaczęło się od tego, iż pewnego dnia na targu przypadkiem spotkałam swoją koleżankę ze szkoły, Irenę. Na początku jej nie poznałam. Wyglądała, jakby dopiero co zeszła z wybiegu. Młodsza, rozpromieniona, jej oczy błyszczały.
Od razu opowiedziała mi o swoim życiu w Wielkiej Brytanii. Pracowała tam już sześć lat. Irena z dumą mówiła o nowej pracy, o swoim życiu, i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ja też nie mogłabym spróbować? Może życie naprawdę może być inne?
Tamtego wieczoru nie mogłam zasnąć. W głowie krążyło jedno pytanie: „Dlaczego nie spróbować?”.
Następnego dnia wzięłam telefon i zadzwoniłam do Ireny, prosząc, by pomogła mi znaleźć pracę w Wielkiej Brytanii. Na początku się wahała, próbowała mnie odwieść, ale byłam zdecydowana. Miesiąc później byłam już na dworcu w Londynie, gdzie przywitała mnie przyjaciółka.
W Wielkiej Brytanii udało mi się dobrze zadomowić. Pracowałam z myślą o naszej lepszej przyszłości, o tym, byśmy po moim powrocie żyli lepiej.
Na początku było ciężko – inny język, inni ludzie – ale z czasem się nauczyłam. Żyłam z myślą o przyszłości, by moja Maria miała wszystko, czego potrzebuje.
Przez kilka lat zgromadziłam pieniądze, wybudowałam dla nas dom, kupiłam córce mieszkanie, by miała gdzie mieszkać, gdy wyjdzie za mąż. Włożyłam w jej przyszłość wszystko, co mogłam. Chyba w ten sposób chciałam wynagrodzić córce swoją nieobecność.
I oto jestem tutaj – po piętnastu latach. Moja Maria, którą zostawiłam jako małą dziewczynkę, stała się dorosłą, piękną, mądrą kobietą. Skończyła studia i zadzwoniła do mnie do Wielkiej Brytanii, iż wychodzi za mąż, bo jej ukochany podarował jej pierścionek i oświadczył się.
To była nieopisana euforia dla mnie jako matki. Byłam szczęśliwa, iż znalazła kogoś, z kim chce spędzić życie.
Córka powiedziała, iż nie chcą dużego wesela, iż po prostu wezmą ślub, może choćby przez Internet, więc nie nalegała, żebym przyjechała, ale poprosiła o pieniądze na ceremonię, żeby mogli to jakoś symbolicznie uczcić z przyjaciółmi.
Na początku chciałam po prostu przesłać pieniądze jak zawsze busem, ale potem przypomniałam sobie, jak dawno nie byłam w domu, jak ważne jest być z córką w tym momencie, i postanowiłam pojechać osobiście.
Moja przyjaciółka Irena odradzała mi ten pomysł, mówiąc, iż nie warto przyjeżdżać bez zapowiedzi. Powiedziała, iż z zagranicy nie można po prostu przyjeżdżać, iż lepiej uprzedzić, żeby ktoś cię przyjął. Ale ja nie słuchałam. Chciałam zrobić niespodziankę, wyobrażałam sobie, jak ucieszą się mąż i córka. Umówiłam się z kierowcą busa, który najszybciej jechał na Ukrainę, i ruszyłam w drogę.
Pierwsza niespodzianka czekała mnie w domu – mąż nie był sam, a z jakąś dużo młodszą kobietą, która na mój widok od razu uciekła.
Mąż wniósł walizki do domu, ja w milczeniu poszłam do łazienki, a on gdzieś pojechał, chyba żeby uniknąć wyjaśnień i tłumaczenia się.
Zebrałam się i pojechałam do córki. Powitała mnie niezbyt serdecznie, powiedziała, iż się spieszy.
Zauważyłam, iż w jej mieszkaniu pełną parą mieszka już przyszły zięć, choć umawiałyśmy się, iż przed ślubem nie będą razem mieszkać. Córka najwyraźniej uznała, iż i tak się o tym nie dowiem, więc zlekceważyła moją prośbę.
Ale przyjechałam i swoją obecnością wywołałam niezręczną sytuację. Córka choćby mnie nie przytuliła po przyjeździe, tylko zapytała, czy przywiozłam pieniądze.
Jestem bardzo rozczarowana swoimi najbliższymi – zarówno mężem, jak i córką. Oboje mnie zdradzili, a co z tym zrobić – po prostu nie wiem.
Powiedziałam mężowi, iż składam pozew o rozwód. Nie mogłam wybaczyć zdrady. Może to moja wina, może to los zarobkowej emigrantki. Może to był mój własny błąd, ale nie mogłam dłużej być z ludźmi, którzy mnie zdradzili.
Teraz patrzę na swoje życie inaczej. Życie za granicą bardzo mnie zmieniło. A to, co zobaczyłam w domu, bardzo mnie rozczarowało.
Ciekawe, czy jest choć jedna emigrantka, która jest całkowicie zadowolona ze swojego życia na obczyźnie i nie doświadczyła żadnych negatywnych skutków?