Ja też popełniłam taki błąd. Każdego dnia budzę się z myślą, iż jeżeli prawda kiedyś wyjdzie na jaw, stracę wszystko: męża, dom, dziecko, a może i samą siebie.
Mój mąż, Tomek, był dobrym człowiekiem. Odpowiedzialny, spokojny, przewidywalny. Tylko iż z czasem w naszym domu zrobiło się cicho. Nie rozmawialiśmy o niczym poza rachunkami. Czułam się jak cień, który krząta się po kuchni. Wtedy pojawił się on, mój szef, Paweł.
Paweł był zupełnym przeciwieństwem Tomka. Zauważał mnie. Pytał, czy nie jestem zmęczona, chwalił moją pracę, a gdy się uśmiechał, miałam wrażenie, iż znowu ktoś widzi we mnie kobietę, a nie tylko żonę i gospodynię. Zaczęło się niewinnie: rozmowy po pracy, wspólna kawa, uśmiechy. Potem jeden dotyk, jedno spojrzenie za długo. A później wszystko potoczyło się za szybko.
To trwało tylko kilka miesięcy. Potajemne spotkania, wymówki o nadgodzinach, wiadomości kasowane tuż po przeczytaniu. Kiedy powiedział, iż musi to zakończyć, bo nie chce niszczyć swojego małżeństwa, nie prosiłam, żeby został. Udałam, iż rozumiem. A kilka tygodni później dowiedziałam się, iż jestem w ciąży.
Wiedziałam, iż dziecko nie może być Tomka. Nie byliśmy ze sobą od dłuższego czasu. Ale gdy pokazałam mu test ciążowy, rozpłakał się ze szczęścia. Powiedział, iż to znak, iż los daje nam drugą szansę. Nie miałam odwagi mu powiedzieć. Nie potrafiłam.
Kiedy poinformowałam Pawła, iż spodziewam się dziecka, zamilkł na długą chwilę. Potem powiedział tylko, iż pomoże mi, ale po cichu. I tak robi do dziś. Na moje konto co miesiąc wpływa przelew z dopiskiem „premia specjalna”. Tomek myśli, iż w pracy mnie doceniają, a ja wiem, iż to pieniądze od Pawła.
Tomek codziennie dziękuje mi za syna. Mówi, iż wreszcie jesteśmy prawdziwą rodziną. Za każdym razem, gdy słyszę te słowa, czuję, jak coś we mnie pęka. Patrzę na naszego chłopca i widzę w nim oczy Pawła. Nie potrafię zapomnieć. Nie potrafię też wyznać prawdy.
Czasem, gdy wszyscy śpią, siedzę w ciemności i próbuję sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby Tomek się dowiedział. Może by mnie znienawidził. Może zabrałby dziecko. A może po prostu odszedł w milczeniu. Nie wiem, co byłoby gorsze.
Zdarza się, iż próbuję przekonać samą siebie, iż zrobiłam to dla dobra rodziny. Że lepiej, by Tomek żył w kłamstwie, niż by cierpiał. Ale prawda jest inna. Zrobiłam to ze strachu. Ze strachu przed samotnością, przed pustką, przed byciem nikim.
Każdego dnia karmię nasze życie jednym kłamstwem więcej. I wiem, iż to moja kara. Nie muszę czekać na prawdę. Ona już mnie zjada od środka.








