Dziś znów nie mogę zasnąć. Sumienie gryzie mnie jak głodny wilk, nie dając chwili wytchnienia. Czuję się, jakbym stał na krawędzi przepaści, rozdarty między poczuciem obowiązku a własnym lękiem. Wszystko dlatego, iż moja żona, Kinga, jest w ósmym miesiącu ciąży, i nasze życie zaraz zmieni się na zawsze. Po ślubie wyprowadziliśmy się do Wrocławia, zostawiając jej rodzinny dom w małej wsi pod Poznaniem. Rodzice zostali tam sami, a my widujemy się rzadko może kilka razy w roku, jak już któryś z nas znajdzie czas na podróż.
Ostatnio, gdy przyjechali w odwiedziny, siedzieliśmy z teściową w naszej kuchence, popijając herbatę. Opowiadała, jak ciężko było jej, gdy Kinga przyszła na świat. Mówiła o samotności, o łzach i o tym, iż tylko jej matka, babcia Kingi, pomogła jej wtedy przetrwać. Te słowa dotknęły mnie głęboko wyobraziłem sobie moją żonę w tej samej sytuacji: zagubioną, zmęczoną, z noworodkiem w ramionach. Wtedy Kinga, niespodziewanie, powiedziała: Mamo, przyjedź do nas po porodzie, pomóż mi trochę. Oczy teściowej zabłysły, jakby dostała nowe życie. Ale wtedy dodała: Z tatą chętnie zamieszkamy u was na rok! A nasze mieszkanie wynajmiemy, żeby wam pomóc finansowo.
Zamarłem, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Jej słowa dudniły mi w głowie jak dzwon. Kocham teścia, to wspaniały człowiek, ale Kinga zaprosiła tylko matkę, najwyżej na miesiąc żeby pomogła jej stanąć na nogi. A tu nagle cały rok, i jeszcze z tatą! Od razu wyobraziłem sobie teścia, jak wychodzi na balkon zapalić. Sam palę, ale przy dziecku? Nie chcę, żeby maluch oddychał tym dymem. A zima? Będzie otwierał drzwi, wpuszczając mroźne powietrze. Już widzę, jak nasze dziecko kaszle, a Kinga wpada w panikę.
I to nie wszystko. Teść u nas się nudzi albo ogląda telewizję na cały regulator, albo ciągnie mnie na piwo do knajpy. Rozumiem, chce się rozerwać, ale z niemowlakiem w domu wolę być przy rodzinie, a nie wyskakiwać co wieczór. Gdy pomyślałem o tym roku hałas, papierosy, niepokój ścisnęło mnie w gardle.
Powiedziałem teściowej wprost: Prosimy tylko panią, na miesiąc, nie dłużej. Jej twarz zastygła, a w oczach pojawiła się gorycz. Odparła ostro: Bez męża nie przyjadę. Albo razem, albo wcale. I wyszła, zostawiając nas w ciężkiej ciszy. Teraz leżę w ciemności, a myśli kłębią się w głowie. Czy postąpiłem słusznie? Może powinienem był ustąpić, dla ich szczęścia? Ale jak mielibyśmy przetrwać ten rok, skoro już teraz dusimy się na samą myśl?
Sumienie szepcze, iż jesteśmy egoistami, iż oni chcą pomóc, a my ich odpychamy. Ale serce krzyczy: musimy chronić nasze dziecko, nasz dom, nasz spokój. Nie wiem, co robić. Leżę, słucham oddechu Kingi i myślę: a jeżeli się mylimy? Może ona ma rację, iż powinniśmy dać im tę bliskość? Ale może jednak my mamy rację, stawiając granice? Gdzie tu jest prawda? Tonę w tych wątpliwościach i potrzebuję światła, by znaleźć wyjście.
Dzisiaj zrozumiałem jedno: czasem najtrudniej jest odmówić tym, których kochamy. Ale rodzina to nie tylko obowiązek to także wzajemny szacunek. I to jest lekcja, którą zapamiętam.













