Zgodziłam się na opiekę nad wnukiem tylko na kilka dni: Po miesiącu odkryłam, iż moje życie już na zawsze zmieniło kierunek

newsempire24.com 5 godzin temu

15 kwietnia 2024
Drogi pamiętniku,

Mamo, proszę, tylko na kilka dni. Nie wiem, co zrobić. Marek zachorował, ja muszę iść do pracy, przedszkole zamknięte. Tylko kilka dni, naprawdę. słyszałem w głosie córki Bogny napięcie i zmęczenie.

Zgodziłem się od razu. Jak mógłbym odmówić? To mój wnuk, czteroletni Jaś, pełen energii i uśmiechu. Myślałem: Co to za wielka sprawa? Parę dni, może tydzień dam radę.

Pierwszy tydzień minął, potem drugi. Bogna przestała mówić na chwilę, a zaczęła: jeszcze trochę. W międzyczasie Marek trafił do szpitala, po powrocie był za słaby, żeby sam zajmować się dzieckiem. Córka brała nadgodziny, siedziała do późna w biurze w Warszawie, nie odbierała telefonów. Z każdym dniem czułem, iż to nie przysługa, a nowy rozdział mojego życia nikt nie pytał mnie o zgodę.

Jaś to prawdziwe złociste dziecko, ale opieka nad nim przypomina pełnoetatową pracę. Budzenie w nocy, bo w śnie pojawił się potwór. Śniadanie, które musi zawierać dokładnie trzy truskawki i żadnej zielonej rzeczy. Bieganie po parku, czytanie bajek, zabawy w dinozaury, tysiące pytań na godzinę. A ja mam już 63 lata. Kolana nie są już takie same, plecy bolą, a sen przestał mnie odwiedzać.

Zaczęło mnie przygniatać zmęczenie, ale i coś innego nagła radość. Dom, w którym po śmierci męża panowała cisza, wypełnił się głosem dziecięcych śmiechów, zabawkami pod stołem, małymi rączkami obejmującymi mnie za szyję.

Babciu, jesteś najwspanialszą na świecie szeptał Jaś, gdy zasypiał przy moich kolanach. Poczułem, iż w końcu jestem potrzebny, iż nie jestem już tylko emerytem w pustym mieszkaniu.

Bogna coraz rzadziej pytała, czy dam radę. Zamiast tego zakładała po prostu, iż tak. Mamo, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła mówiła przez telefon, ale w jej głosie brakowało wdzięczności, była jedynie ulga, jakby zrzuciła z siebie ciężar i nie chciała go już z powrotem.

Pewnego popołudnia zapytałem: A kiedy go odbierzesz? milczała. Potem wyjaśniła: Z Markiem jest naprawdę ciężko, ma rehabilitację, ja biorę podwójne zmiany nie teraz, proszę.

Zrozumiałem wtedy, iż na kilka dni przestało istnieć. Nie ma planu, w którym wrócę do spokojnego życia. Stałem się po prostu rozwiązaniem problemu.

Wewnątrz coś się zmieniło. Nie byłem już tylko zmęczony byłem zły. Miałem żal, bo całe życie byłem tym, który zawsze pomaga, nigdy nie narzeka, przyjmuje wszystko na siebie. Dla Bogny zrobiłbym wszystko i tak właśnie zrobiłem. Czy ona to widzi?

Zacząłem mówić nie. Najpierw małymi krokami: Dziś nie wychodzimy, bo jestem zmęczony. Wieczorem mam spotkanie z koleżanką, Jaś sam pójdzie spać. Potem wprost: Potrzebuję, żebyś przejęła część obowiązków. To twoje dziecko.

Nie było łatwo. Płakały łzy, padały zarzuty iż jestem egoistą, iż nie daje rady, iż kiedyś miałam łatwiej. Ale wiedziałem, iż jeżeli teraz się nie postawię, zostanę z tym dzieckiem na miesiące, może lata. A ja też mam życie, marzenia, prawo do odpoczynku i do bycia babcią, nie zastępczą matką.

Dziś Jaś spędza ze mną weekendy. Gramy w karty, pieczemy babeczki, oglądamy bajki. Wieczorami układamy puzzle albo budujemy z klocków miasto, które Jaś nazywa imieniem naszego starego psa Burek. Śmieje się, przytula i mówi: Babciu, jesteś najukochańsza. W tych chwilach czuję, iż moje serce jest pełne i iż jestem potrzebny na własnych warunkach.

Kiedy nadchodzi niedzielny wieczór, Bogna przychodzi po niego, zmęczona, ale już bez presji. Nauczyła się, iż nie jestem jej obowiązkiem ani darmową pomocą na każde zawołanie. Zrozumiała, iż choć jestem matką i babcią, jestem też człowiekiem z potrzebami i granicami. Nie mogę i nie chcę dźwigać całego świata na swoich barkach.

W tym miesiącu nauczyłem się jednej ważnej prawdy miłość to nie tylko dawanie, ale także umiejętność powiedzenia dość. Bo jeżeli nie postawimy granicy, nikt jej za nas nie postawi.

Uważam, iż jeżeli nie przyznam się do zmęczenia, nie poproszę o wsparcie, odpoczynek, przestrzeń, to inni będą brać od nas coraz więcej, aż zostanie puste miejsce, w którym kiedyś była nasza własna tożsamość. Nie gniewam się na Bognę. Wiem, iż miała trudny okres i dobre intencje. Ale całe życie uczyłem ją, iż mama zawsze da radę i nie ma prawa być słaba. Teraz, po latach, uczymy się nowych, dorosłych relacji, opartych nie na poświęceniu, ale na wzajemnym szacunku.

Wieczorem, zamykając drzwi za Jasiem, siadam w fotelu z herbatą i słucham ciszy. Już nie boli, nie przytłacza. To moja cisza, moje życie. Inne niż kiedyś może trochę samotniejsze, ale bardziej świadome, dojrzałe i moje.

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może jeszcze nie raz będę pomagał, może znów życie postawi mnie pod ścianą. Jedno wiem na pewno: już nigdy nie pozwolę, by ktoś decydował za mnie, kim mam być. Babcią? Tak. Kochającą, obecną, ważną. Ale nie zamiast siebie. Tylko razem ze sobą.

Lekcja, którą wyniosłem: bycie potrzebnym nie oznacza rezygnacji z własnych granic. Trzeba umieć powiedzieć dość, by nie zgubić siebie w cudzej potrzebie.

Idź do oryginalnego materiału