1/32 Hawker Hurricane Mk IIb – budowa

kfs-miniatures.com 1 miesiąc temu

1/32 Hawker Hurricane Mk IIb

Revell – 04968

Budowa

Jakiś czas temu recenzowałem model Hurricane IIb od Revella. Po recenzji przyszła pora na rozpoznanie bojem, na relację z której zapraszam poniżej.

Budowę modelu zacząłem klasycznie – od kokpitu. W kilku miejscach niezbędne było wypełnienie śladów po wypychaczach. W miejscach trudniej dostępnych używałem akrylowej szpachlówki Vallejo (jest wodorozcieńczalna i łatwo ją usunąć – co zmniejsza ryzyko uszkodzenia blisko położonych detali).

Zwykle jednak najlepiej sprawdza się stary dobry cyjanoakryl (moim ulubionym jest teraz “czarny” Flexy 5K CA produkcji VMS).

Gdyby ktoś się zastanawiał, co przedstawia zdjęcie poniżej, to są to boczne części fotel a pilota.

Liczne elementy kokpitu połączyłem w podjednostki.

Wspomnianemu już wcześniej siedzisku pilota warto poświęcić chwilę dodatkowej pracy, zeszlifowując delikatnie widoczne od góry krawędzie, aby dodać im trochę lekkości.

Na wewnętrzną powierzchnię prawej burty kadłuba należy dokleić odpowiedni panel.

Proces ten warto kontrolować “od zewnątrz”, ponieważ krawędź rzeczonego panelu wystaje ponad burtę.

Mapnik może nie grzeszy finezją, ale postanowiłem nie podmieniać go na żadne rękodzieło.

Lewa burta jest znacznie bardziej minimalistyczna, no ale to przecież Hurricane – większość manetek i wskaźników zamontowana była na wewnętrznej kratownicy.

Przygotowane wcześniej elementy kokpitu pokryłem szarym podkładem 4000 Bilmodel.

Do malowania wnętrza użyłem – jako kolorów głównych – AK Extreme Metal Aluminium oraz Mr.Hobby RAF Interior Green (C364). Do tego oczywiście farby do detali (głównie czarna…).

Szczególnej uwagi wymaga ukośna kratownica przed fotelem pilota, na której znajdują się liczne elementy sterujące, i która będzie doskonale widoczna od góry w gotowym modelu.

Revell dodał kalkomanię do busoli, resztę trzeba próbować poprawić samemu, malując to jakoś ciekawie i dodając pęczek kabli. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, iż z odsieczą przybędzie rycerz z Siemianowic Śląskich na białym koniu, ale o tym za chwilę.

Główne elementy klatki kabiny pobrzydziłem trochę olejami i przygotowałem do końcowego montażu.

Należało oczywiście rozwiązać kwestię brakujących pasów pilota. Od dawna chciałem wypróbować pasy HGW models, nadarzyła się więc okazja. Zakupiłem od razu zestaw z pasami i maskami do oszklenia.

Mocowanie uprzęży w Hurricane było dość skomplikowane, ponieważ pasy ramienne “wchodzą” w płytę pancerną za fotelem.

Wymagało to drobnej ingerencji w plastik, ponieważ sam otwór jest za mały, aby pas przez niego przeszedł.

Oczywiście, można także dociąć pas, ale wygodniej jest jednak usunąć plastik.

Taki układ pasów sprawia tez, iż zamontować je można dopiero po skończeniu całej klatki kabiny wraz z fotelem, dlatego efekt zobaczycie trochę później. Same pasy HGW dostarczyły mi trochę zabawy, niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu. Przeplatanie pasków papieru i fototrawionych klamerek jest zaskakująco żmudne, ale byłoby to do przejścia, gdyby nie fakt, iż materiał z którego pasy są wycięte, ma tendencję do rozwarstwiania się.

Wróćmy jednak do samej kratownicy, ponieważ trzeba zająć się tablica przyrządów. Jeśli pamiętacie recenzję, Revell proponuje nam plastikowy element i kalkomanie z zegarami przełącznikami. Nieobrzydliwe (jak mawia Kierownik), ale też bez nadmiaru finezji. Szczególnie jak na skalę 1/32.

I tutaj sytuację ratuje Yahu Models z zestawem YMA3274.

Zestaw bogaty, dodajmy, ponieważ obejmuje nie tylko tablice przyrządów, ale też inne wybrane detale – te najważniejsze, bo dobrze widoczne od góry.

Porównanie tablicy z zestawową kalkomanią nie pozostawia wątpliwości, co jest lepsze…

Produkt Yahu otrzymałem w momencie, gdy już miałem z grubsza zmontowany i pomalowany kokpit.

Musiałem więc częściowo zdemontować “klatkę”, żeby móc zrobić zdjęcia porównawcze. A jest co porównywać, bo choćby panel sterowania klapami i podwoziem to zupełnie nowa jakość.

Jedyny detal zestawu Yahu, który nie oferuje znaczącej poprawy względem zestawu Revella, to busola, dlatego tę postanowiłem zostawić jak jest.

A resztę – oczywiście podmieniłem.

Mogłem wreszcie ostatecznie zmontować kokpit w całość, wraz z fotelem pilota i pasami HGW. Te ostatnie dostarczyły mi więcej roboty i frustracji niż się spodziewałem, głównie dlatego, iż mają upierdliwą tendencję do rozwarstwiania się w miejscach, gdzie mocno się je zgina. Spodziewałem się lepszego efektu, ale cóż…

Przed sklejeniem połówek kadłuba trzeba jeszcze przygotować “protezę” silnika:

Wpasowanie klatki kabiny nie sprawiło żadnych problemów.

Sklejenie kadłuba w całość również.

Górna pokrywa silnika pasuje idealnie choćby na sucho.

Warto pamiętać o rozwierceniu na niej chwytu powietrza (co mi się średnio udało, ale postanowiłem poprawić to po podkładzie).

W międzyczasie zabrałem się za składanie płata, co na wstępie wymaga zmontowania i pomalowania komór podwozia głównego. Momentami trzeba użyć trochę siły…

… a także zwalczyć zbyt rozbuchane ślady łączenia form.

Sufit komory odlany jest z przejrzystego plastiku, aby łatwiej było odtworzyć okienka do obserwacji podwozia z kokpitu. Była to pierwsza okazja do wykorzystania masek z zestawu HGW.

Całość po pokolorowaniu wyszła tak:

Montaż skrzydeł jest trochę skomplikowany: Najpierw komorę podwozia łączymy ze spodnia częścią centropłata (czy też spodem kadłuba między skrzydłami – wiem, iż zaraz oberwę od purystów technicznych…).

A następnie doklejamy po bokach dolne połówki skrzydeł:

Otrzymane w ten sposób połączenie wychodzi całkiem ładnie.

Zanim jednak dokleimy górne połówki skrzydeł, trzeba jeszcze rozprawić się z otworami na łuski.

Dla spokoju sumienia możemy jeszcze zaczernić powierzchnię górnych połówek skrzydeł, gdyby ktoś (np. Sędzia Z Lampką) zaczął nam tam zaglądać przez te wyrzutniki.

Teraz można skleić płat w całość, pilnując przede wszystkim jego wzniosu. U mnie poszło bezproblemowo.

Jak widać, górne powierzchnie skrzydeł są już z grubsza ponitowane. A to dlatego, iż nienawidzę tego etapu prac nad modelem i staram się rozbijać go sobie na mniejsze sesje, żeby nie zanudzić się na śmierć. Wolę też nitować model w kawałkach, gdy mam większe możliwości manipulowania częściami. W tej skali używam nitowadła RB.

Przed przystąpieniem do nitowania skrzydeł odtworzyłem jeszcze pojedyncze linie podziału, których brakowało (przynajmniej w porównaniu z planami, którymi dysponuję).

Wracając jeszcze do montażu, to warto zwrócić uwagę na “strop” wnęki klap. Wychodzi tam niezbyt fajne łączenie, które niewątpliwie należałoby poprawić, planując model w wariancie z opuszczonymi klapami. Mnie nie udało się znaleźć zdjęcia tej części samolotu, aby mieć jakiś punkt odniesienia, jak to ma wyglądać. Natomiast wszystkie zdjęcia Hurricane’ów na postoju pokazują je z klapami podniesionymi, w związku z czym zdecydowałem, iż mój model także będzie w takiej konfiguracji – mimo iż zestaw Revella daje opcje wykonania klap pozycji opuszczonej.

Ostatnim etapem montażu zespołu płata jest doklejenie jego spodniej przedniej części, która pasuje bez zarzutu.

Tym samym nadejszła wiekopomna chwila połączenia kadłuba z płatem.

Miałem pewne obawy z tym związane, głównie ze względu na dużą ilość bambetli już znajdujących się w kadłubie i w pewnym stopniu wpływających na jego szerokość, a także złożoną konstrukcję samego płata. Z drugiej strony jednak, brak wklejonej spodniej przedniej i tylnej części kadłuba ułatwia zadanie wpasowania skrzydeł.

Ostatecznie okazało się, iż wcale nie jest źle. Pewne niedokładności w miejscu schodzenia się górnej powierzchni płata z kadłubem były nieuniknione, ale bez tragedii.

Czarny klej CA plus debonder pozwoliły wstępnie wyrównać (i przy okazji wzmocnić) te okolice – na dokładną obróbkę przyjdzie czas na etapie podkładu.

Na spodzie spasowanie również było ok.

Przymierzając “na sucho” tylną, spodnią część kadłuba, stwierdziłem iż niektóre z wypustek mających ją pozycjonować względem burt kadłuba bardziej przeszkadzają, niż pomagają, więc usunąłem je.

Następnie, ostrożnie i odcinkami, dokleiłem ten element do kadłuba i skrzydeł. Obeszło się choćby bez dużej szpary lub uskoku na granicy z centropłatem.

Przy wycięciu na kółko ogonowe należy lekko ściąć plastik, o czym informuje instrukcja.

Pewną niemiłą niespodzianką było “rozjechanie się” otworu na wsadzanie pręta do podnoszenia kadłuba (widoczna na zdjęciu końcówka kadłuba jasno wskazuje, iż nie popełniłem błędu z doklejaniem spodu).

Problem dotyczył bardziej strony lewej niż prawej, ale poprawiłem obydwie, wykorzystując okazję do wklejenia kawałka igły lekarskiej, imitującej rurkę wyraźnie widoczną na zdjęciach maszyn muzealnych.

W kolejnym kroku zmontowałem zespół chłodnicy.

Przymiarka pokazała jednak, iż “wystająca” część chłodnicy nie wchodzi idealnie w wcięcie w centropłacie.

Drobna chirurgia plastyczna krawędzi chłodnicy rozwiązała ten problem.

Przy okazji zauważyłem brak wyraźnej linii podziału blach, którą łatwo było odtworzyć na tym etapie.

W przypływie redukcyjnego wzmożenia dorobiłem też z cienkiego drutu wspornik lub cięgło w otworze przednim osłony. Miałem przy tym pełną świadomość, iż mi to wypadnie przed końcem budowy, i oczywiści miałem rację…

Po przycięciu plastiku, chłodnica siadła już idealnie.

Chwyt powietrza podobnie, choć widoczna jest drobna szpara – do weryfikacji przy podkładowaniu…

Na tym etapie postanowiłem dokleić usterzenie poziome tudzież powierzchnie sterowe.

Dzięki zaprojektowaniu oddzielnych powierzchni sterowych, oraz montażu ich tylko na nielicznych wypustkach imitujących zawiasy, wygląda to efektownie i naturalnie.

Z drugiej strony, połączenie to jest bardzo delikatne i łatwo je odłamać podczas manipulacji modelem, o czy przekonałem się dosyć gwałtownie – dlatego zdecydowanie sugeruję montaż powierzchni sterowych pod koniec budowy.

Wciąż nie miałem dokończonych prac przy skrzydłach. Należało wkleić na krawędzi natarcia panele z uzbrojeniem, rozwiercając lufy, gdzie było to konieczne.

Niezbędne było też wyrównanie miejsc wklejenia i odtworzenia zatartych w ten sposób linii podziału blach.

Kolejny temat to reflektory skrzydłowe. Musem w tej skali jest odtworzenie charakterystycznych, wygiętych mocowań odbłyśnika, tak charakterystycznego dla brytyjskich maszyn. Wykorzystałem tu zestaw Brengun do skali 1/32 (Kamil kiedyś recenzował analogiczny zestaw w 1/48)

Przed wklejeniem klap (przypominam, w pozycji zamkniętej) odciąłem elementy pozycjonujące, które tylko przeszkadzały.

Musiałem też wybrać trochę plastiku z miejsca, gdzie klapy wchodzą.

Lotki należy skleić z dwóch połówek (górnej i dolnej); powstająca w ten sposób krawędź spływu wychodzi jednak rozczarowująco grubo (shortrun style)…

Pomogło zeszlifowanie plastiku wewnątrz połówek – przydał się tutaj patyczek ścierny Ammo o gradacji 240 (użyłem go pierwszy raz, do tej chwili myślałem, iż nadałby się tylko do szlifowania desek).

Zbliżał się moment montażu oszklenia, dlatego należało też wreszcie zainstalować celownik. W międzyczasie otrzymałem świeży produkt CMK – drukowane z przeźroczystej żywicy celowniki do Hurricane (CMK-P32001 Hawker Hurricane Gun Sight Mk.II Type).

W zestawie znajdują się dwa celowniki różniące się kształtem szybki. Wydrukowane są z dbałością o detale i na głowę biją zestawowy celownik plastikowy.

Jest tylko drobny szkopuł, czyli same szybki. “Słoje” druku 3D sa na nich bardzo widoczne, czyniąc je kompletnie nieprzejrzystymi. Próbowałem temu zaradzić, szlifując szybki drobnoziarnistym papierem ściernym, a następnie pastą polerską…

Próbowałem nakładać kilka warstw lakieru bezbarwnego Gauzy…

Efekt jednak wciąż był tragiczny.

Dlatego też ostatecznie delikatnie wyciąłem nieszczęsne szybki z celowników i wpasowałem w to miejsce docięte arkusiki folii. Efekt wreszcie był zadowalający. Szkoda iż producent nie przewidział tego i od razu nie zaoferował wydruku bez nieszczęsnych imitacji elementów przeźroczystych.

Co do oszklenia, wybrałem wersję zamkniętą. Ponieważ owiewka wchodzi głęboko w kadłub, nie ma opcji doklejenia oszklenia tymczasowo (lubię takie rozwiązanie, ponieważ pozwala w sytuacjach awaryjnych, jak zaparowanie oszklenia od wewnątrz, oderwać je i przeczyścić), musiałem od razu zadbać o wnętrze. A konkretnie o uchwyty do odsuwania limuzyny.

No i trzeba było pomalować na kolor kamuflażu przednią część garbu kadłuba, która znajdzie się pod limuzyną.

Przód kadłuba wymagał jeszcze montażu przednich osłon.

Wystający poza obrys osłon “kołnierz”, chroniący wiatrochron przed zafajdaniem olejem, wymagał zaszpachlowania “na wszelki wypadek” śladów po wypychaczach.

Krawędź “kołnierza” można też zeszlifować co nieco, aby pocienić jej krawędź.

Rury wydechowe, o czym wspominałem w recenzji, nie są zbyt finezyjne i wymagają ingerencji dla rozwiercenia otworów – w przypadku Hurricane o dosyć nietypowych kształtach. O odwodzie zawsze pozostają drukowane zamienniki, dostępne na rynku. Ja postanowiłem na razie pozostać przy plastiku.

Przed końcowym montażem pozostało mi jeszcze zmontowanie podwozia.

Jest to czynność bezproblemowa, ponieważ konstrukcja ta, w przypadku Hurricane, jest prosta. A przewody hamulcowe odlane są na powierzchni osłon komór podwozia głównego. jeżeli chodzi o kółko ogonowe, przed sklejeniem jego połówek warto wykonać “prześwit” – twórcy modelu wykonali choćby w tym celu odpowiednie zagłębienie od wewnętrznej strony.

Mogłem wreszcie zmontować model w całość na potrzeby zdjęcia. Oczywiście, wiele elementów połączyłem jedynie przy użyciu Maskolu, aby je bezproblemowo zdemontować do malowania. Na opis malowania i pozostałych prac “wykończeniowych” zaproszę w kolejnej relacji, mam nadzieję iż już niedługo.

Artur “Arcturus” Osikowski

Model zostały przekazany do recenzji przez Hobby 2000 (dystrybutora Revell w Polsce), tablice przez Yahu models, a zestaw celowników przez Special Hobby.

Idź do oryginalnego materiału