Dzieci

Dramatyczne sceny w Tatrach. Tak zjeżdżały dzieci. "Mogło skończyć się tragedią"
Z Nienawiści do Miłości – Odwrotna droga do szczęścia
RADOSNA TWÓRCZOŚĆ • O angielskim sexie
O angielskim sexie / Hardy
Święta, święta i po prezentach. Dzieci wszystko rzuciły w kąt, a mi jest po prostu przykro
Mama dla Alonki.
Moje dziecko uznaje tylko tatę. Przy mnie kompletnie nie ma "posłuchu"
Kiedy przynieśli go na izbę przyjęć szpitala, od razu było jasne, iż to ofiara utonięcia…
To działanie dzieli internet. Jedni widzą 1, inni 81 — kto ma rację?
Katowice: lekarzom udało się przebudować całe serce chłopca. „Będzie żył”
Wieczór kolęd w Koniakowie. Prezydencka para wśród góralskiej muzyki. Marta Nawrocka zachwyca
1100 zł zamiast 800 plus: wypłaty już od stycznia. Trzeba spełnić kilka warunków
"Już nigdy go nie zobaczysz". Zadał własnemu dziecku 11 ciosów nożem
Zdrowy dom zaczyna się od powietrza
Moja siostrzenica chciała dostać wózek dziecięcy jako prezent, a kiedy się na to nie zgodziłam, zwróciła całą rodzinę przeciwko mnie.
— Dzień dobry, kochanie.
„Przepraszam, mamo, nie mogłem ich tam zostawić” – powiedział mój 16-letni syn, przynosząc do domu dwa noworodki bliźniaki.
Zofia Jastrzębska: powiedzieliśmy sobie ze Stachem, iż "damy radę"
Zgrzewarka próżniowa w kuchni i domu – jak skutecznie przechowywać żywność i ograniczyć marnowanie jedzenia?
Nie dopilnowałam wnuków, teraz muszę ponieść konsekwencje
Kiedy przywieziono go na izbę przyjęć szpitala, od razu było wiadomo, iż to ofiara utonięcia…
Powiedziała, iż sprzedaje nietrafione prezenty dzieci. "Teściowa mało z krzesła nie spadła"
Przez tę zagadkę matematyczną z haczykiem można osiwieć. Uda ci się rozwiązać?
Miłość bez granic: Opowieść o pasji i przygodzie
Szokujące nagranie z Czech. Weszła na taflę lodu z wózkiem dziecięcym
KREWNIACY
Pojednanie w Polskim Stylu
Daj mi, proszę, powód – Miłego dnia – Denis pochylił się i musnął jej policzek ustami. Anastazja skinęła głową odruchowo. Policzka nie rozgrzał żaden pocałunek – ani ciepła, ani złości. Po prostu skóra, po prostu dotyk. Drzwi się zamknęły i w mieszkaniu zapanowała cisza. Stała jeszcze chwilę w korytarzu, wsłuchując się w siebie. Kiedy to się adekwatnie wydarzyło? Kiedy coś w niej przeskoczyło i zgasło? Anastazja pamiętała, jak dwa lata temu płakała w łazience, bo Denis zapomniał o ich rocznicy. Jak rok temu trzęsła się ze złości, gdy znów nie odebrał Wiktorii z przedszkola. Jak pół roku temu wciąż próbowała rozmawiać, tłumaczyć, prosić. A teraz – pustka. Czysto, sucho, jak wypalone pole. Anastazja poszła do kuchni, nalała sobie kawy i usiadła przy stole. Dwadzieścia dziewięć lat. Siedem z nich mężatką. A teraz siedzi w pustym mieszkaniu z stygnącą kawą i myśli o tym, iż przestała kochać męża tak cicho i zwyczajnie, iż choćby nie zauważyła, kiedy to się stało. Denis żył według starego schematu. Obiecywał odebrać córkę z przedszkola – nie odbierał. Twierdził, iż naprawi kran w łazience – kran cieknie trzeci miesiąc. Przysięgał, iż w weekend w końcu pojadą do zoo – ale w sobotę miał pilne sprawy z kolegami, a w niedzielę leżał przed telewizorem. Wiktoria przestała pytać, kiedy tata się z nią pobawi. W wieku pięciu lat już wiedziała: mama – to pewność. Tata – to ten, kto czasem pojawia się wieczorem i ogląda telewizję. Anastazja nie urządzała już awantur. Nie płakała w poduszkę. Przestała układać plany, jak to wszystko naprawić. Po prostu wykreśliła Denisa ze swojego równania życia. Trzeba zawieźć samochód na przegląd? Umawiała się sama. Zepsuł się zamek na balkonie? Wzywała fachowca. Wiktoria potrzebowała stroju śnieżynki na występ? Anastazja szyła go po nocach, gdy mąż chrapał w drugim pokoju. Rodzina zamieniła się w dziwną konstrukcję dwóch dorosłych żyjących obok siebie pod jednym dachem. Pewnej nocy Denis wyciągnął do niej rękę w łóżku. Anastazja delikatnie się odsunęła, zrzucając na ból głowy. Potem na zmęczenie. Potem na nieistniejące dolegliwości. Metodycznie wznosiła mur między nimi i z każdym odmową stawał się wyższy. „Niech sobie kogoś znajdzie” – myślała chłodno. – „Niech da mi powód. Porządny, zrozumiały powód, który zaakceptują rodzice i teściowa. Żeby nie trzeba było się tłumaczyć”. Bo jak powiedzieć mamie, iż odchodzi od męża, bo on… jest nijaki? Nie bije, nie pije, pieniądze przynosi. No nie pomaga w domu – ale gdzie u nas faceci pomagają? No z dzieckiem się nie bawi – bo przecież mężczyźni nie umieją… Anastazja założyła osobne konto w banku i zaczęła odkładać tam część wypłaty. Zapisała się na siłownię – nie dla męża, a dla siebie. Dla tej nowej siebie, która czeka gdzieś za horyzontem nieuniknionego rozwodu. Wieczorami, kiedy Wiktoria zasypiała, Anastazja zakładała słuchawki i słuchała podcastów po angielsku. Zwroty, korespondencja biznesowa. Firma miała zagranicznych klientów, a język mógł otworzyć nowe drzwi. Kursy dokształcające zabierały jej dwa wieczory w tygodniu. Denis narzekał, iż musi siedzieć z Wiktorią – chociaż to „siedzieć” oznaczało puścić bajki i wbić nos w telefon. Weekendy Anastazja spędzała z córką. Parki, place zabaw, kawiarnie z koktajlami, wypady do kina na bajki. Wiktoria przywykła, iż to ich czas – mamy i jej. Tata gdzieś majaczył na obrzeżach rzeczywistości jak mebel. „Nawet nie zauważy” – powtarzała sobie Anastazja. – „Kiedy się rozstaniemy, kilka się dla niej zmieni”. Ta myśl była wygodna. Anastazja trzymała się jej jak tratwy. Aż nagle coś się zmieniło. Nie od razu zorientowała się co. Po prostu któregoś wieczoru Denis sam zaproponował, iż położy Wiktorię spać. Później zabrał ją z przedszkola. Potem zrobił kolację – prostą, makaron z serem, ale sam, bez przypominania. Anastazja patrzyła na niego podejrzliwie. Co to? Gryzło go sumienie? Przelotne szaleństwo? Próba zatuszowania czegoś, czego jeszcze nie wiedziała? Mijały dni, a Denis nie wracał do starego trybu. Wstawał wcześniej, żeby odprowadzić Wiktorię do przedszkola. Naprawił ten kran. Zapisał córkę na basen i sam zawoził ją na zajęcia. – Tato, patrz, teraz umiem nurkować! – Wiktoria biegała po mieszkaniu, udając pływaczkę. Denis łapał ją, podrzucał, a dziewczynka śmiała się najprawdziwszym śmiechem. Anastazja obserwowała to z kuchni i nie poznawała własnego męża. – Mogę z nią posiedzieć w niedzielę – powiedział pewnego wieczoru Denis. – Masz przecież spotkanie z koleżankami? Anastazja wolno skinęła głową. Żadnego spotkania nie było – chciała tylko posiedzieć sama z książką w kawiarni. Ale skąd on wie o koleżankach? Podsłuchuje ją przez telefon? Tygodnie zlatują na miesiące. Miesiąc – na dwa. Denis nie odpuszczał, nie wracał do dawnych przyzwyczajeń. – Zarezerwowałem nam stolik we włoskiej restauracji – oznajmił któregoś dnia. – Na piątek. Mama zgodziła się zostać z Wiktorią. Anastazja oderwała oczy od laptopa. – Z jakiej okazji? – Po prostu. Chcę z tobą zjeść kolację. Zgodziła się. Z ciekawości, tłumaczyła sobie. Zobaczyć, co kombinuje. Restauracja była przytulna, z przygaszonym światłem i muzyką na żywo. Denis zamówił jej ulubione wino – i Anastazja ze zdziwieniem odkryła, iż pamięta, jakie lubi. – Zmieniłeś się – powiedziała wprost. Denis zakręcił kieliszkiem. – Byłem ślepy. Kompletny, podręcznikowy dureń. – To nie nowość. – Wiem. – Krzywo się uśmiechnął, nieszczerze. – Myślałem, iż pracuję dla rodziny. Że potrzebujecie pieniędzy, większego mieszkania, lepszego auta. A tak naprawdę zwyczajnie… uciekałem. Od odpowiedzialności, od codzienności, od wszystkiego tego. Anastazja milczała, pozwalając mu mówić. – Zauważyłem, iż się zmieniłaś. Że przestało ci zależeć. I to… to było straszniejsze niż wszystkie kłótnie, rozumiesz? Krzyczałaś, płakałaś, wymagałaś – i to było normalne. Potem po prostu przestałaś. Jakby mnie nie było. Postawił kieliszek. – Mało brakowało, żebym was stracił. Ciebie i Wiktorię. I dopiero wtedy zrozumiałem, jak robiłem wszystko źle. Anastazja patrzyła na niego długo. Na tego mężczyznę, który mówił jej to, na co czekała latami. Za późno? A może jeszcze nie? – Chciałam się rozwieść – wyszeptała. – Czekałam, aż dasz mi powód. Denis pobladł. – Boże, Anka… – Odkładałam pieniądze. Szukałam mieszkania. – Nie wiedziałem, iż to aż tak… – Powinieneś był wiedzieć – weszła mu w słowo. – To twoja rodzina. Powinieneś był widzieć, co się dzieje. Cisza zawisła nad stołem. Kelner, wyczuwszy atmosferę, omijał ich z daleka. – Chcę nad tym pracować – powiedział Denis cicho. – Nad nami. jeżeli mi pozwolisz. – Jeden szansa. – Jedna – to i tak więcej niż zasłużyłem. Siedzieli w tej restauracji do zamknięcia. Rozmawiali o wszystkim – Wiktorii, pieniądzach, podziale obowiązków, o tym, czego oczekują. Po raz pierwszy od lat to była prawdziwa rozmowa. Wszystko szło powoli. Anastazja nie rzuciła mu się w ramiona. Obserwowała, sprawdzała, czekała na podstęp. Ale Denis się starał. Przejął gotowanie w weekendy. Ogarnił rodzicielskie grupy w przedszkolu. Nauczył się zaplatać Wiktorii warkocze – krzywo, niezdarnie, ale samodzielnie. – Mamo, zobacz, tata zrobił mi smoka! – Wiktoria wpadła do kuchni, pokazując konstrukcję z kartonów i kolorowych papierów. Anastazja spojrzała na tego „smoka” – pokracznego, z jednym skrzydłem większym od drugiego – i się uśmiechnęła… …Pół roku minęło niepostrzeżenie. Za oknem był już grudzień i całą rodziną pojechali do rodziców Anastazji na wieś. Stary dom, pachnący drewnem i ciastem, zasypany śniegiem ogród, skrzypiący ganek. Anastazja siedziała przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyła, jak Denis i Wiktoria lepią bałwana. Córka dyrygowała – nos tu, oczy wyżej, szalik krzywo! – a Denis posłusznie wykonywał polecenia, co chwila łapiąc ją i podrzucając w powietrze. Jej wrzask niósł się na całą okolicę. – Mamo! Mamo, chodź do nas! – wołała Wiktoria. Anastazja narzuciła kurtkę i wyszła na ganek. Śnieg iskrzył w niskim słońcu, mróz szczypał w policzki, a z boku przeleciała śnieżka. – To tata! – natychmiast wydała ojca Wiktoria. – Zdrajczyni – parsknął Denis. Anastazja zebrała śnieg i rzuciła do męża. Spudłowała. Rozśmiał się, ona też – i po chwili wszyscy tarzali się w zaspach, zapominając o bałwanie, zimnie, całym świecie. Wieczorem, gdy Wiktoria usnęła na kanapie, Denis ostrożnie zaniósł ją do łóżka. Anastazja patrzyła, jak przykrywa córkę, poprawia poduszkę, gładzi włosy. Usiadła przy kominku z kubkiem w dłoniach. Za oknem padał śnieg, miękki i puszysty, otulając świat białym kocem. Denis usiadł obok. – O czym myślisz? – O tym, jak dobrze, iż nie zdążyłam. Nie pytał, co miała na myśli. Wiedział. Dobre relacje wymagają codziennego wysiłku. Nie wielkich bohaterskich czynów, ale zwykłych rzeczy: wysłuchać, pomóc, zauważyć, wesprzeć. Anastazja wiedziała, iż czekają ich jeszcze trudne dni, sprzeczki o drobiazgi. Ale teraz, w tej chwili, jej mąż i córka byli obok. Żywi, prawdziwi, kochani. Wiktoria przebudziła się i przybiegła do nich, wcisnęła się między rodziców na kanapie. Denis objął je obie, a Anastazja pomyślała, iż za niektóre rzeczy naprawdę warto walczyć…
„Przykro mi, mamo, nie mogłem ich zostawić tam”, powiedział mój 16-letni syn, gdy przywiózł do domu noworodki – dwóch małych bliźniaków.
Chyba miłość już wygasła – Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na tym wydziale – powiedział wtedy, wręczając jej bukiet polnych rumianków kupionych na targu przy metrze. Anna roześmiała się, przyjmując kwiaty. Rumianek pachniał latem i czymś nieuchwytnie adekwatnym. Michał stał przed nią ze wzrokiem człowieka, który wie, czego pragnie. A pragnął jej. Ich pierwsza randka odbyła się w Parku Skaryszewskim. Michał przyniósł koc, termos z herbatą i domowe kanapki zrobione przez jego mamę. Siedzieli na trawie do późnego wieczora. Anna zapamiętała jego śmiech, gdy odrzucał głowę, jego przypadkowe muśnięcia dłoni, spojrzenie, jakby była jedyną osobą w całej Warszawie. Po trzech miesiącach zabrali się do kina na francuską komedię, której nie rozumiała, ale śmiała się razem z nim. Po pół roku – przedstawił ją rodzicom. Po roku – zaproponował wspólne mieszkanie. – I tak spędzamy razem każdą noc – tłumaczył Michał, bawiąc się jej włosami. – Po co płacić za dwa mieszkania? Anna się zgodziła. Nie przez pieniądze. Po prostu przy nim świat nabierał sensu. Ich wynajęta kawalerka pachniała niedzielnym rosołem i świeżo uprasowaną pościelą. Anna nauczyła się gotować jego ulubione kotlety z czosnkiem i koperkiem, dokładnie tak jak robiła jego mama. Michał wieczorami czytał jej na głos artykuły o biznesie i finansach. Marzył o własnej firmie. Anna słuchała z pochyloną głową i wierzyła w każde jego słowo. Snuli plany: najpierw na wkład własny, potem własne mieszkanie, potem samochód. Dzieci, rzecz jasna. Chłopiec i dziewczynka. – Ze wszystkim zdążymy – mawiał Michał, całując ją w czubek głowy. Anna przy nim czuła się niezwyciężona. …Piętnaście lat życia razem pokryło się warstwą rzeczy, przyzwyczajeń, rytuałów. Mieszkanie w dobrej dzielnicy z widokiem na skwer. Kredyt hipoteczny na dwadzieścia lat, który spłacali szybciej, rezygnując z wakacji i restauracji. Srebrna Toyota pod blokiem – Michał sam wybrał, sam się targował, sam polerował maskę co sobotę. Duma rosła w piersi ciepłą falą. Sami wszystko wypracowali. Bez pieniędzy od rodziców, bez znajomości, bez szczęśliwego trafu. Po prostu pracowali, oszczędzali, wytrzymywali. Ona nigdy nie narzekała. choćby gdy padała na twarz i zasypiała w metrze wracając do domu. choćby gdy marzyła, by rzucić wszystko i uciec nad morze. Byli drużyną. Michał tak mówił, a Anna wierzyła. Jego dobro zawsze stawiała na pierwszym miejscu. Znała tę zasadę na pamięć, wplotła ją w swoje DNA. Zły dzień w pracy? Przygotowywała kolację, parzyła herbatę, słuchała. Kłótnia z szefem? Głaskała go po głowie i szeptała, iż wszystko się ułoży. Zwątpienie w siebie? Zawsze umiała wydobyć go z dołka. – Jesteś moim kotwicą, oparciem i przystanią – mawiał wtedy Michał. Anna się uśmiechała. Być czyjąś kotwicą – czyż nie to znaczy być szczęśliwą? Ciężkie czasy się zdarzały. Pierwszy raz – po pięciu latach, gdy firma Michała zbankrutowała. Trzy miesiące siedział w domu, przeglądając ogłoszenia i z dnia na dzień gasł. Drugi raz – jeszcze gorzej. Koledzy wmanewrowali go w aferę z dokumentami: nie tylko stracił pracę, ale został z poważnym długiem. Musieli sprzedać samochód, by wszystko spłacić. Anna choćby słowem nie wyrzuciła mu winy. Brała dodatkowe zlecenia, pracowała po nocach, oszczędzała na sobie. Martwiło ją tylko jedno – jak on się trzyma. Czy się nie załamie, nie straci wiary w siebie. …Michał się pozbierał. Znalazł jeszcze lepszą pracę. Kupili znowu Toyotę – znów srebrną. Życie wróciło na tor. Rok temu siedzieli w kuchni, kiedy Anna w końcu powiedziała głośno to, o czym myślała od dawna: – Może już czas? Przestałam być dwudziestolatką. jeżeli będziemy odkładać… Michał poważnie potaknął. – Zacznijmy się przygotowywać. Anna wstrzymała oddech. Tyle lat odkładania, czekania na odpowiedni moment – i wreszcie on nadszedł. Wyobrażała to sobie tysiące razy: małe paluszki obejmujące jej dłoń, zapach niemowlęcia, pierwsze kroki w ich salonie, Michał czytający bajki do snu. Dziecko. Ich dziecko. Nareszcie. Od razu zaczęła zmieniać wszystko: dietę, tryb dnia, wysiłek. Zapisała się do lekarza, zrobiła badania, zaczęła brać witaminy. Kariera zeszła na drugi plan, choć akurat wtedy miała dostać awans. – Jesteś pewna? – spytała szefowa, zerkając przez okulary. – Taka szansa jest raz w życiu. Anna była pewna. Awans oznaczałby wyjazdy, nienormowany czas, stres. Nie najlepsze warunki na ciążę. – Wolę przejść do oddziału – zdecydowała. Szefowa wzruszyła ramionami. Oddział był kwadrans od domu. Praca nudnawa, rutynowa, bez perspektyw. Ale można wychodzić o szesnastej i nie myśleć o niej do poniedziałku. Anna gwałtownie się odnalazła. Nowi współpracownicy byli mili, choć mało ambitni. Robiła sobie obiady w domu, spacerowała w przerwie, spała przed północą. Wszystko dla przyszłego dziecka. Wszystko dla ich rodziny. Chłód wkradł się niepostrzeżenie. Początkowo Anna nie przywiązywała wagi. Michał dużo pracuje, bywa zmęczony. Ale przestał pytać, jak minął jej dzień. Przestał przytulać na dobranoc. Przestał patrzeć na nią jak dawniej, gdy nazywał ją najpiękniejszą dziewczyną na wydziale. W domu zrobiło się cicho. Nie tak cicho jak trzeba. Kiedyś potrafili gadać godzinami o wszystkim i niczym. Teraz Michał całe wieczory siedział w telefonie. Krótko odpowiadał na pytania. Szli spać, odwróceni do siebie plecami. Anna leżała obok, patrząc w sufit. Między nimi przepaść szeroka jak pół metra materaca. Bliskość znikła zupełnie. Dwa tygodnie, trzy, miesiąc. Anna przestała liczyć. Mąż zawsze miał wymówkę: – Bardzo jestem zmęczony. Jutro, dobrze? Jutro nigdy nie przychodziło. Zapytała wprost, pewnego wieczoru zagrodziła mu drzwi do łazienki. – Co się dzieje? Powiedz prawdę. Michał patrzył gdzieś poza nią, w okolice futryny. – Wszystko w porządku. – Nieprawda. – Wymyślasz to. To tylko chwilowy kryzys. Przejdzie. Obszedł ją, zamknął się w łazience. Zaszumiała woda. Anna została w korytarzu z dłonią przy piersi. Tam bolało. Tępo, nieustannie. Wytrzymała jeszcze miesiąc. Potem już nie miała siły i spytała wprost: – Kochasz mnie jeszcze? Pauza. Długa, straszna pauza. – Ja… nie wiem, co czuję do ciebie. Anna usiadła na kanapie. – Nie wiesz? Michał wreszcie spojrzał jej w oczy. Widziała pustkę. Zagubienie. Ani śladu ognia sprzed piętnastu lat. – Chyba miłość się już skończyła. Od dawna. Milczałem, bo nie chciałem cię skrzywdzić. Miesiące żyła w tym piekle, szukając przyczyn. Może kłopoty w pracy. Może kryzys wieku. Może zły nastrój. A on po prostu przestał kochać. Milczał, kiedy ona planowała przyszłość, rezygnowała z kariery, przygotowywała się do macierzyństwa. Decyzja przyszła nagle. Dość tych „może”, „może się ułoży”, „trzeba poczekać”. Wystarczy. – Składam pozew o rozwód. Michał pobladł. Anna widziała, jak drgnął mu jabłko Adama. – Zaczekaj. Nie tak od razu. Możemy spróbować… – Spróbować? – Może dziecko wszystko zmieni. Ludzie mówią, iż dzieci łączą. Anna roześmiała się gorzko, nieładnie. – Dziecko by tylko wszystko pogorszyło. Nie kochasz mnie. Po co nam dzieci? Żeby potem rozstać się z niemowlakiem na ręku? Michał milczał. Nie miał w sobie żadnego sprzeciwu. Anna jeszcze tego samego dnia się wyprowadziła. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wynajęła pokój u znajomej. Pozew rozwodowy złożyła, kiedy przestały jej drżeć ręce. Podział majątku zapowiadał się długi. Mieszkanie, samochód, piętnaście lat wspólnych rzeczy i decyzji. Prawnik mówił o wycenie, udziałach, negocjacjach. Anna notowała i próbowała nie myśleć, iż ich małżeństwo zamieniło się w metry kwadratowe i konie mechaniczne. W końcu znalazła własną kawalerkę. Uczyła się żyć w pojedynkę. Gotować dla jednej osoby. Oglądać seriale w ciszy. Zasypiać na całym łóżku. Noce były najgorsze. Przyciskała twarz do poduszki i wspominała: rumianki z targu, koc w parku Skaryszewskim, jego śmiech, jego dłonie, jego głos szepczący „jesteś moją kotwicą”. Bolało nie do wytrzymania. Piętnaście lat nie da się wyrzucić z serca jak stare ciuchy do kontenera. Ale wśród bólu pojawiało się coś więcej. Ulga. Pewność, iż podjęła adekwatną decyzję. Zdążyła na czas, zanim związała swoje życie na zawsze dzieckiem z tym mężczyzną, zanim utknęła na lata w bezsensownym małżeństwie dla „dobra rodziny”. Trzydzieści dwa lata. Całe życie przed nią. Strach? Ogromny. Ale da sobie radę. Nie ma innego wyjścia.
Pojednanie w sercu Polski: Odzyskiwanie Harmonii w Trudnych Czasach
Instagram dla rodziców: Family Fun by Mum
Kim jest nepodziecko? Dzieci, które wcale nie mają łatwiej w życiu
A Ty, Babciu, będziesz musiała zająć się wnukiem!
Włączyć decyzję dziewczyny
Ona dla mnie nie jest matką 🍎
1/72 Spitfire Mk.Vb early – ProfiPACK – Eduard
Pojednanie: Droga do Zgody i Zrozumienia w Polskim Świecie
– Pani Halino, jaka u pani szczerość godna podziwu!
Oto kolonijny ośrodek grozy pod Kłobuckiem. Od wielu lat stoi pusty i popada w ruinę. Odważycie się wejść do środka?
„Już 3-latek może robić pranie”. Kiedy jest za wcześnie na obowiązki domowe?
Zabawy sylwestrowe dla dzieci. Bez hałasu, presji i fajerwerków
Ojej, widziałyście tę kobietę w naszej sali? Już w starszym wieku… – Tak, całkiem siwa. Pewnie ma wnuki, a tu prosi o dziecko, w jej wieku…
Upominek na Dzień Babci i Dziadka – słoiczek „100 powodów”
Magia świąt w Słupi Koneckiej. To był piękny kiermasz [zdjęcia]
Ona nie jest moją matką 🍎
Otwórz plecak, teraz! Na kamerach widać wszystko, nie masz już jak uciec! Wyciągnij wszystko!
Przeraża cię rywalizacja między rodzeństwem? Posłuchaj, konflikt to też rodzaj bliskości
– „Oddasz dziecko do domu dziecka, skoro nie jest syna mojego!” – Uśmiechając się, powiedziała Teściowa.
Och, widziałyście tę kobietę, co jest w naszej sali? Już starsza… – Tak, zupełnie siwa. Pewnie ma wnuki, a mimo to – zażądała dziecka w swoim wieku…