1/35 “Fjaka”
Budowa cz. 1
Unimog 404S, który trafił na moją półkę jeszcze wiosną…
…doczekał się wreszcie, przy końcu lata, rozpoczęcia zupełnie na serio prac nad małą dioramką (większą winietką?), na której miał stanąć. Był to w zasadzie pierwszy taki projekt na moim warsztacie, choć zdarzyło mi się już wcześniej coś mniejszego zbudować. Ten tekst należy więc traktować raczej jako relację z budowy niż artykuł poradnikowy – nie wszystko zrobiłem dobrze, niektóre rzeczy na pewno mogłem zrobić prościej, lepiej, szybciej, etc., ale postanowiłem podzielić się z Wami swoimi przygodami przy tym, skądinąd ciekawym (przynajmniej w moim odczuciu…), przedsięwzięciu.
Prace nad dioramą zacząłem oczywiście od określenia zgrubnej koncepcji – co, gdzie, jak. Było to o tyle proste, iż jak już wiecie z relacji z budowy Unimoga, dałem sobie raczej wolną rękę i luźniej trzymałem się historycznych realiów. Z drugiej strony, były drobne trudności – chciałem na jednej podstawce w choć minimalnie logiczny sposób połączyć ciężarówkę, figurkę Amber, którą na potrzeby tego tekstu przechrzcimy na Jovankę i figurkę Jamesa Giganta, który dla nas będzie Josipem, jakiś znak drogowy z zestawu Miniartu, jakiś budynek i jakieś dodatki.
Podczas całości prac nad Unimogiem, inspirowałem się ubiegłorocznymi wakacjami na Bałkach. Stąd też pojawiła się myśl o usadowieniu modelu gdzieś w Dalmacji, a zestaw znaków Miniartu dający taką możliwość ułatwił mi wybór miejsca. Wydźwięk zaplanowanej scenki, z kolei, idealnie zazębiał mi się z książką Aleksandry Wojtaszek, którą przeczytałem całkiem niedawno i od której podkradłem tytuł. Co to Fjaka? To już pozostawiam do swobodnego researchu zależnie od ciekawości i potrzeb.
Gdy udało mi się znaleźć pasujący historyczny background, przystąpiłem do pracy. Na początek wykonałem szkic na kartce A4.
Na podstawie szkicu rozrysowałem sobie budynek mieszkalny w skali 1/35 wraz z przylegającą szopą/komórką/czymkolwiek.
Mając tak zakreślone granice podstawki i kształt budynku mogłem dowolnie kombinować z ustawieniem pojazdu i figurek.
Właściwe prace postanowiłem rozpocząć od budynku. Jego kształt wyciąłem sobie ze styroduru 3cm. Dostępny dla mnie był tylko ten żółty, sprzedawany w Castoramie, ale wiem, iż wielu uznanych dioramiarzy znacznie bardziej ceni sobie ten grafitowy.
Nie posiadając żadnych bardziej zaawansowanych narzędzi do cięcia styroduru, czy styropianu, musiałem polegać na nożyku do tapet. Ważne, by nie ciąć za mocno i za głęboko za jednym zamachem, a ostrze ustawiać pod możliwie małym kątem do ciętego materiału. Wycięte boki można przeszlifować po wszystkim papierem ściernym na gąbce.
Rycie kamieni rozpocząłem od mniejszej dobudówki – na rozgrzewkę. Wstępny zarys kształtów wyciąłem skalpelem.
Następnie nadałem kamieniom fakturę przy pomocy zgniecionej folii aluminiowej.
Przerwy na zaprawę poszerzyłem wykałaczką.
Część kamieni wgniotłem pod różnymi kątami korzystając z tego, co miałem pod ręką – np. wacika.
Gdy efekt mnie zadowalał przeniosłem go na większą ścianę.
Żeby dobudówka, jako ta dostawiona nieco byle jak i z byle czego, odróżniała się wyraźnie od domu, kamienie potraktowałem jeszcze końcem pęsety – zagniatając nim przeróżne kształty, jaki mógłby mieć nieobrobiony i odłupany byle jak budulec.
Wymyśliłem sobie, żeby dach na dobudówce wykonać w formie dachówki z łupka – to często spotykane pokrycie na starszych budynkach, zwłaszcza gospodarczych, w Chorwacji. Z kawałka styroduru zacząłem odcinać możliwie cienkie plastry, które następnie podarłem/rozciąłem na mniejsze, o nieregularnych kształtach.
Po potraktowaniu ich zwitkiem folii przykleiłem je w nieregularny sposób z pomocą wikolu.
Gdy klej zasechł, obciąłem nadmiar “dachówek” od zewnętrznego brzegu szopy i potraktowałem dach szpachlówką do drewna, żeby nieco wzmocnić fakturę kamienia. Nie jest to taki sam deseń, który posiada łupek, ale uznałem, iż po pomalowaniu będzie akceptowalnie. Szpachlówka wypełniła też puste przestrzenie i szpary pomiędzy dachówkami.
Na koniec, dach obsypałem drobnymi kamyczkami i kilkoma płaskimi, nieco większymi – wzorowałem się na zdjęciach prawdziwych dachów, na których często zalega taki pokruszony rumosz. Utrwaliłem to Sand&Gravel glue.
Jakiś czas później, na wysypanym kamieniami podjeździe szwagra znalazłem jednak coś, co chyba jest łupkiem i… adekwatnie samoczynnie kruszy się do formy zbliżonej do łupkowych dachówek.
Dlatego zerwałem cały dach i zrobiłem go od nowa z wykorzystaniem tego surowca.
Następnie naniosłem rozcieńczoną wodą szpachlówkę na całe ściany komórki – tak powstała zaprawa pomiędzy kamienie. Nadmiar szpachlówki wycierałem czystym pędzlem moczonym w wodzie. Pozwolił mi też na “przepchnięcie” szpachlówki z kamieni w przerwy pomiędzy nimi.
Gdy ręce nieco przyzwyczaiły się do takich prac, przeniosłem się na dom mieszkalny. Cienkopisem wyrysowałem sobie linie ułatwiające rycie kamieni w poziomie, kształt okien (oczywiście – jak widać – w trakcie pomyliłem się i to nie raz… ale dobrze, iż na etapie szkicowania, a nie rycia!) i przystąpiłem do pracy adekwatnie powtarzając wszystkie opisane powyżej kroki. Jedynie powierzchnię kamieni potraktowałem bardziej ulgowo, wychodząc z założenia, iż kamienie były poddane obróbce.
Szpary na zaprawę poszerzyłem płaskim dłutem.
Przyszedł czas na ułożenie dachu – tu miała już być porządna dachówka. Z oglądu zdjęć wynikało, iż jest ona kładziona przy pomocy dużej ilości zaprawy, co zamierzałem odtworzyć…
Ponieważ nie byłem pewny, czy uda mi się układanie za pierwszym razem, na powierzchni dachu nakleiłem sobie taśmę dwustronną, żeby móc popróbować w sposób prawie bezbolesny…
Następnie wkleiłem sobie okiennice.
Więcej czasu w tym etapie spędziłem analizując zdjęcia prawdziwych budynków niż na pracy przy swoim styrodurowym domku. W trakcie dotarło do mnie np., iż tego typu dachówka jest układana w dwóch, zachodzących na siebie poziomach (ten typ dachówki zwie się bodaj mnich-mniszka). To sprawiło, iż wydrukowanych przez Redaktora Naczelnego dachówek było zdecydowanie za mało (a i to pomimo, iż wydrukował mi ~3x tyle, co zamówiłem – koło 550). Postanowiłem, iż dolny, prawie niewidoczny rząd, ułożę z kawałków polistyrenu 0,2mm, który zagnę w zaoblony kształt dachówek.
Gdy już popróbowałem na taśmie dwustronnej, mogłem ją zerwać i zacząć kleić dachówki “na amen”. Wykorzystałem do tego wikol – jako nieagresywny, a w moim odczuciu, wystarczająco mocny do tego zadania. Jednocześnie na tyle wolno schnący, iż można długo poprawiać, wyrównywać, a w razie potrzeby – zmywać wodą.
Po pierwszej warstwie efekt nie porywał, ale to wystarczyło – po prostu chodziło o to, żeby pod adekwatną dachówką było “coś”.
Gdy klej przesechł przystąpiłem do klejenia adekwatnej warstwy. Tu przyłożyłem się bardziej, ale pomimo zwiększonej uwagi, cały proces był stosunkowo szybki i bezbolesny.
Potem dokleiłem drugą stronę dachu i szczyt…
Nie wyszło źle, ale to oczywiście nie był koniec – nie mogłem zostawić pomiędzy dachówkami, które były kładzione na zaprawę, takich szpar.
Z pomocą, tak jak wcześniej, przyszła szpachlówka do drewna – za jednym zamachem załatałem szpary między dachówkami, między dachem, a murami, oraz zrobiłem spoiny między kamieniami.
Szpachlówkę nakładałem patyczkiem, starając się ją rozetrzeć i wcisnąć w zagłębienia.
Nadmiar ścierałem najzwyklejszą chusteczką.
Tam gdzie istniała potrzeba nałożenia większych ilości szpachlówki, posiłkowałem się pędzelkiem. Na dachu pędzel moczony w wodzie pomógł mi też oczyścić go z nadmiaru szpachlówki.
Nie podobała mi się też gładka powierzchnia dachówek, które w rzeczywistości – według moich zdjęć referencyjnych – były zawsze bardziej chropowate. Dlatego potraktowałem je wszystkie niezawodną mieszanką Extra Thin i szpachlówki Tamiya.
W tym momencie mogłem połączyć szopę z domkiem. Na dachu szopy dosypałem też więcej skalnego rumoszu – jak w pierwotnej wersji. Z prawej strony domu dodałem też fragment rynny.
Nadszedł czas by zająć “małą architekturą”. W ten sposób z kawałka styroduru i polistyrenu oraz paru mniejszych pierdółek powstał fragment muru i furtka na podwórko Jovanki.
Podstawkę wykonałem z tego samego styroduru 3cm oraz kawałków podkładów do paneli, dzięki którym dobiłem do wysokości 5cm – takiej wysokości robię zwykle boki podstawek. To lekkie materiały, więc cała dioramka też nie będzie ciążyła w rękach. Ramkę z balsy 3mm skleiłem klejem cyjanoakrylowym, a “wkład” z bokami wikolem.
Kolejnym elementem do wykonania był fragment asfaltowej drogi. Za bazę posłużył mi docięty kawałek podkładki korkowej, pociągnięty szpachlówką do drewna.
Korek wyśmienicie się kruszy i pęka, gdy go trochę pognębić paluchami…
Dzięki czemu powstaje całkiem fajna powierzchnia, zmęczonego życiem i dalmackim słońcem asfaltu.
Żeby trochę urozmaicić wygląd drogi dodałem na niej kilka łat. Wykorzystałem teksturę Ammo TerraForm. Papierową taśmą wykleiłem z grubsza prostokątne i kwadratowe kształty, w których położyłem pastę.
Gdy wyschła zdjąłem taśmę, a boki łat podkleiłem paseczkami z Magic Sculpt, które miały symulować zwykle używaną w takich miejscach smołę – czy co to tam jest, to smarowidło.
Drogę przykleiłem do podstawki na wikol, a żeby ładnie i równo siadła, to przez noc stało na niej kilka ciężkich rzeczy, np. słoików, butelek z rozcieńczalnikami itp. Gdy klej wysechł, nie pozostało mi nic innego, tylko przymierzyć wszystkich aktorów i rekwizyty w przewidzianych dla nich miejscach…
Po zdjęciu rekwizytów, a przed malowaniem czegokolwiek na podstawce stworzyłem sobie grunt – wykorzystałem zalegającą mi i już prawie zaschniętą pastę AMMO Light Earth, ziemię z pola, kamyki i wspomniane już łupki. Zdecydowałem też o zerwaniu tej wystającej w górę części podstawki, przygotowanej z myślą o budynku – na tym etapie doszło do mnie, iż to bez sensu i w ten sposób będzie mi trudno przykleić i wyrównać budynek z gruntem.
Pasta, z racji na to, iż była stara i niemal zaschnięta, po reanimacji zwykłą wodą oczywiście musiała w kilku miejscach popękać – ale nie przejąłem się tym, bo nie jest to nic, czego nie można będzie poprawić przed malowaniem.
Czy to dobra kompozycja i materiał na super fajną scenkę? Nie wiem, raczej nie sądzę, choć cały czas mam nadzieję, iż ostateczny efekt będzie przyzwoity. Najbardziej zależało mi na wykorzystaniu posiadanych zestawów, a zarazem na treningu – od dawna chodził mi po głowie jakiś budynek na podstawce. Myślę, iż ten edukacyjny i treningowy cel dla samego siebie wykonałem, bo udało się zbudować coś, z wykorzystaniem w większości podstawowych i tanich materiałów oraz kilku dodatków.
Kamil Knapik
Jeśli podobają Ci się moje artykuły i modele możesz wesprzeć mnie symboliczną kawą poprzez serwis buycoffee.to. Zapewne kawy za to nie kupię, ale nowe farby – jak najbardziej!