1/72 A6m2-K
Profipack
Eduard – 82218
Eduard nie dał nam długo czekac na kolejnego Meserschmitta… a nie chwila wróć! Kolejne Zero!
Tym razem jednak bardzo szczególne, bo mamy do czynienia z zerem podwójnym. I to dosłownie – A6M2-K, czyli wersją dwumiejscową. Można więc powiedzieć, iż to Zero do kwadratu.

Zacznijmy od początku: wersja K to samolot treningowy, powstały na bazie bojowego A6M2. Co go wyróżnia? Przede wszystkim drugi fotel – niezbędny dla instruktora – oraz fakt, iż nie trzeba go długo szukać na lotnisku, bo trudno przegapić jego fantastyczne pomarańczowe malowania. I od nich zacznijmy.
Mamy więc pełen przekrój: żółto-pomarańczowe, żółto-pomarańczowo-szaro-zielone, szaro-zielone, zielono-żółto-pomarańczowe, a także po prostu pomarańczowe. Krótko mówiąc – jest barwnie.






Skąd w ogóle pomysł na te pomarańcze? Japończycy przyjęli zasadę, iż samoloty szkolne mają być pomalowane w odcieniach żółto-pomarańczowych . Brzmi prosto, ale jak to zwykle bywa – diabeł tkwi w szczegółach. A dokładnie w znaku, którym ten kolor opisano w dokumentach – mowa o tym wygibasie: 黄橙色.
I tu zaczynają się schody. Część badaczy uważa, iż chodziło o czysty pomarańczowy, inni – a w tę stronę idzie wyraźnie Eduard – twierdzą, iż był to żółto-pomarańczowy. Argument tych pierwszych jest całkiem sensowny: skoro maszyny malowano na bordowy podkład, to choćby żółta farba musiała nabrać bardziej pomarańczowego, ciepłego tonu – wpadającego wręcz w czerwień.
Żeby jednak nie opierać się tylko na domysłach, zapytałem o znaczenie tego znaku kogoś, kto wie więcej niż ja jestem w stanie wygooglować – tłumacza języka japońskiego, znawcę kultury Japonii i wydawcę mang w Polsce, Radosława Bolałka z wydawnictwa Hanami.
Według jego niezależnej i profesjonalnej opinii ten znak (daidai) opisuje taki kolor:

Źródło: www.i-iro.com
Czyli kolor bliższy czystemu pomarańczowemu. Być może zamieszanie wynika stąd, iż niektórzy tłumacze należą do tej grupy osób, które uważają, iż „śliwkowy” to smak, a nie kolor.
tak się składa iż AK Interactive ma w palecie Real colors farbkę w takim kolorze:

żródło: https://ak-interactive.com/
Podsumowując – prawdopodobnie pomarańczowy był naprawdę pomarańczowy, a nie żółto-pomarańczowy, jak chce Eduard.
No dobra, a co poza instrukcja malowania w pudełku z nowym zerem Eduarda? Dużo nowego a jakby doskonale znanego.

Mamy bowiem trzy stare i trzy nowe ramki, w porównaniu z wcześniejszymi wersjami Zero: nowa jest ramka z kadłubem i z płatem. Reszta pozostała bez zmian, co zresztą wcale nie jest zarzutem – poprzednie części były bardzo udane.




Co nowego przynosi nam kadłub? Przede wszystkim mamy tu miejsce przewidziane na dwóch załogantów, czyli trenera i ucznia.

Nowe jest także usterzenie, choć nie ma tu wielkich różnić w stosunku do poprzednich wersji

Siłą rzeczy zmieniły elementy kokpitu, jak choćby jego podłoga

Mamy drugą dodatkową ścianę na której wisiał fotel pilota (i ucznia). Jakość tego elementu nie powala, dlatego serdecznie polecam wymianę obu foteli wraz z grodziami na wydruk od Art Scale

Nowy jest ten drążek, w końcu to szkoleniowy samolot.

Ostatnią nowością są elementy holowanego rękawa do ćwiczenia strzelań w powietrzu.

Inaczej wyglądają też skrzydła – choć, jak się okazuje, problem z delikatnym połyskiem i koniecznością polerowania przez cały czas występuje. Zresztą nie tylko tutaj – to cecha wspólna praktycznie wszystkich płatów produkowanych przez Eduarda. Ciekawe, z czego to wynika…

W zestawie znajdziemy też oczywiście blaszkę fototrawioną, z kompletem elementów wyposażenia dwuosobowego kokpitu.
Wśród dostępnych malowań znajdziemy nie tylko maszyny szkolne, ale także te używane przez jednostki kamikaze. I właśnie w tym kontekście pojawia się ciekawostka – na blaszce znajdziemy piękny, bardzo płaski, fototrawiony miecz – barwiony oczywiście tylko z jednej strony.

Kalkomanie to klasyka Eduarda: przejrzyste, dobrze wydrukowane, bez przesunięć. Co więcej, tym razem czerwony kolor na Hinomaru wydaje się żywszy niż w innych zestawach, co zdecydowanie działa na plus.

Na koniec mamy jeszcze ‘stencilsy’ – czyli komplet drobnych napisów eksploatacyjnych, które dopełniają całości i pozwalają wyciągnąć maksimum z powierzchni modelu.

Czy warto?
Jeśli ktoś lubi Zero – można, jak najbardziej, jeszcze jak! jeżeli ktoś lubi pomarańczowe – tym bardziej. A jeżeli ktoś nie lubi jednego ani drugiego… to i tak pewnie kupi, bo to Eduard, albo Zero albo nie tak drogo jakby mogło być. Sami wiecie, powodów do kupienia nowego modelu jest bez liku.
Karol Konwerski
P.S. jeżeli podoba Ci się co piszę i pokazuje tutaj i chciałbyś mieć pewność iż nigdy nie zabraknie mi cienkiego kleju, możesz kupić mi kawę (bo chwilowo kleju ci u mnie dostatek), w serwisie
Zestawy przekazane do recenzji przez Eduard









