1/48 CAC CA-13 Boomerang
Budowa
Jak wspominałem w recenzji niedawno wydanej miniatury Bumneranga, sklejałem ten model, gdy na rynek trafiła jago poprzednia edycja. Czyli ponad dziesięć lat temu. I choć czas nie był do końca łaskawy dla tej relacji z budowy, to znaleźć w niej można kilka uwag istotnych dla tych, którzy zdecydują się zbudować ten model.
Miniatura samolotu CAC CA-13 Boomerang w skali 1/48 ze Special Hobby już w momencie premiery, czyli w 2012 roku, nie była całkiem nowa
W pudełku znaleźć można bowiem niemal identyczną zawartość, jak w wypuszczonym na rynek przeszło trzy lata wcześniej zestawie przedstawiającym wcześniejszą inkarnację tej maszyny, czyli CAC CA-12. Jedyną nowość stanowiły żywiczne koła, tłumik spalin oraz, rzecz jasna, arkusz kalkomanii. Już wtedy po wypraskach widać było, iż miejscami formy zostały mocno wyeksploatowane. O ile większość detali wciąż zachowywało całkiem przyzwoitą wyrazistość, to w wielu miejscach na elementach dało się odnotować większe lub mniejsze nadlewki
Na szczęście polistyren stosowany przez tego wytwórcę niezmiennie jest całkiem miły w obróbce.
Budowa
Prace nad modelem rozpocząłem od montażu silnika. W znaczącej części składa się on z elementów żywicznych, które zostały odlane całkiem przyzwoicie. I niecałkiem przyzwoicie dopasowane do części wtryskowych. Niemały kłopot sprawiło dopasowanie klatki kabiny i połówek kadłuba. Z kolei płat i kadłub były spasowane niemal idealnie, co nie jest oczywiste choćby w przypadku miniatur najbardziej renomowanych producentów. Miniatura, choć całkiem szczegółowa, wymagała w kilku miejscach drobnych samodzielnych waloryzacji.
Plastikowe rurki łączące cylindry z kolektorem spalin zastąpiłem cynowym drutem poniewaz zupełnie nie pasowały ani kształtem, ani długością. Dodatkowo z pręcika polistyrenowego zrobiłem popychacze. Zresztą, zgodnie z instrukcją.
Gotowy silnik mogłem przymierzyć do kadłuba. Nie byłem zaskoczony, kiedy okazało się, iż nie jest on przesadnie dopasowany.
Szczelina, która powstaje w dolnej części osłony silnika po części zlikwidowana została poprzez delikatne zeszlifowanie wierzchołków cylindrów, ale też częściowo trzeba było ją wypełnić plastikiem, aby przekrój kadłuba pasował do dolnej połowy płata. Kłopot z pasowaniem połówek kadłuba był tym większy, iż konstrukcja miniatury nie pozwalała na ich sklejenie i wyszlifowanie przed umieszczeniem wewnątrz silnika. Musiałem zatem maksymalnie dopasować do siebie wspomniane elementy przed ostatecznym montażem, korzystają z polistyrenu
Skompletowaną jednostkę napędową pokryłem stalowym metalizerem firmy Model Master. Popychacze i głowice cylindrów pomalowałem z kolei srebrem Mr.Color. Całość złoszowałem Tensocromem Smoke, miejscami dodając do niego Oil z tej samej palety. Wydech pokolorowałem rdzawym Lifecolorem z zestawu Dust & Rust.
Model zaskakuje dość wysoką jakością choćby najdrobniejszych części. Jedynie z rozpędu dorobiłem kilka przewodów, które po zamknięciu kadłuba i zamontowaniu szoferki stały się prawie niezauważalne.
Na wnętrze kabiny składa się parędziesiąt elementów. W zdecydowanej większości nie ma problemów z ich wzajemnym spasowaniem, a co najważniejsze, dzięki stosunkowo sporej osłonie szoferki łatwo jest je wyeksponować. W końcu, same pasy przy fotelu pilota to sześć części fototrawionych.
Prace malarskie w tym segmencie zacząłem zwyczajowo od naniesienia warstwy srebra z palety Mr.Color.
Następnie pokryłem całe wnętrze dedykowaną farbą C364 z zestawu Mr.Hobby do wewnętrznych powierzchni samolotów alianckich. Później do barwy bazowej dodałem odrobinę bieli i nieco więcej rozcieńczalnika, by taką miksturą zrobić delikatne rozjaśnienia
Kolejnym etapem było pokolorowanie detali. Tutaj sięgnąłem po akryle Vallejo. Do rozjaśnienia elementów pomalowanych wcześniej Interior Green użyłem mieszanki Green Gray i Splinter Camo Base, pasy otrzymały kolor Deck tan, zaś większość detali wyposażenia kabiny pomalowałem na czarno.
Do podkreślenia detali wnętrza posłużyłem się specyfikiem MIG Dark Wash. Potem delikatnie przetarłem suchym pędzlem wszystkie malowane czarnym kolorem drobiazgi. Odrapania powstały w sposób najprostszy z możliwych. Zwyczajnie zeskrobałem farbę, odsłaniając tym samym srebrny podkład. Ostatnim zabiegiem wewnątrz kadłuba było naniesienie odrobiny błota na podnóżek. W tym celu niezawodnie posłużyła tamiyowska szminka Mud; naniesiona na wybrane powierzchnie delikatnie zmoczonym pędzelkiem.
Mając przygotowane wszystkie podzespoły, mogłem zabrać się za operację złożenia połówek kadłuba i zamontowania wnętrza. Najpierw skleiłem górny fragment osłony silnika i zaszpachlowałem miejsce łączenia. Następnie, rozchylając delikatnie niesklejone do końca połówki kadłuba, wcisnąłem zarówno silnik, jak i ramę kabiny pilota. Umiejscowiwszy te części we adekwatnym położeniu, zamocowałem je podlewając lekko „cienkim klejem” Tamiyi. Później, już nieco na siłę, złożyłem do końca połówki kadłuba i połączyłem solidną ilością cyjanoakrylu. Tylną cześć kadłuba zmontowałem w tradycyjny sposób przy użyciu kleju do polistyrenu. Wykończenie łączenia połówek wymagało jedynie drobnego przeszlifowania całości.
Gdy kadłub był już poskładany, pozostało mi jedynie przytwierdzenie paru drobiazgów w jego wnętrzu, nad wnęką podwozia. Chodzi mianowicie o ramę łoża silnika oraz kanał powietrza do sprężarki. Dodałem też kilka przewodów łączących kabinę i jednostkę napędową, po czym ostatecznie wyszlifowałem kadłub.
We wnęce podwozia przede wszystkim musiałem obniżyć tylną ściankę, ponieważ zapierała się o nią podłoga kabiny pilota. W dalszej kolejności uzupełniłem ten element instalacjami wykonanymi z kawałka struny gitarowej. Modyfikacji wymagał także fototrawiony fragment ożebrowania. Musiałem usunąć część blaszki, by w powstałej rynience zmieściła się rura kanału powietrza.
Spasowanie elementów płata okazało się standardowe dla short-runów z Czech: z grubsza dobre, ale zarówno nazbyt gruba krawędź spływu, jak i krawędź natarcia o podejrzanym profilu wymagały potraktowania pilnikiem i papierem ściernym.
Nieco atencji wymagały światła w płacie. Producent sugeruje okleić „ślepe” otwory plastikowym oszkleniem. Postanowiłem zatem dorobić reflektory, aby wypełnić pustkę. W oszlifowanym kawałku wypraski wyfrezowałem zagłębienie, po czym gotowy element zamontowałem we adekwatnym miejscu.
Następnie całość natrysnąłem srebrną farbą i nie zważając na spasowanie, przykryłem przeźroczystym plastikiem. Całość zalałem obficie klejem cyjanoakrylowym.
Tak przygotowane osłony reflektorów wyszlifowałem i wypolerowałem wraz z całą krawędzią natarcia płata.
Wkleiwszy płat, musiałem go zaszpachlować, zalewając łączenie z kadłubem sporą ilością cyjanoakrylu, a potem wyszlifować poszycie dla zniwelowania wszelkich uskoków. Po tych działaniach konieczne było odtworzenie zatartych lub zalanych linii podziału blach.
Na koniec zostało mi wklejenie małych paneli z wylotami działek. Niestety, jeden z nich podczas pasowania na sucho wpadł mi do środka skrzydła i utknął tam na dobre. Musiałem w jego miejsce wstawić trochę polistyrenu.
Żywiczne części były raczej kontrowersyjnie dopasowane, zatem także oryginalny element zeszlifowałem do wyrównania z profilem krawędzi natarcia skrzydła, po czym nawierciłem otwory.
Ostatni zabieg przy karabinach to zamontowanie kawałków mosiężnej rurki, imitującej ich lufy.
Golenie podwozia głównego okrasiłem przewodem instalacji hamulcowej i wkleiłem we adekwatne im miejsce.
Malowanie
Otwór kabiny oraz silnik zamaskowałem dzięki taśmy Tamiya, kuchennej folii aluminiowej, Patafixu oraz kawałków gąbki. Na tak przygotowany model naniosłem srebrną farbę Mr.Color C8, oczywiście w rejonach, gdzie poszycie płatowca było metalowe.
Następnie zrobiłem delikatny preszejding, mocno rozcieńczoną czarną farbą
Kolejnym krokiem było pokolorowanie wszystkich powierzchni, które w wybranym przeze mnie malowaniu miały być białe.
Po dokładnym zamaskowaniu białych powierzchni zabrałem się za malowanie dolnych płaszczyzn. Etap ten rozpocząłem od położenia kilku mocno rozcieńczonych warstw jasnoniebieskiej Tamiyi.
W dalszej kolejności jeszcze jaśniejszą i bardziej rozcieńczoną farbą stworzyłem delikatne smugi oraz rozświetliłem różne eksponowane detale oraz panele.
Subtelnie nanosząc transparentną warstwę Dark Earth zacząłem kamuflowanie górnych powierzchni.
Granice plam zamaskowałem wałeczkami plasteliny i natrysnąłem ciemną zieleń. Na brzegach plam naniosłem nieco więcej warstw, by podkreślić ich granice
Całość zabezpieczyłem bezbarwnym werniksem, a gdy ten wysechł, położyłem kalkomanie. Przy okazji pokolorowałem różne detale. Żywiczną rurę wydechową najpierw pokryłem metalizerem Mr. Metal Color Dark iron. Farbę po wyschnięciu przepolerowałem starą szczoteczką do zębów, a następnie delikatnie spatynowałem rdzawym Lifecolorem, najciemniejszym z zestawu.
Łosz zwyczajowo zrobiłem z mieszanki brązu van Dyke i White spiritu. Gęstą mieszankę nakładałem na całą powierzchnię, a następnie ścierałem nadmiar ręcznikiem papierowym i patyczkami higienicznymi
Prace wykończeniowe
Po złoszowaniu zamontowałem wszystkie elementy, które pozostawały osobno podczas prac malarskich. Szeroko rozumiany łedering zacząłem od odprysków i zadrapań, które analogicznie do zabiegów w kabinie, powstały w rezultacie drapania lakieru i odkrywania srebrnego podkładu.
Potem przystąpiłem do brudzenia. Oleiste zacieki namalowałem Dark Washem MIGa dzięki cienkiego pędzelka z długim włosiem
Kolejne smugi i zacieki na całym kadłubie naniosłem Tensocromami: białym, czarnym i oleistym, tym samym pędzelkiem co uprzednio.
Aby wykonać okopcenia za karabinami maszynowymi i rurą wydechową sięgnąłem po pigmenty. Najpierw twardym, sztywnym pędzelkiem nałożyłem popielaty proszek, po czym wtarłem w te same powierzchnie czarny pigment.
Na koniec wybrudziłem ścieżkę na płacie i podwozie wraz z jego wnękami, umieszczając tam mokrym pędzelkiem jasną i ciemną szminkę Tamiya
KFS
P.S. jeżeli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to