1/48 F-16D MiG Killer – Budowa Część 1

kfs-miniatures.com 3 godzin temu

F-16D Block 42 MiG Killer

Kinetic 48105

Budowa Część 1

F-16D Block 42 o numerze bocznym 90-0778 zapisał się w historii amerykańskiego lotnictwa jako pierwsza maszyna, która podczas operacji Southern Watch, w grudniu 1992 roku zestrzeliła wrogą maszynę dzięki pocisku średniego zasięgu AIM-120A. Ofiarą Vipera był iracki MiG-25 i choć samo zestrzelenie bardziej przypominało egzekucję irackiej maszyny i pilota, to fakt jest faktem, iż było to pierwsze skuteczne zastosowanie AAMRAMa w prawdziwym konflikcie. A także, co istotne, pierwsze zestrzelenie wrogiej maszyny przez F-16.

Rzeczony F-16D z czasem został przemalowany na eksperymentalny, pustynny kamuflaż i w takim też malowaniu postanowiłem wykonać model tej maszyny. Bo pustynne kamuflaże odrzutowców są najładniejsze, co tu dużo mówić.

Źródło: USAF AETC

Obecnie na rynku nie ma dużego wyboru jeżeli chodzi o wersie D Viperów: Hasegawa albo całkiem nowy Kinetic Gold (bo od starych F-16 Kinetica, co warto podkreślić, lepiej trzymać się z daleka). Jako iż ten drugi jest naprawdę ładnym zestawem (choć merytorycznie skażonym wieloma błędami), wybrałem właśnie jego. Co prawda, w chwili rozpoczęcia budowy miniatury na rynku nie było F-16D w wersji Block 42 (a przynajmniej nie było zestawu z nowych form, jakie Kinetic wypuścił w 2022 roku), jednak zestaw który użyłem (Block 30/40/50) zawiera w pudełku wszystkie części niezbędne do budowy Block 42. W praktyce chodzi tu tylko o tzw. mały wlot powietrza NSI oraz silnik i dyszę P&W. Tę ostatnią miałem zresztą zamiar wymienić na żywiczną, ale o użytych (licznych) dodatkach będę tu pisać nieco później.

Prace zacząłem od wycięcia i obrobienia wszystkich zestawowych elementów wanny pilotów. Całkiem ładnie zdetalowanych elementów, które miałem jeszcze wzbogacić w przyszłości. Ale już tutaj widać pierwsze błędy merytoryczne zestawu. Tylna ścianka wanny w przedziale drugiego pilota jest identyczna ze ścianką z przedziału pierwszego. W rzeczywistości bardzo się one różnią.

W składziku miałem zestaw całkiem nowych foteli Eduarda, dedykowanych do tego modelu, grzechem więc byłoby ich nie użyć. Na początek to samo – wycięcie i oszlifowanie tego, co trzeba wyciąć i oszlifować.

Okazało się, iż z krzesełkami Eduarda jest niejaki problem. Kinetic dość dziwnie rozwiązał pozycjonowanie tych foteli (w F-16 są one pochylone lekko do tyłu) i wymyślił sobie takie oto wytłoczenia, na których opierają się fotele zestawowe.

Sęk w tym, iż nie do końca taki patent działa w przypadku żywicznych foteli, choć przecież są one dedykowane temu zestawowi. Po dłuższej chwili kombinowania i próbowania żeby to jakoś do siebie dopasować, postanowiłem użyć brutalnej siły i po prostu usunąć to co przeszkadzało.

Naturalnie, nie wyglądało to dobrze, ale mogłem całkowicie zignorować wygląd wanny, wiedząc iż miejsce tej masakry i tak będzie zasłonięte fotelami.

Jednym z ostatnich elementów, jakie mi zostały w temacie obróbki wanny pilotów, były pedały orczyka oraz tylna ścianka kabiny drugiego pilota. Eduard przygotował blaszkę, która poprawiała wspomniany przeze mnie błąd Kinetica. Zamiast jednak usuwać niepotrzebne elementy, w celu zrobienia miejsca dla elementu fototrawionego, po prostu odwróciłem ściankę tyłem w przód – pasowała idealnie. Frezem wykonałem niewielkie zagłębienia tak aby pod siateczkami wywietrzników imitowały pustą przestrzeń. Także wspomniane pedały zamieniłem na eduardowskie blaszki.

O ile wspomniana ścianka kabiny drugiego pilota wymagała tylko przyklejenia blaszki, tak ta sama ścianka z przedniego kokpitu wymagała pewnych waloryzacji. Przede wszystkim usunąłem niepotrzebne zgrubienie łączące nawiewy – Kinetic tradycyjnie poszedł po linii najmniejszego oporu i zrobił tę część tak jak wygląda ona w F-16C. W F-16D, w kabinie pierwszego pilota takiego połączenia nie ma. Dodatkowo urozmaiciłem ściankę blaszkami blaszką Eduarda. Imitacje przewodów zrobiłem z miedzianego drutu. Wykorzystałem też drobny element wykonany w technologii druku 3D – idealny do imitacji wtyczek.

Mój Viper miał mieć otwartą kabinę, co w przypadku F-16D skutkuje widocznością wszystkich detali, jakie tam mogą się znaleźć. Dlatego też postanowiłem wzbogacić osłony antyodblaskowe kilkoma drobiazgami. Przede wszystkim odtworzyłem widoczne tam okablowanie, używając miedzianego drutu oraz drobnych drukowanych elementów żywicznych.

Tak przygotowane osłony pomalowałem różnymi odcieniami czerni i szarości. Całość dość mocno wzbogaciłem imitacjami zabrudzeń, jakie są często widoczne na tych elementach myśliwców. Pełno tam jasnoszarych plam i plamek, będących efektem kumulacji brudu wszelkiej maści.

Wanna pilotów w wykonaniu Kinetica jest naprawdę ładna i szczegółowa, mimo iż nie wolna od merytorycznych błędów. A ja od dłuższego już czasu czekałem na okazję do wykorzystania żywicznych przełączników do paneli, produkowanych przez Anyza. Tam gdzie się dało, takie pokrętła i przełączniki wkleiłem, nawiercając pod nie niewielkie otwory wiertłem 0,3 mm. Przykleiłem także tylne ścianki obu kabin. Na burtach kokpitu odtworzyłem kilka detali, dość wyraźnie widocznych w prawdziwym samolocie.



W F-16D owiewka jest bardzo duża i do tego podnoszona centralnie przez potężny siłownik. Kinetic, jak to Kinetic – zignorował szczegóły i zrobił po prostu zwykłą miniaturę siłownika, pomijając cały mechanizm jaki jest do tegoż siłownika dobudowany. Nie jest trudno to poprawić, więc dorobiłem wszystkie drobiazgi tego mechanizmu.

Przyszedł czas na malowanie. Zacząłem od tego, czego najbardziej nie lubię robić, czyli od foteli. Zapodkładowałem je czarnym Surfacerem Gunze. Przy okazji, zmieszałem także farbę do malowania poduszek – dość charakterystyczny odcień szaro-seledynowego. Myślę iż ten miks wyszedł mi całkiem nieźle.

Poduszki do foteli pokryłem dość nieregularnie jasnym preshadingiem, używając brudnej bieli z palety MR Paint.

A potem pomalowałem poduszki wspomnianą mieszanką.
Starałem się odtworzyć często widoczne na poduszkach foteli przetarcia i zabrudzenia. Tutaj przydatne okazały się kredki AK Interactive.

Jak miało się później okazać, poduszki wielokrotnie poprawiałem i przemalowywałem, używając aerografu i znowu kredek. Tak długo, aż z efektu byłem w miarę zadowolony.

Po poduszkach przyszedł czas na same fotele. Najpierw pomalowałem je kolorem FS36375 z palety MR Paint. Wszelkie detale, jakich na tych fotelach nie brakuje, malowałem albo pędzelkiem, albo – jak w przypadku butli z tlenem, aerografem.

Kolejny krok, to nakładanie kalkomanii, imitujących całą masę tabliczek i etykiet, jakie widać na oryginalnych ACES II. Z rozpędu wziąłem się także za wash, używając głębokiej czerni.

Efekt: jak widać poniżej.

Na sam koniec zostawiłem sobie uprząż pilotów. Eduard do swoich foteli naturalnie dołączył fototrawione pasy, z nadrukowanymi imitacjami splotów. Wygląda to trochę kreskówkowo, do tego raster nadruku jest – jak na mój gust – nieakceptowany. Żeby było jeszcze gorzej, zgubiłem jeden z pasów i musiałem go sobie dorobić. Na szczęście miałem blaszkę Anyza ze sprzączkami do pasów współczesnych odrzutowców. Sam pas dorobiłem z taśmy maskującej Tamiya, na którą nawlokłem rzeczone sprzączki. Wszystkie pasy, przed malowaniem, ułożyłem w taki sposób, w jaki miały być przyklejone do foteli. Starałem się aby każdy pas leżał nieco inaczej, niż wszystkie pozostałe – tak jak to jest w rzeczywistości.

Potem zostało już tylko je pomalować szarym kolorem.

I nakleić na poduszki.

A te wkleić do foteli.

Fotele to był jednak dopiero początek prac nad kabiną. Kolejnym krokiem były tablice przyrządów. Kinetic co prawda dostarczył kalkomanie z zegarami i ekranami do tych elementów, ja jednak wolałem zrobić je nieco dokładniej. W tym celu użyłem kalkomanii z zegarami Airscale oraz Jira-GIO Decal. Mimo prób, nie udało mi się dobrze pomalować mikroskopijnych przycisków wokół wyświetlaczy. Użyłem więc zestawowych kalkomanii, ale potem pomalowałem same ekrany: najpierw jasnym, szarym kolorem, a na to nałożyłem pędzelkiem grube warstwy Tamiya Green Clear.

F-16 ma dość charakterystyczne lampki ostrzegawcze mieszczące się na krawędziach osłon antyodblaskowych. Naturalnie Kinetic niczego takiego nie zrobił, musiałem więc sobie poradzić inaczej. Najpierw wyciąłem kawałki plastiki z profilu Evergreen o odpowiedniej grubości – 0,4 mm. Jako iż nie udało mi się naciąć tych profili tak, aby imitowały rzędy lampek, wpadłem na pomysł iż to wszystko po prostu narysuję. W tym celu wydrukowałem kształty przycisków na przezroczystym papierze do kalkomanii.

Przyszedł czas, by zająć się wanną pilotów. Ten element najpierw pokryłem antracytowym podkładem Bilmodel, na którym położyłem warstwę FS36375.W tym wypadku wybrałem farbę z palety Gunze – C308. To chyba najbardziej zbliżona do oryginału propozycja, ze wszystkich znanych mi modelarskich produktów. Na tak przygotowanym podkładzie pracowicie zamaskowałem wszystkie kształty paneli z przyciskami i przełącznikami. Potem pomalowałem je czarnym kolorem.

Tak wymalowane panele nieco podkreśliłem suchym pędzlem, używając jasnoszarego koloru. Zacząłem też nakładać kalkomanie, w tym także te z zestawu Kinetica, w miejscach gdzie wyglądały one lepiej niż to, co sam mogłem pomalować pędzelkiem. Ot choćby widoczne zielone wyświetlacze i żółte obramowania przycisków.

Na koniec zostało to co najbardziej żmudne – malowanie wszystkich przycisków i przełączników. Wykorzystałem też kalkomanie Jira-GIO Decal z różnymi etykietami i tabliczkami informacyjnymi, żeby maksymalnie uatrakcyjnić kabinę. Na koniec jeszcze raz podkreśliłem krawędzie paneli i niektórych przycisków suchym pędzlem, żeby maksymalnie uwydatnić ich kontrast na tle wanny. Pomalowałem też nieliczne elementy, które wcześniej samodzielnie dorobiłem z blaszek i drucików.

Chiński producent nie dostarczył w zestawie gładkiego panelu, bez wywietrzników czy kratek. Za to dostaliśmy panel z czymś takim na wierzchu. Mój F-16 ma w tym miejscu po prostu gładkie poszycie, dlatego też musiałem coś z tym zrobić.

Zeszlifowałem ten wystający element i wkleiłem panel do kadłuba. Niestety gniazdo na tę cześć było odrobinę zbyt luźne, dlatego jak widać musiałem zaszpachlować klejem CA górną linię podziału i wyryć ją od nowa, inaczej wyglądałoby to dość niechlujnie.

Skleiłem także dwie części górnej połówki kadłuba. Trzeba przyznać Kineticowi, iż jak do tej pory spasowanie modelu jest bardzo dobre. Widoczne ślady po szpachlowaniu i szlifowaniu wynikają głównie z konieczności poprawienia linii podziału, jaka powstała w skutek klejenia tych części.

Wersja mojej maszyny nie posiada anten IFF, tzw. bird slicerów. Trzeba to było usunąć i zostawić poszycie kadłuba w tym miejscu gładkie.

…co uczyniłem pilnikami i gąbkami ściernymi o różnej gradacji. Efekt wyglądał tak.

Wlot powietrza w F-16 Kinetica jest dość bogato zdobiony śladami po wypychaczach. Na szczęście te urozmaicenia powierzchni nie są głębokie, więc obeszło się bez szpachlowania.

Wgłębienia po prostu delikatnie wyszlifowałem okrągłym frezem, a potem wygładziłem gąbkami ściernymi w kilku gradacjach. Po położeniu podkładu jakiekolwiek nierówności nie były widoczne.

Dolna połówka kadłuba składa się z dwóch części. I szczerze mówiąc, to zupełnie nie wiem dlaczego Chińczycy zdecydowali się wykonać końcówkę kadłuba poprzedzającą dyszę silnika, jako oddzielny kawałek plastiku. Na szczęście da się to skleić w całość bardzo elegancko, praktycznie bez żadnych śladów. Trzeba jednak dość mocno ścisnąć nieco rozchodzący się na boki kadłub – tak aby wszystkie krawędzie stykały się podczas klejenia. Bez tego mogą pojawić się nieciekawe szpary, więc warto przyłożyć się na tym etapie prac.

Rezultat nie wymaga żadnego szlifowania.

Podobnie jak w przypadku F-16 Tamiya, model Kinetica ma dość niewygodny do usunięcia problem ze spasowaniem krawędzi natarcia w okolicach kabiny. Po prostu dolna część kadłuba niekoniecznie wchodzi w górną, przez co powstaje dość wyraźny uskok między obiema krawędziami. Jedynym rozwiązaniem było mocno zebrać plastik z dolnej części kadłuba.

Mam taką żelazną zasadę związaną z robieniem modeli, iż zawsze staram się używać żywicznych dysz silników, zamiast zestawowych. A to głównie dlatego, iż te żywiczne mają znacznie cieńsze krawędzie lamelek i po prostu lepiej wyglądają. O detalach już nie będę wspominać, bo to oczywiste. Dysza Kinetica jest nieco zbyt toporna, dlatego postanowiłem użyć drukowanego w technologii 3D zamiennika firmy Galaxy Models. Jest to w tej chwili jedna z najładniejszych żywic do modeli F-16 z silnikiem Pratt & Whitney.

Pozostało jedynie sprawdzić czy będzie dobrze pasować do kadłuba modelu. Jak widać, jest całkiem nieźle.

A gdyby ktoś miał wątpliwości, czy warto użyć żywicznego zamiennika…

Po drugiej stronie silnika postanowiłem wymienić zestawową, niezbyt ładną turbinę sprężarki na żywiczny zamiennik firmy Model On Details; świadomy tego iż w gotowym modelu i tak tego nie będzie prawie w ogóle widać.

Zestaw Kinetica, choć jak do tej pory było widać – znakomicie spasowany i ładnie wyglądający na ramkach, wymaga nieustannych korekt i modyfikacji. Na szczęście drobnych. Podstawa statecznika w mojej maszynie nie posiada dwóch małych elementów: wylotu i wlotu powietrza i trzeba było się tym zająć.

Mały wlot na krawędzi natarcia podstawy po prostu odciąłem i wyszlifowałem powierzchnię. Miejsce na wylot (widoczny na poprzednim zdjęciu otworek na środku panelu) załatałem plastikowym profilem i doszlifowałem. Ważne tu było, aby nie uszkodzić samego panelu, bo on powinien tam zostać. Przy okazji prac ułamałem bardzo cienki czubek podstawy, więc musiałem dosztukować go z polistyrenu. Także czujnik z tyłu podstawy wymieniłem na profil z polistyrenu, bo zestawowy był dość mocno zniekształcony. Po doklejeniu tylnej części podstawy przenitowałem okolice miejsca klejenia, uszkodzone niezbędnym tu szlifowaniem.

Na koniec wszystko skleiłem do kupy, przy okazji uzupełniając szczyt statecznika o anteny RWR wycięte z polistyrenu. Zestawowe nie wyglądały zbyt ciekawie.

Krawędzie kokpitu zdecydowałem się wzbogacić blaszką Eduarda. W tym celu musiałem spiłować i usunąć imitację uszczelki.

Następnych kilka kroków to wklejenie eduardowskich blaszek oraz nieco własnego wzbogacenia tego, czego w zestawie Czechów zabrakło. Z prostokątnego profilu o średnicy 0,3 mm wykleiłem imitację uszczelki kokpitu. Dorobiłem także skrzynkę z elektroniką, widoczną za fotelem drugiego pilota, plus kilka innych drobiazgów. To, co widać na zdjęciu to nie wszystko, bo później zamierzałem dorobić jeszcze charakterystyczne na tym zagłówku kable zakończone wtyczkami.

Po wklejeniu tych kilku drobiazgów nadszedł czas na malowanie. Cały rant kabiny, jak i przestrzeń z tyłu kabiny, pomalowałem najpierw matową czernią C033 Gunze. Następnym krokiem było wycieniowanie poszczególnych obszarów „jasnym czarnym”, czyli moim ulubionym XF-63 German Grey Tamiya, który idealnie pasuje do modulowania czarnych powierzchni.

Żeby nadać temu miejscu odrobinę wyrazu i podbić wszystkie detale, pociągnąłem pomalowane powierzchnie dość mocnym suchym pędzlem, używając szarej farby Ammo of Mig. Wiem, iż efekt wyszedł nieco przesadzony, ale robiąc takie zakamarki trzeba pamiętać, iż finalnie będą one mocno zasłonięte fotelem oraz osadzoną owiewką, więc tylko mocne efekty będą dawały jakieś widoczne efekty.

Ostatnim etapem był montaż kabli z wtyczkami i pomalowanie ich. Wtyczki to drukowane elementy Anyza, bardzo dobrze pasujące do tego miejsca w modelu F-16. Użyłem też kalkomanii z imitacjami obejm mocujących kable, natomiast kalkomanię na skrzynce tuż za fotelem zaprojektowałem i wdrukowałem samodzielnie.

Pomalowałem także osłony antyodblaskowe, cieniując je nieco kolorem ciemnoszarym, także tutaj używając mocnego efektu suchego pędzla. Kabelki i wtyczki pomalowałem pędzelkiem. Użyłem także bardzo wygodnych kalkomanii Anyza, m.in. z imitacjami obejm mocujących.

Na koniec prac nad kokpitem postanowiłem dorobić karbowane przewody tlenowe. Do tego celu użyłem cienkiego drutu miedzianego. Imitacje opasek wykonałem z taśmy klejącej, choć teraz widzę iż lepiej byłoby je zrobić po prostu z odpowiednio dobranych pasków kalkomanii. Dorobiłem też – na podstawie zdjęć – nieznanego mi przeznaczenia zakończenia tychże przewodów.

Po pomalowaniu ich i wklejeniu, kokpit uznałem za gotowy do ostatecznego montażu.

A tak to wyglądało bezpośrednio po wklejeniu do górnej połówki kadłuba.

No i żeby nie kusić losu, od razu gotową kabinkę zabezpieczyłem taśmami maskującymi i Maskolem. Za dużo pracy mnie to wszystko kosztowało, żeby coś pobrudzić albo uszkodzić w trakcie dalszych zmagań z tą miniaturą.

Przyszedł czas na prace nad pozostałymi elementami modelu. Przed przyklejeniem haka hamującego odrobinę go zwaloryzowałem, dodając brakujące elementy.

Kinetic razem ze skrzydłami i sterami odlał naprawdę paskudne, grube odgromniki. Rzecz jasna, nie zamierzałem ich zostawić, tylko użyć zamienników Mastera. I tutaj odlewy producenta bardzo mi pomogły. Master sugeruje, aby przed przyklejeniem jego odgromników, zeszlifować powierzchnię plastiku na gładko a następnie wyryć rowek o szerokości 0,3 mm w który należy włożyć odgromnik. Co nie wygląda w efekcie nigdy zbyt dobrze. Ja po prostu uciąłem plastikowe odgromniki i podstawy, a w niej samej nawierciłem otwory o średnicy 0,3 mm. Dzięki temu, dopiero po pomalowaniu modelu wystarczy włożyć tam metalowe detale z odrobiną kleju i pomalować.

Wnęka głównego podwozia w F-16 to całkiem efektowna w swej komplikacji „kotłownia”, pełna rur i kabli. Kinetic w swoim modelu wykonał ten element płatowca stosunkowo przyzwoicie, ale jednak ta część myśliwca nie ma najmniejszego startu do żywicznego zamiennika. W tym przypadku do produktu Eduarda.

Żywica czeskiego producenta znakomicie pasuje do kadłuba Vipera. Należy jedynie zebrać odrobinę plastiku z tylnej krawędzi otworu wnęki. 15 minut pracy z dłutkiem i frezem załatwiło sprawę.

Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, iż mimo iż same wnęki Eduarda są naprawdę udane, to jednak dołączone do zestawu pokrywy podwozia głównego są najzwyczajniej w świecie gorzej zdetalowane niż to, co dał Kinetic. Brakuje w nich nitowania, bardzo widocznego. Początkowo miałem więc użyć pokryw zestawowych, jednak w końcu wybrałem eduardowskie, żeby uniknąć problemów z mocowaniem ich do krawędzi wnęki.

Powoli zacząłem przymierzać się do podwieszeń. Dla mojego F-16D wybrałem (raczej hipotetyczny niż realny) zestaw: 2xAIM-120C, 2xAIM-9M, GBU-31, 2xCBU-105 oraz zasobnik celowniczy AN/AAQ-28 Litening. Zacząłem przygotowywać części, najpierw uzbrojenia air-to-ground. Bomby CBU-105 oraz zasobnik Litening od Eduarda, a GBU-31 wybrałem od ResKita. Przy okazji przygotowałem i obrobiłem także pylony i wyrzutnie.

Maszyna, której model budowałem, charakteryzuje się między innymi tym, iż ma widoczne nitowania na statecznikach poziomych. Kinetic także tutaj poszedł na łatwiznę, i poza nitowaniami u nasady sterów, zrobił je na całej powierzchni całkowicie gładkie.

Trzeba było coś z tym zrobić. Zacząłem od rozrysowania układu nitów, ale też i brakujących linii podziału.

Samo nitowanie to prosta sprawa, bo stateczniki są płaskie, a linie nitów proste. Najpierw narysowałem sobie rzeczone linie na plastiku, choć jak potem się okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo wystarczyła cienka metalowa linijka do prowadzenia nitowadła.

Samo nitowanie, przy pomocy nitowadła Rosie the Riveter i kółka z odstępem 1,5 mm, było proste.

Ale nitowanie to za mało – dodatkowo postanowiłem wszystkie nity pogłębić wiertłem 0,2 mm, żeby uzyskać bardziej wyraźne, a przede wszystkim okrągłe, kształty nitów.

Skoro byłem przy statecznikach na końcu maszyny, to następnie dla odmiany zająłem się jej nosem. Dla mnie czymś oczywistym jest, iż w każdym modelu wszelkie czujniki i przede wszystkim rurki pitota należy wymienić na lepszej jakości zamienniki. W tym przypadku na znakomite produkty polskiego Mastera. W bokach osłony radaru wywierciłem otwory na metalowe czujniki kąta natarcia (AOA), zaś czubek osłony przygotowałem do montażu metalowej rurki. Naturalnie metalowy aftermarket Mastera nie jest dedykowany modelowi Kinetica i nie pasuje tak od razu. Żeby to zmienić, wkleiłem zestawową rurkę pitota a potem przyciąłem ją tak, żeby kikut miał średnicę zbliżoną do podstawy rurki Mastera. Na koniec oszlifowałem miejsce łączenia i wywierciłem otwór do mocowania metalowego zamiennika.

Jednym z trudniejszych etapów prac nad każdym F-16 jest klejenie i malowanie wlotu powietrza tej maszyny. Jest on ciasny, ale jednocześnie na tyle obszerny iż doskonale widać z zewnątrz jak wygląda w środku. Kinetic nie wynalazł tutaj niczego nowego i cały wlot powietrza oraz kanał dolotowy do silnika każe nam zmontować z dwóch części. Są różne metody i techniki radzenia sobie z problemami jakie to ze sobą niesie. Przede wszystkim, kłopotliwe jest szpachlowanie i szlifowanie miejsc łączenia połówek wlotu/kanału. Co prawda miałem dostępne bezszwowe wloty żywiczne, ale chciałem też wykorzystać żywiczną wnękę podwozia przedniego Eduarda, co do której nie miałem pewności, iż będzie pasować z takim aftermarketowym kanałem. Postanowiłem więc zostać przy wlocie Kinetica.
Postanowiłem zrobić to prosto jak tylko się da: pomalować wszystkie części białym lakierem, skleić, zaszpachlować i wyszlifować miejsca łączenia, a potem jeszcze raz, z zewnątrz, to wszystko zamalować lakierem, tam, gdzie będzie to konieczne.

Zacząłem od malowania białym Surfacerem Gunze. Położyłem dwie warstwy podkładu, na koniec wszystko dokładnie szlifując najdrobniejszą gąbką ścierną jaką miałem. Nie chciałem żadnych przypadkowych pyłków przyklejonych do mokrego podkładu.

W następnym kroku pomalowałem te same powierzchnie docelowym lakierem, czyli Gunze GX-1 – bardzo błyszczącą bielą.

Gdy to wszystko dobrze wyschło, wlot powietrza skleiłem, starając się go dobrze zabezpieczyć przed przypadkowym rozerwaniem w trakcie przyszłych prac. Najlepiej zrobić to zalewając łączenie połówek grubą warstwą kleju CA. No a potem to już mozolne szpachlowanie: białą szpachlówką Tamiya i na koniec nierozcieńczonym białym Surfacerem. I szlifowanie do zadowalającego efektu gąbkami ściernymi.

Na koniec wnętrze po prostu pomalowałem, ponownie lakierem GX-1, kładąc „krótkie”, mokre warstwy dość mocno rozcieńczonej farby. W efekcie uzyskałem całe wnętrze bardzo gładkie i błyszczące. Uniknąłem też kłopotliwych zacieków i pęcherzyków powietrza, z jakimi zawsze borykałem się stosując metodę tzw. „zalewajki”. Okazało się, iż zwykłe szpachlowanie, szlifowanie i malowanie daje efekt znacznie lepszy i jest prostsze do wykonania. Przynajmniej dla mnie.

Przygotowując górną połówkę kadłuba do klejenia z dolną, postanowiłem wcześniej przykleić tzw. reinforcement plates. Są to po prostu specjalnie docięte płytki wzmacniające strukturę kadłuba F-16. W wersji Block 40/42 te wzmocnienia są umieszczone na zewnątrz poszycia, stąd konieczne stało się wykorzystanie blaszek PE Eduarda. Nie do końca wszystko w tym zestawie pasuje do układu paneli na kadłubie maszyny, ale jakoś sobie poradziłem. Blaszki przed przyklejeniem zmatowiłem papierem ściernym, aby uniknąć przypadkowego odpadnięcia w trakcie dalszych prac.

Robiąc każdy model szczególną uwagę przykładam do tematu owiewki. W przypadku F-16 było podobnie, a to głównie z tego powodu, iż owa owiewka w F-16D jest bardzo duża i w przypadku jej otwarcia widać wszystko co jest wewnątrz. O ile modelarz to odtworzył. Kinetic nie popisał się specjalnie z detalami ramy, musiałem więc zająć się tym samodzielnie. Zacząłem od wykonania wyraźnie widocznych w oryginale, wypukłych nitów. Użyłem produktu Quinta, bardzo wdzięcznego w aplikacji i późniejszej obróbce. Nity tego producenta kładzie się bardzo wygodnie i po wyschnięciu wyglądają dość efektownie.

W międzyczasie mocno wzbogaciłem element podnośnika owiewki, który wraz z siłownikiem otwiera i zamyka kabinę pilotów. Dodałem całe mnóstwo imitacji śrub i okablowania.

Pozostało to wszystko skleić w całość i tak powstałą gotowa rama.

Sama owiewka, jak to w przypadku każdej wersji F-16, wykonana z form suwakowych oszpecona jest szwem, który trzeba usunąć.

Kinetic postarał się i zrobił całkiem ładne, przejrzyste i dość cienkie szkło, ale szew zmusił mnie do dość mozolnego szlifowania i polerowania tego elementu. Jak zawsze, zacząłem od bardzo delikatnego zeskrobania szwu ostrzem skalpela. Potem użyłem bardzo wygodnego, jakby stworzonego do polerowania szklanych elementów pilnika Jimeneza, zbudowanego z 4 gradacji powierzchni ściernych. Na koniec skorzystałem z dwóch najdrobniejszych past Tamiya, w celu finalnej polerki.

Owiewka w moim MiG Killerze jest przyciemniona, wypadało zatem i z moją zrobić to samo. Nie lubię tego procesu, głównie z powodu łatwych do uzyskania zacieków jak i przyklejających się do lakieru paproszków. W międzyczasie w moje ręce wpadł nowy zestaw polskiego F-16C Kinetica, w którym – co interesujące – znalazłem wypraskę z przyciemnionymi elementami przezroczystymi.

Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji.

Co prawda musiałem od nowa likwidować szew na owiewce i ją polerować, ale mimo wszystko wolałem to niż malowanie. Powtórzyłem więc proces opisany wcześniej, a na koniec użyłem masek Eduarda i Maskolu.

Po pomalowaniu, gotowa owiewka wyglądała tak.

Przed zamknięciem płatowca musiałem wkleić główną wnękę podwozia w dolną połówkę kadłuba. Eduard popisał się i nie miałem zauważalnych kłopotów z wpasowaniem tego elementu. Jedynie – co jest zaznaczone w instrukcji montażu żywicy – trzeba było pocienić ok. 1 mm obrysu kadłuba tylnej części wnęki, co nie było zbyt trudne. A sama żywica znakomicie pasuje do kadłuba.

Cały element solidnie zalałem w miejscach łączenia mocno trzymającym klejem CA.

I to było poważnym błędem, jak się niedługo okazało, o czym za chwilę.
Wnęka podwozia głównego jest jednocześnie połówką kanału dolotowego silnika. Jak wcześniej pisałem, najpierw skleiłem, wyszlifowałem i pomalowałem wlot, a teraz to samo zrobiłem z samym kanałem.

Miejsca łączenia składających się na niego połówek wyszlifowałem gąbkami ściernymi o różnych gradacjach.

Aby dobrze dopasować wlot powietrza z kanałem dolotowym, trzeba było już na tym etapie budowy wkleić przednią wnękę podwozia do obudowy wlotu. Tak jak w przypadku głównej wnęki, wszystko pasowało tutaj wręcz idealnie.

Sam wlot powietrza bez większego trudu (za to z dużym nakładem pracy) zaszpachlowałem i pomalowałem białym, błyszczącym lakierem.

Na koniec wkleiłem obudowany wlot do kadłuba.

Wspominałem o poważnym błędzie. Zamiast skleić górną i dolną połówkę kanału dolotowego, które następnie trzeba skleić razem, ja zrobiłem – co widać na zdjęciach – zupełnie inaczej. Skutkiem tego nie miałem szansy zaszpachlować i dobrze wyszlifować miejsca łączenia przedniej i tylnej połówki rzeczonego kanału. Trzeba jednak było sobie jakoś radzić. Udało mi się w miarę bezboleśnie oderwać górę tylnej części, dzięki czemu mogłem wygodnie zaszpachlować łączenie w środku kanału, a następnie – po przyklejeniu górnego elementu – zaszpachlowałem i wyszlifowałem tył całej rury. Nie było to łatwe, bo kanał był już wklejony do kadłuba. Ale jakoś się udało. Na przyszłość będę pamiętać: najpierw sklejam połówki dołu i potem góry, a dopiero potem jedno z drugim.

Turbina sprężarki w wykonaniu Kinetica jest bardzo uproszczona, pokusiłem się więc o żywiczny zamiennik firmy Model on Details. Całkiem zgrabny i delikatny.
Jako iż ta część jest w gotowym modelu widoczna jedynie z przodu i niemal zupełnie nie widać jej w ciemnościach, pomalowałem ją maksymalnie kontrastowymi metalizerami, nie bawiąc się w próby odtworzenia efektów intensywnej pracy jaką wykonuje w myśliwcu ten element. Bo i tak tego kompletnie widać.

Lubię, kiedy z modelem coś się dzieje, dlatego zdecydowałem się otworzyć hamulce aerodynamiczne. Zresztą na wielu zdjęciach ten element stojącego na płycie lotniska F-16 jest właśnie otwarty. Kinetic nie przewidział takiej opcji w budowie, musiałem więc użyć żywicznego zamiennika Eduarda. Zamiennika zresztą całkiem ładnego i dobrze zdetalowanego. Tylko iż idiotycznie zaprojektowanego. Nie ma w modelu F-16 chyba bardziej narażonego elementu do oderwania w trakcie budowy, niż otwarte klapy hamulca. A Eduard wymyślił sobie, iż te dedykowane Kineticowi (bo do modelu Tamiya już tak na szczęście nie jest) będą wydrukowane jako całość. A tu aż prosi się o to, żeby same klapki można było przykleić po skończeniu modelu. Nie zliczę ile razy w trakcie budowy odrywałem niechcący, a potem kleiłem te elementy. Ale to tylko dygresja, wróćmy do budowy.
Najpierw odciąłem hamulce zestawowe, używając do tego czeskiej żyletki. Potem przykleiłem czeskie zamienniki, pracowicie szpachlując i szlifując miejsca łączenia.

Jednym z ostatnich etapów przygotowujących części kadłuba do sklejenia w całość, było doklejenie połówek skrzydeł. I tu mamy kolejny przykład niechlujstwa chińskiego producenta. Linie podziału i nitowania obecne na części skrzydła, nie są już widoczne na wklejanych połówkach. Trzeba samodzielnie je dorobić, co samo w sobie może nie jest trudne, ale szkoda iż Kinetic sam tego nie zrobił.

Samo wklejenie wspomnianych części skrzydeł nie stanowi już większego kłopotu, trzeba jednak je solidnie podszlifować pilnikiem od spodu, aby uniknąć kłopotów z zejściem się obu powierzchni bez żadnego uskoku. Mimo tego drobne szlifowanie i odtwarzanie detali wokół miejsc łączenia było jednak później potrzebne.

Dalsze prace mogły posunąć się dopiero po sklejeniu kadłuba. Zostało mi więc w praktyce tylko dociążenie nosa, tak na wszelki wypadek. Użyłem śrutu wędkarskiego, czyli małych, ołowianych kulek, przyklejonych do nosa maszyny klejem do drewna.

No i wreszcie udało się zamknąć kadłub. Tu warto podkreślić, iż solidne przygotowanie części płatowca i ewentualne szlifowanie tu i tam potrafi zaoszczędzić mnóstwa pracy na późniejszych etapach. Model Kinetica jest całkiem przyzwoicie spasowany, wymaga jednak sporej uwagi podczas klejenia, które należy robić etapami, starając się na bieżąco dopasowywać montowane powierzchnie, w celu uniknięcia ewentualnych nierówności czy szpar. Ale da się to zrobić i co ważne – niemal bez użycia szpachlówki.

Zawsze mam spore problemy z dobrym pomalowaniem dyszy silnika w modelach, nie inaczej było i w tym F-16. Jednak na tym etapie budowy obsadę dyszy, która jest integralną częścią kadłuba, trzeba było pomalować przed przyklejeniem jej do bryły maszyny. Nie jestem w stanie opisać procesu malowania i brudzenia tej części dokładnie i krok po kroku, bo była to raczej jedna wielka improwizacja. Ale jej efekt mnie zadowolił. Pokażę tylko na zdjęciu ile różnych lakierów i metalizerów użyłem do osiągnięcia widocznego efektu. Generalnie starałem się, aby każda „obręcz” na tym elemencie miała inny odcień metalu niż sąsiadujące. Co w prawdziwym samolocie jest efektem przegrzania metalu.

W tej sytuacji i tę ostatnią część mogłem wkleić do kadłuba, uprzednio dokładnie ją maskując.

W moich składziku mam sporą ilość przeróżnych dodatków do modeli F-16. Czas było je wykorzystać. Zdecydowałem się na zamianę zestawowych czujników, na żywiczne zamienniki PK Productions. Różnica jest zasadnicza, co chyba widać na zdjęciu. Sensory Kinetica są po prostu toporne, żywiczne odpowiedniki wykonano ze znacznie większą finezją.

Po raz pierwszy postanowiłem też użyć, coraz częściej spotykanych na rynku zamienników – żywicznych goleni podwozia. Zestaw Detail & Wonder Studio jest dedykowany zestawom Kinetica. Drukowane podwozie chińskiego producenta wizualnie wygląda bardzo dobrze. Odtworzono niemal wszystkie detale, przewody i okablowanie. Ale coś za coś. Z nieznanych mi przyczyn, producent postanowił wyprodukować poszczególne golenie jako jeden element, włącznie ze wspornikami i siłownikami. Powiedzieć iż to głupota, to jednak mało powiedzieć. Elementy podwozia są niezwykle delikatne i łatwo je ułamać, a zamontowanie ich we wnękach podwozia wymaga dużej cierpliwości, precyzji i pracy. I trzeba modlić się, żeby przy tej okazji niczego nie odłamać. A wystarczyło każdy element wydrukować oddzielnie, tak jak to jest w zestawie chyba każdego znanego mi modelu F-16. Cóż – nikt nie obiecywał, iż będzie łatwo.

Naturalnie, produkt D&W Studio jest przeznaczony do zestawowych wnęk podwozia, a ja przecież użyłem eduardowskich zamienników. Mimo tego, rozkład otworów na poszczególne elementy podwozia pasowały do siebie. Konieczne okazało się jedynie dość znaczne pocienienie kołków mocujących wszystkich goleni, bo otwory na nie wykonane przez Eduarda były trochę za małe. Ale jeżeli to się zrobi, wszystko pasuje bardzo dobrze.

Przyszedł czas na malowanie. Podwozie najpierw pokryłem białym Surfacerem 1500 Gunze, a potem pomalowałem cienką warstwą lakieru GX-1.

Okablowanie goleni pomalowałem zaś głównie niebieską ale też i czarną farba Vallejo Model Color. Całość podkreśliłem kontrastowym, czarnym washem.

W zestawie D&W znalazły się także koła wraz z oponami. Felgi pomalowałem tym samym lakierem co golenie, dodałem trochę delikatnych imitacji obić, zrobionych miękkim ołówkiem. Hamulce widoczne na wewnętrznych stronach felg uzupełniłem imitacjami przewodów hydraulicznych (z cienkiego drutu miedzianego), których producent nie odtworzył. Pomalowałem także opony, starając się, aby starte powierzchnie bieżnika były wyraźnie jaśniejsze niż boki opony. Podwozie było gotowe do montażu.

A skoro przy dodatkach i zamiennikach jestem, to wspomnę o bardzo udanych 370-galonowych zbiornikach zewnętrznych ResKita. Zestaw zawiera także dedykowane i prawidłowe pylony. Co ciekawe, producent zadbał także o możliwość wyboru końcówek zbiorników. US Air Forces używają ich dwa rodzaje: starsze, tzw. Sergeant Fletcher , i nowsze, zabudowane. Ja wybrałem Fletchera.

Zbiorniki pomalowałem kolorem FS36375, jednak tym razem użyłem farby z palety Bilmodel. Chodziło mi o to, żeby choćby pozornie ten sam kolor różnił się (gdzie się da) odcieniami. Takie zróżnicowanie zawsze odrobinę podbija atrakcyjność modelu.

Po pomalowaniu detali i nałożeniu kalkomanii, całość zwashowałem i odrobinę pobrudziłem, wykorzystując farby olejne Tamiya, oraz czarną kredkę Cretacolor.

I tutaj mniej więcej zakończyła się faza budowy modelu. W części drugiej materiału pokażę jak pomalowałem i pobrudziłem mojego F-16.

Dariusz Żak

Idź do oryginalnego materiału