Rodzice dzieci z Harvardu i 4 lekcje, które otwierają oczy
Przeglądałam ostatnio portal cnbc.com i natrafiłam na tekst, który bardzo mnie zaciekawił. Jego autorem jest Theo Wolf, pedagog i mentor, który od lat pracuje z młodzieżą marzącą o studiowaniu na najlepszych uczelniach świata.
Obserwacje Theo są bardzo proste i cenne. To, co robią, albo raczej, czego nie robią, rodzice dzieci z Harvardu, może być istotną wskazówką dla nas wszystkich.
Oto 4 rzeczy, których nigdy nie robią rodzice dzieci z Harvardu. Otwierają szeroko oczy
1. Uniwersytet nie jest celem samym w sobie
Wolf zauważa, iż rodzice odnoszących sukcesy uczniów nie traktują jednej uczelni jako przepustki do szczęścia. To nie Harvard, Princeton czy Stanford decydują o wartości dziecka, tylko jego cechy – inicjatywa, ciekawość świata i krytyczne myślenie.
Przyznam, iż to mnie uderzyło. Ile razy słyszałam rozmowy dorosłych, w których dzieci stają się projektem: "żeby tylko dostało się na dobrą uczelnię". A przecież można skończyć szkołę średnią w małym miasteczku i zbudować firmę, która odmieni czyjeś życie.
2. Nie porównują do innych
To punkt, który chyba najbardziej dotyczy nas – rodziców z Polski. "Bo Kasia chodzi na balet, a Tomek już ma piąty certyfikat z angielskiego". Tylko iż to nie jest droga do
szczęścia, a do zmęczenia i frustracji.
Theo podkreśla, iż dziecko powinno mieć własne zainteresowania, choćby jeżeli nie brzmią tak "prestiżowo". Kiedy to przeczytałam pomyślałam sobie, jak wielu rodziców oczekuje od swojego dziecka "ładnego CV" zamiast tego, żeby po prostu odkrywało siebie.
3. Nie odśnieżają każdej przeszkody
Na pewno słyszeliście już o określeniu rodzice-pługi śnieżne. To ci, którzy walczą w imieniu dziecka o każdą ocenę, każde nieporozumienie i każdy problem. A przecież – jak
pisze Wolf – czasem trudność jest lekcją, której nie da się odrobić za kogoś.
Każde trudne doświadczenie buduje asertywność, uczy, iż świat nie zawsze gra fair. Sama pamiętam, jak chciałam interweniować, gdy nauczyciel niesprawiedliwie ocenił moje dziecko. I powiem szczerze – trudno mi było się powstrzymać. Ale może właśnie dzięki temu ono nauczyło się mówić "to nie było w porządku" swoim własnym głosem.
4. Nie chronią przed porażką
To niezwykle ważna lekcja. Wolf pisze w swoim artykule o odrzuceniu, które boli, ale jednocześnie uczy. Przytoczył przykład jednego ze swoich uczniów, który wysłał 70 próśb o staż, ale za każdym razem dostał odmowę. Ale jedna pozytywna odpowiedź zmieniła wszystko. I właśnie to jest piękna część życia. Bardzo często my, dorośli, chcemy oszczędzić dziecku rozczarowań, a przecież to one same muszą się nauczyć, iż upadek nie kończy drogi, tylko zmienia jej bieg.
Poczułam ulgę...
Szczerze? Czytając to naprawdę poczułam ulgę. Bo to wcale nie prestiż i idealne świadectwa budują przyszłość dziecka. Bardziej tu chodzi o odporność, ciekawość świata i poczucie, iż zawsze warto próbować, choćby jeżeli kilka razy nam nie wyszło.
Zatem, może zamiast pytać: "Czy moje dziecko dostanie się na świetne studia?", powinnam zapytać: "Czy ono będzie szczęśliwe i odważne, gdziekolwiek się znajdzie?".