NZZ Oświata Polska alarmuje, iż sytuacja finansowa nauczycieli pogarsza się z roku na rok. Podczas gdy od 1 marca emerytury wzrosną o 5,5 proc., nauczyciele otrzymają jedynie 5 proc. waloryzacji wynagrodzeń. Przypomina również, iż w ciągu ostatnich 10 lat pensje pedagogów realnie zmniejszyły się o 18 proc., a rządowa propozycja podwyżek jedynie utrzymuje ten trend na poziomie -13 proc.
40-minutowe lekcje
Ministerstwo Edukacji Narodowej ustaliło ze związkowcami ostateczny kształt rozporządzenia płacowego. Nauczyciele otrzymają 5-proc. podwyżkę. Niezależny Związek Zawodowy Oświata Polska uważa to za krzywdzące i proponuje, by od marca skrócić lekcje o 5 minut.
– o ile nie można zrównać wynagrodzeń nauczycieli do poziomu, jaki był 10 lat temu, czy rok temu – bo to, co jest proponowane ani nie odpowiada wzrostowi wynagrodzeń w innych dziedzinach gospodarki, ani choćby waloryzacji emerytur – to pokazujemy wyjście wzorem biznesu, czyli downsizing – zmniejszenie opakowania i wielkości produktu – mówi w rozmowie z PortalSamorządowy.pl Radosław Utnik, koordynator wojewódzki NZZ Oświata Polska na województwo mazowieckie.
Radosław Utnik podkreśla, iż obecny model lekcji 45-minutowych funkcjonuje od kilkudziesięciu lat, podczas gdy "uczniowie i ich potrzeby ewoluują". W szkołach przybywa dzieci z orzeczeniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych oraz tych, które mają problem z koncentracją.
– Nieraz mówimy sobie w pokoju nauczycielskim, iż lepsze jest dobre pół godziny czy dobre 40 minut niż słabe 45 minut. Pierwsze 10-15 minut to są spóźnienia, przypomnienie, powtórzenie tego, co było i tak dalej. Potem jest lekcja, na końcu rozproszenie, bo dzieci już się spieszą na przerwę, na obiad albo nie potrafią już skupić uwagi. A wystarczy tylko kilka osób w klasie potrzebujących wcześniejszej przerwy, by zabrać uwagę pozostałym. Oczywiście, są też tematy wymagające dłuższej pracy w skupieniu, dlatego proponujemy 40, a nie 35 minut – argumentuje Utnik.
Godziny "czarnkowe"
Alternatywnym rozwiązaniem proponowanym przez związek jest zaliczenie godzin "czarnkowych" do płatnego pensum. To obowiązkowe dyżury wprowadzone za czasów ministra Przemysława Czarnka, przeznaczone na konsultacje z uczniami i rodzicami. Nauczyciele i związkowcy wielokrotnie podkreślali, iż komunikacja z rodzicami i uczniami odbywa się na bieżąco, bez potrzeby sztywnych dyżurów.
Rząd mówił o uporządkowaniu kwestii tzw. godzin "czarnkowych", ale nie wprowadził jeszcze zmian w tym zakresie.