57. rocznica wydarzeń Marca ’68

news.5v.pl 21 godzin temu

57 lat temu, 8 marca 1968 r. w Warszawie milicja brutalnie stłumiła demonstrację studentów. W tle były polityczne rozgrywki w aparacie PZPR oraz propaganda: antysemicka i antyinteligencka.

Władze same sprowokowały bunt studentów: najpierw zdejmując z afisza Teatru Narodowego „Dziady” Mickiewicza, a potem represjonując Adama Michnika i Henryka Szlajfera tylko za to, iż skontaktowali się z francuskim dziennikarzem.

Zdjęcie „Dziadów”

Dziady” Mickiewicza w inscenizacji Kazimierza Dejmka zostały odczytane przez partyjnych cenzorów jako sztuka antyrosyjska i antyradziecka. To wystarczyło, żeby bojący się gniewu Moskwy dygnitarze polecili zdjąć dramat narodowego wieszcza z afisza. Dla studentów decyzja o niewystawianiu „Dziadów” była z kolei dowodem zamachu na kulturę i wolność słowa. Ostatni spektakl, który odbył się 30 stycznia zgromadził tłumy. W trakcie przedstawienia publiczność reagowała bardzo spontanicznie, wznoszono okrzyki: „Niepodległość bez cenzury!”, „Chcemy +Dziadów+!”, „Dejmek!, Dejmek!”. Po zakończeniu spektaklu uformował się pochód, który skandując „Wolna sztuka! Wolny teatr!” przeszedł pod pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. W wyniku interwencji milicji zatrzymano 35 osób pod zarzutem „zakłócania porządku publicznego”.

Po demonstracji dwaj studenci – Adam Michnik i Henryk Szlajfer – poinformowali o jej przebiegu korespondenta francuskiego dziennika „Le Monde”. Wiadomości te zostały następnie rozpowszechnione przez Rozgłośnię Polską Radia Wolna Europa. Od tamtego momentu wydarzenia nabrały tempa: już 1 lutego grupa studentów rozpoczęła zbieranie podpisów pod petycją do Sejmu, wyrażającą protest przeciwko decyzji zakazującej wystawiania w Teatrze Narodowym „Dziadów” oraz „polityce odcinania się od postępowych tradycji narodu polskiego”. W ciągu dwóch tygodni w Warszawie zebrano ponad 3 tys. podpisów, a we Wrocławiu ponad tysiąc.

Oprócz studentów na zdjęcie „Dziadów” zareagowała też część środowisk intelektualnych. 29 lutego na Nadzwyczajnym Walnym Zebraniu Warszawskiego Oddziału Związku Literatów Polskich uchwalono przedstawioną przez Andrzeja Kijowskiego rezolucję potępiającą politykę kulturalną ekipy Władysława Gomułki. W dyskusji bardzo ostro wypowiadali się m.in. Jerzy Andrzejewski, Paweł Jasienica, Leszek Kołakowski, Antoni Słonimski i Stefan Kisielewski. Ten ostatni mówił o „skandalicznej dyktaturze ciemniaków w polskim życiu kulturalnym”.

Represje

Władze zareagowały represjami. 4 marca 1968 r. decyzją ministra oświaty i szkolnictwa wyższego Henryka Jabłońskiego Adam Michnik oraz Henryk Szlajfer zostali bezprawnie skreśleni z listy studentów Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Obaj należeli do tzw. komandosów, czyli grupy zbuntowanej młodzieży, opowiadającej się za rozszerzeniem swobód obywatelskich, domagających się zniesienia lub przynajmniej ograniczenia cenzury oraz większej autonomii nauki i szkół wyższych.

To wyrzucenie Michnika i Szlajfera stało się impulsem do protestacyjnego wiecu studentów. Został on zwołany 8 marca na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego i wzięło w nim udział kilka tysięcy studentów. Zgromadzeni przez aklamację przyjęli rezolucję, którą odczytała studentka wydziału filozofii Irena Lasota:

My studenci uczelni warszawskich, (…) oświadczamy: Nie pozwolimy nikomu deptać Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Represjonowanie studentów, którzy protestowali przeciwko haniebnej decyzji zakazującej wystawienia „Dziadów” w Teatrze Narodowym, stanowi jawne pogwałcenie art. 71 Konstytucji. Nie pozwolimy odebrać sobie prawa do obrony demokratycznych i niepodległościowych tradycji Narodu Polskiego. Nie umilkniemy wobec represji.

W rezolucji żądano również przywrócenia praw studenckich Michnikowi i Szlajferowi oraz umorzenia postępowań przeciwko innym uczestnikom demonstracji pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Studenci, także poprzez aklamację, wyrazili pełne poparcie dla rezolucji przyjętej przez pisarzy 29 lutego, solidaryzując się z nimi „w obronie kultury i swobód obywatelskich”.

Pod koniec wiecu, na teren UW wjechało kilka autokarów wypełnionych „aktywem robotniczym”, milicją i ORMO (Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej). Rozpoczęło się rozpędzanie zebranych. W obronie studentów interweniowali dwaj dziekani – prof. Czesław Bobrowski i prof. Stanisław Herbst. Inaczej zareagował prorektor Zygmunt Rybicki – zwracając się do studentów oświadczył, iż wiec jest nielegalny i mają kwadrans na opuszczenie uniwersytetu. Rozchodzący się demonstranci zostali zaraz za bramą brutalnie zaatakowani przez umundurowanych milicjantów i ubranych w charakterystyczne ciemne płaszcze ich pomocników. Tłum zgromadzony na Krakowskim Przedmieściu i obserwujący bicie młodzieży krzyczał w stronę milicji – „Gestapo!”.

Wydarzenia, które miały miejsce 8 marca na Uniwersytecie Warszawskim, oburzyły środowisko akademickie i stały się powodem wielu protestacyjnych wieców i ulicznych demonstracji, początkowo w samej Warszawie, a następnie także w innych miastach. 9 marca na Politechnice Warszawskiej odbył się wiec wyrażający poparcie dla studentów UW i potępiający brutalne działania milicji. W odpowiedzi na kłamliwe informacje prasy o zajściach na UW palono gazety i wznoszono okrzyki „Prasa kłamie!”. Po wiecu część jego uczestników ruszyła w pochodzie w stronę redakcji „Życia Warszawy”, która komentując wydarzenia z poprzedniego dnia pisała:

Na Uniwersytecie Warszawskim co pewien czas daje znać o sobie grupka awanturników, wywodząca się z kręgów bananowej młodzieży, której obce są troski materialne, prawdziwe warunki życia i potrzeby naszego społeczeństwa.

Demonstranci nie dotarli jednak do celu, gdyż zostali zaatakowani przez milicję i rozproszeni.

W kolejnych dniach studenci organizowali akcje protestacyjne i manifestacje w Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu, Łodzi, Toruniu, Lublinie i Katowicach. Zgromadzenia te były najczęściej rozpędzane przez milicję. W wydarzeniach, które rozgrywały się w marcu 1968 r., udział brała również część młodzieży szkół średnich i młodzi robotnicy. Do 11 marca aresztowani byli już niemal wszyscy przedstawiciele środowiska „komandosów”, m.in. Karol Modzelewski, Adam Michnik, Jacek Kuroń, Irena Lasota, Seweryn Blumsztajn i Barbara Toruńczyk.

W obronie represjonowanych studentów 11 marca wystąpiło pięciu członków Koła Poselskiego Znak: Konstanty Łubieński, Tadeusz Mazowiecki, Stanisław Stomma, Janusz Zabłocki i Jerzy Zawieyski. W interpelacji skierowanej do rządu zwracali oni uwagę na brutalność milicji i ORMO oraz pytali, „co zamierza uczynić Rząd, aby merytorycznie odpowiedzieć młodzieży na postawione przez nią palące pytania, które nurtują także szeroką opinię społeczną, a dotyczą demokratycznych swobód obywatelskich i polityki kulturalnej Rządu?”. Głos zabrał również Kościół katolicki – 21 marca 1968 r. biskupi uczestniczący w Konferencji Episkopatu Polski wystosowali memoriał do premiera, w którym pisali m.in. o tym, iż „od dawna już poważne zastrzeżenia budzą w społeczeństwie metody stosowane przez władze bezpieczeństwa”.

Ostatni wiec

28 marca odbył się ostatni wiec na Uniwersytecie Warszawskim. Przyjęto na nim „Deklarację Ruchu Studenckiego”, w której młodzież akademicka żądała wolności opinii, swobody zrzeszania się, zniesienia cenzury, wprowadzenia jawności życia publicznego, społecznej kontroli własności państwowej oraz przestrzegania konstytucyjnych praw obywatelskich. W odpowiedzi władze rozwiązały sześć kierunków studiów, m.in. ekonomię, filozofię i socjologię. Z listy studentów skreślono 34 osoby. Po ponownym otwarciu tych kierunków 70 osób nie uzyskało zgody na kontynuowanie studiów.

Protesty środowisk akademickich zostały stłumione w całym kraju do końca marca 1968 r. Komunistyczna propaganda, rozbudzając nastroje antyinteligenckie i antysemickie, przedstawiała protesty jako prowokację i syjonistyczny spisek. W całym kraju w zakładach pracy organizowane były tzw. masówki popierające władze i potępiające wystąpienia młodzieży akademickiej. Odbywały się one pod hasłami: „Studenci do nauki, literaci do pióra!”, „Ukarać prowodyrów!” i „Syjoniści do Syjamu!”. To ostatnie hasło stało się później powodem licznych żartów – dowodem na to, iż działający z inspiracji, a często na rozkaz władz „robotniczy aktyw” nie odróżnia Syjamu (tak wtedy nazywana była Tajlandia) od Syjonu – Izraela.

Wydarzenia z marca 1968 r. stały się okazją do rozgrywki politycznej wewnątrz PZPR, w której na początku lat 60. powstała nieformalna grupa partyjnych i państwowych działaczy skupionych wokół ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych Mieczysława Moczara, nazywana „partyzantami” (Moczar i jego najbliżsi współpracownicy w czasie II wojny światowej działali w komunistycznej partyzantce). „Moczarowcy” walcząc o wpływy z ekipą Władysława Gomułki posługiwali się mieszaniną haseł antyinteligenckich, komunistycznych i nacjonalistycznych. Domagając się zmiany pokoleniowej w partii, żądali jednocześnie usunięcia z wysokich stanowisk ludzi pochodzenia żydowskiego. Według historyków prawdopodobnie liczyli na to, iż marcowe demonstracje osłabią pozycję Władysława Gomułki w partii, pozbawią go zaufania sowieckiego kierownictwa i w efekcie umożliwią przejęcie władzy przez Mieczysława Moczara. Istnieją przypuszczenia, iż temu właśnie miały służyć brutalne działania milicji wobec młodzieży akademickiej, które doprowadziły do eskalacji konfliktu.

Stojący na czele państwa od 1956 r. Gomułka zdawał sobie sprawę z rozgrywek za swoimi plecami. Oprócz Moczara do objęcia schedy po „towarzyszu Wiesławie” aspirował już wtedy kierujący wojewódzkimi strukturami PZPR w Katowicach Edward Gierek. Ten jednak nie zdecydował się na atak i zamiast tego 14 marca poparł Gomułkę wypowiadając na wiecu w Katowicach wypowiedział słowa o „śląskiej wodzie, która pogruchocze kości tym, którzy podniosą rękę na władzę socjalistyczną”.

Wystąpienie Gomułki

Pamiętną mową 19 marca w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie wygłosił sam Gomułka. Potępił antyradzieckie prowokacje w trakcie przedstawień „Dziadów” i ostro skrytykował przebieg zebrania Związku Literatów Polskich z 29 lutego, przede wszystkim wystąpienia Stefana Kisielewskiego i Pawła Jasienicy, którego brutalnie zaatakował, oczerniając go i insynuując jego współpracę z UB. Zwracając się do aktywu partyjnego Gomułka mówił:

Niemała część młodzieży studenckiej w Warszawie, a także innych ośrodkach akademickich w kraju została oszukana i sprowadzona przez wrogie socjalizmowi siły na fałszywą drogę. Siły te zasiały wśród studentów ziarna awanturniczej anarchii, łamania prawa. Posługując się metodą prowokacji, wzburzyły umysły części młodzieży, parły do wywołania starć ulicznych, do przelewu krwi.

I sekretarz KC podkreślił żydowskie pochodzenie „inspiratorów” zajść na Uniwersytecie Warszawskim, „znanych z rewizjonistycznych wystąpień i poglądów”. Gomułka obłudnie zapewniał, iż walka z „syjonizmem” nie ma nic wspólnego z antysemityzmem. Gdy mówił o sprawach żydowskich, sala skandowała „Śmielej! Śmielej!”. Przy zdaniu Gomułki o prawdopodobnym opuszczeniu Polski przez „syjonistów” wznoszono okrzyki „Prędzej! Prędzej!”. Część „aktywu” w trakcie przemówienia krzyczała „Wiesław! Wiesław!”, ale inni wołali „Gierek! Gierek!”. Następnego dnia w całym kraju odbyły się wiece pod hasłem: „Jesteśmy z Wami, towarzyszu Wiesławie!”.

W samej partii rozpoczęła się antysemicka nagonka personalna. Do końca marca 1968 r. z PZPR wyrzucono ponad 8 tys. osób. 80 funkcjonariuszy wysokiej rangi utraciło swoje stanowiska, 14 z nich pełniło wcześniej funkcje ministerialne. Jak podaje IPN, w październiku 1968 r. Prokuratura Generalna informowała o 2732 zatrzymanych w związku z Marcem. Spośród nich większość zwolniono, 60 osób stanęło przed sądami w trybie przyspieszonym, 697 ukarały kolegia karno-administracyjne, zaś 540 objęto śledztwami. Większości z nich postawiono zarzuty, niektóre sprawy umorzono.

Jesienią ruszyły najważniejsze procesy uczestników protestów marcowych. W grudniu 1968 r. Jan Lityński został skazany na 2,5 roku, a Seweryn Blumsztajn na 2 lata więzienia. W styczniu 1969 r. Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego skazano na 3,5 roku więzienia, a w lutym Adama Michnika – na 3 lata. Barbara Toruńczyk, Henryk Szlajfer i Antoni Zambrowski otrzymali po 2 lata więzienia, Wiktor Górecki rok i 8 miesięcy. Sądzone razem Teresa Bogucka, Irena Grudzińska i Irena Lasota otrzymały wyroki po 1,5 roku więzienia.

Specyficzną i szczególnie dotkliwą formą represji było powoływanie studentów do odbycia czynnej służby wojskowej, ale skala zjawiska nie jest znana. Wielu studentów utraciło możliwość kontynuowania nauki (np. Adam Michnik po wyjściu na wolność pracował jako robotnik, a ostatecznie udało mu się skończyć studia w Poznaniu). Obok dziesiątków indywidualnych przypadków relegowania, dwukrotnie zastosowano je na masową skalę. Na Politechnice Wrocławskiej jednorazowo skreślono 1553 studentów, zaś na Uniwersytecie Warszawskim – 1616. Na skutek odwołań część relegowanych przyjęto ponownie na studia.

Represje spotykały także pracowników nauki, wspierających studentów. Dziesiątki z nich zostało usuniętych z uczelni, wielu zmuszono do emigracji. Na ich miejsce pojawili się tak zwani „marcowi docenci” – osoby nie posiadające habilitacji, a obejmujące samodzielne stanowiska naukowe. Podstawowym kryterium w tym przyspieszonym awansie była lojalność wobec PZPR.

Skutkiem wydarzeń marcowych była też wymuszona przez władze emigracja. W latach 1968-1969 z Polski wyemigrowało ok. 15 tys. Żydów bądź osób pochodzenia żydowskiego. Wśród nich było m.in. ok. 500 pracowników naukowych, ok. 1000 studentów, a także dziennikarze, filmowcy, pisarze i aktorzy. W tym czasie wyjechało również ok. 200 byłych pracowników aparatu bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej, odpowiedzialnych za zbrodnie stalinowskie.

Zagrożony w marcu 1968 r. utratą władzy Gomułka przetrwał na stanowisku jeszcze ponad dwa lata. Jak w 2024 r. w rozmowie z PAP komentował historyk prof. Mirosław Szumiło największe korzyści odniósł Edward Gierek.

Wzmocnił swoją pozycję i w 1968 roku stał się adekwatnie jedynym kandydatem do schedy po Władysławie Gomułce. Moczar został wprawdzie sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR, co formalnie oznaczało awans, ale już niedługo potem się okazało, iż utracił realną władzę. Gomułka odebrał mu bowiem kierownictwo resortu spraw wewnętrznych i zainstalował tam swojego zaufanego człowieka, Kazimierza Świtałę

— przypomniał prof. Szumiło.

mly/PAP

Idź do oryginalnego materiału