7 momentów, w których przestaję być matką. I po prostu jestem człowiekiem

mamadu.pl 6 godzin temu
Bycie matką to coś więcej niż rola – to czasem pełnoetatowa tożsamość, która rozlewa się na wszystkie sfery życia. Ale są chwile, kiedy ta rola cichnie, choćby na moment, a spod niej wyłania się ktoś inny: kobieta, osoba, człowiek. I to właśnie w tych momentach oddycham najpełniej.


Macierzyństwo to nie wszystko, choć bywa wszystkim


Kocham swoje dziecko do granic, których nie umiem nazwać. Jestem dla niego opiekunką, przewodniczką, punktem orientacyjnym w całym tym codziennym chaosie. Ale nie chcę być tylko matką. Bo kiedy jestem tylko matką, zaczynam powoli znikać sama dla siebie.

Bycie mamą to miłość, ale też ogromna odpowiedzialność, czuwanie, przewidywanie, organizowanie, emocjonalne dźwiganie. I nie, nie narzekam. Ale muszę mieć chwilę, kiedy nie jestem potrzebna, dzielna, gotowa i dostępna. Chwilę, w której nie jestem

matką – jestem sobą.

Oto 7 takich momentów. Czasem krótkich. Czasem ukradzionych. Ale bezcennych.

1. Kiedy piję ciepłą kawę i patrzę w okno


Nie "w międzyczasie", nie na stojąco. Po prostu siadam. Biorę kubek, czuję jego ciepło i pozwalam sobie nic nie robić.

Przez te kilka minut nie planuję obiadu, nie układam w głowie logistyki dnia. Patrzę, jak liście się ruszają na drzewach albo jak ktoś przechodzi z psem.

To moment, w którym świat jest prosty. A ja nie jestem "mamą", tylko kobietą z kubkiem kawy i spokojem w środku.

2. Kiedy się śmieję z przyjaciółką tak, iż boli brzuch


Nie opowiadamy o dzieciach. Śmiejemy się z głupot, z memów, z naszej nieporadności, z rzeczy, których nie da się opisać nikomu innemu.

W tym śmiechu jest wolność. Jest przypomnienie, iż przez cały czas mam łączność z dawną sobą – tą, która istnieje niezależnie od czyjegoś planu dnia.

3. Kiedy słucham głośnej muzyki w samochodzie i śpiewam na cały głos


Nieważne, iż fałszuję. Nieważne, iż ktoś może widzieć mnie przez szybę. W tych kilku minutach jestem nastolatką, kobietą, osobą z emocjami, która potrzebuje ich wyrazić – nie mamą z listą sprawunków.

W aucie, przy "mojej piosence", nie podwożę nikogo. Prowadzę siebie.

4. Kiedy płaczę i nie tłumię tego w sobie


Czasem trzeba się rozsypać. Cicho w łazience albo w ramionach kogoś bliskiego. Nie mówiąc "nic się nie stało", nie wycierając łez w pośpiechu.

Wtedy nie jestem tą, która reguluje emocje wszystkich wokół. Jestem tą, która ma swoje. I to też jest bardzo ludzkie.

5. Kiedy ktoś się mną zaopiekuje


Gdy ktoś zrobi mi herbatę bez pytania. Gdy zapyta "co u ciebie?", a nie "jak dzieci?". Gdy dostanę przytulenie, zanim zdążę się po nie upomnieć.

To przypomnienie, iż ja też mogę być czyjąś "małą". Że nie jestem tylko opiekunką – ale też kimś, kogo warto zauważyć i odciążyć.

6. Kiedy coś tworzę i nikt tego nie poprawia


Piszę, rysuję, zagniatam ciasto. Robię coś tylko dla siebie. Bez celu, bez oceny, bez użyteczności.

W tym działaniu jestem człowiekiem z pasją, a nie matką z obowiązkami. To moje osobiste "ja też istnieję".

7. Kiedy zasypiam nie dlatego, iż padam ze zmęczenia – tylko iż jestem spokojna


To rzadki moment, ale bezcenny. Kiedy nie usypiam dziecka, nie układam zadań na jutro w głowie, nie analizuję, co powiedziałam nie tak. Kiedy po prostu zamykam oczy i czuję: to był dobry dzień.

Nie matczyny. Ludzki. Mój.

Czasem wystarczy tylko chwila


Nie potrzebuję tygodnia spa, żeby poczuć się sobą. Czasem wystarczy siedem minut z gorącą kawą. Albo śmiech. Albo ktoś, kto powie "połóż się, ja to zrobię".

Macierzyństwo nie zabiera mi tożsamości – ale łatwo w nim siebie zgubić. Dlatego łapię te chwile, w których nie jestem "dla" nikogo. Jestem ze sobą. I to wystarcza, by na

nowo być też lepszą mamą.

Idź do oryginalnego materiału