**Dziennik**
Dziś znów miałam ciężki dzień. Wróciłam z pogrzebu mojej przyjaciółki, nie sama Obok mnie stały dzieci. Trzyletnia Zosia i trzynastoletni Kacper niepewnie przestępowali z nogi na nogę w progu, nie wiedząc, jak zareagować na niegościnnego gospodarza.
Marek patrzył na mnie z wściekłością. Co, nie mają rodziny? Po co ich przyprowadziłaś? Żal ci ich? A nas ci nie żal? Ledwo się tu mieszczymy! Jutro dzwonisz do opieki społecznej, słyszysz? Niech się tym zajmą!
Delikatnie popchnęłam dzieci w stronę kuchni i powiedziałam cicho: Kacper, nalej Zosi sok, sobie też weź. Jest w lodówce. Gdy zniknęły za drzwiami, odwróciłam się do męża: Nie wstyd ci? Justyna była moją najlepszą przyjaciółką! Myślisz, iż zostawię jej dzieci w biedzie? Wyobraź sobie, co teraz czują! Ty masz trzydzieści osiem lat, a wciąż, jak coś, dzwonisz do mamy! Pomyśl o nich!
Dobra, rozumiem, ale nie zamierzasz ich zostawić u nas, prawda? zapytał już spokojniej.
Zamierzam! Chcę zostać ich opiekunem prawnym! Nie mają nikogo, zrozum! Ojciec nie wiadomo gdzie. choćby na pogrzebie się nie pojawił. Justyna wcześnie straciła rodziców. Jest jakaś ciotka, ale odmówiła już starsza kobieta. A my i tak nie mamy dzieci.
Małgosiu, jestem twoim mężem, pamiętasz? Nie chcesz poznać mojego zdania?
Marku, co się z tobą dzieje? Jesteś dobrym człowiekiem. Wiem to. Inaczej bym ich tu nie przyprowadziła bez pytania. Boisz się wydatków? Damy radę! Poza tym, dzieci nie są malutkie. Kacper pójdzie do szkoły, Zosię zapiszemy do przedszkola. Prawie nic się nie zmieni.
Tak, ale moja matka Małgosiu! Zje mnie żywcem, jak się dowie! I tak już mnie męczy, iż nie ma wnuków!
Twoja mama nie powinna wtrącać się w nasze sprawy. I tak planowaliśmy adopcję. Po co obca? Kacper i Zosia nas znają. I my ich znamy. Tak będzie łatwiej.
Może masz rację, Małgoś. Ale chcieliśmy jedno dziecko! Malucha! Jedno! No dobra, Zosia Jest mała. Ale Kacper? Nastolatek! Z nim same kłopoty!
Ty i ja też byliśmy nastolatkami. Wszystko się ułożyło. Wyrośliśmy na porządnych ludzi.
No dobrze, zobaczymy. Niech na razie zostaną
Pocałowałam Marka w policzek i uśmiechnęłam się. Nigdy nie wątpiłam w niego. Zawsze taki był. Narzekał, burczał, a potem godził się i pomagał.
Poszłam do kuchni przygotować kolację. Myślałam o jutrze opieka społeczna, dokumenty z pracy, bank Tak zaczęła się długa droga formalności. W filmach sieroty od razu znajdują rodzinę. W rzeczywistości tony papierów.
Kacpra i Zosię chcieli choćby tymczasowo umieścić w domu dziecka. Ale razem z Markiem walczyliśmy i wygraliśmy.
Z dziećmi nie było problemów. Zosia gwałtownie zapominała o smutku, zajęta zabawkami. Kacper tłumił łzy. Pewnego dnia Marek wziął go na bok i powiedział: Wiem, iż ciężko. Sam nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś stało się mojej mamie. Ale dla Zosi musisz być silny. jeżeli chcesz płakać, powiedz mi. Pójdziemy gdzieś, gdzie nikt nie zobaczy. Tego bólu nie można dusić w sobie. Ale nie pokazuj go Zosi, bo się przestraszy. Proszę, mów mi.
Od tamtej pory Kacper szanował Marka. Widziałam, jak wychodzili razem, a wracali jak przyjaciele.
Przeszliśmy szereg kontroli. By udowodnić, iż damy radę, wzięliśmy choćby kredyt. Zrobiliśmy remont, kupiliśmy meble, ubrania. Trzeba było też zapłacić za przedszkole. Gdy Kacper wspomniał o tęsknocie za sekcją piłki nożnej, zapisaliśmy go z powrotem.
W końcu dostaliśmy opiekę. Marek znalazł drugą pracę musieliśmy spłacić długi. Ja też dorabiałam, ucząc fizyki po godzinach. I jakoś przetrwaliśmy
Minął rok. Dzieci zaadaptowały się. choćby teściowa, Wanda, która początkowo była przeciw, zaprzyjaźniła się z nimi. Zosia mówiła do mnie mama Gosia.
Gdy zbliżały się wakacje, Marek zaproponował: Jedźmy nad morze! Nie do Gdyni, do Chorwacji! Znalazłem last minute. Zaraz zadzwonię!
Zgodziłam się. Byłam zmęczona.
Później koleżanka z pracy zadzwoniła, nudząc się. Gdy wspomniałam o Chorwacji, westchnęła: Wam to dobrze. Pewnie dostajecie duże świadczenia? Możecie sobie pozwolić.
Zaniemówiłam. Nagle zobaczyłam siebie ich oczami chciwą, wyrachowaną. Pewnie wzięłam dzieci dla pieniędzy!
Opowiedziałam Markowi. Zamyślił się: Mnie też tak traktują. Jeden znajomy powiedział, iż mogę w końcu zmienić samochód »dostajecie tyle za dzieci, a ty jeździsz gratem«.
Twoja mama mówiła, iż powinnam zająć się zębami. »Masz więcej pieniędzy, zadbaj o siebie, bo Marek ucieknie od takiej zaniedbanej z obcymi dziećmi.« Myślałam, iż tylko chce mi dokuczyć.
A mój szef? Powiedział, iż nie mam liczyć na dodatkowe urlopy. »To nie wasze dzieci, takie przywileje są tylko dla prawdziwych rodziców.« choćby nie prosiłem!
Sąsiadka też. »Lżej wam się żyje z dopłatami?« Nie zrozumiałam aluzji. Odpowiedziałam: »Teraz jest nas czworo, więcej gotuję. Kacper wciąż głodny rośnie.«
Wszyscy myślą, iż wzięliśmy je dla pieniędzy? podsumował Marek.
Wzruszyłam ramionami: Niech myślą, co chcą.
Może nie powinniśmy jechać do Chorwacji? Pomyślą, iż wydajemy »ich« pieniądze! A ile razy pytali, czy przejęliśmy już mieszkanie po rodzicach?
Współczuli, jak mówiłam, iż Justyna nie miała własnego.
Co w takim razie robić? byłam zagubiona.
Nigdy nie myśleliśmy o korzyściach. Emeryturę po rodzicach dzieci odkładaliśmy na ich przyszłość. Kacper marzył o studiach informatycznych to kosztuje.
Nic! Jedziemy do Chorwacji! Niech myślą, co chcą. Każdy sądzi po sobie.
Wyjazd był cudowny. Zbliżyliśmy się jeszcze bardziej. Ale po powrocie ź