Angielski zmienia reguły gry w Irlandii

lopiastow.pl 2 miesięcy temu

Irlandia przywitała nas deszczem, ale jednocześnie orzeźwiła rześką, nadmorską bryzą, która w kilka chwil zmyła z nas zmęczenie po podróży. Każdy zakręt tej zielonej wyspy odkrywał przed nami nowe, urokliwe miejsca – od tętniących życiem uliczek Dublina po dzikie, skaliste wybrzeża, gdzie wiatr niesie historię celtyckich legend. To był wyjątkowy tydzień – pełen wrażeń, które nie tylko ubogaciły nas kulturowo, ale też otworzyły serca i umysły na ludzi z różnych stron świata.

Czy angielski zmienił zasady gry?
Bez dwóch zdań. Stał się naszym kluczem do swobodnego poruszania się po tym barwnym świecie. Dzięki niemu mogliśmy prowadzić rozmowy z Irlandczykami o ich tradycjach, żartować z kursantami z Hiszpanii, Włoch czy Japonii, a choćby bez stresu zamówić kawę w przytulnej kafejce z widokiem na Liffey. Nasze umiejętności językowe szlifowaliśmy codziennie w Atlas Language School Residence, otoczeni wyśmienitymi nauczycielami i kursantami z całego świata, którzy tak jak my – przyjechali tu, by się uczyć i przeżywać przygodę.

Dublin?
Miasto to prawdziwa mieszanka historii i nowoczesności. Trinity College oczarował nas swoim zabytkowym kampusem, a wystawa The Book of Kells – dziełem, które przetrwało wieki – pozwoliła nam dosłownie dotknąć średniowiecznej sztuki. Katedra św. Patryka z kolei, urzekła nie tylko majestatem, ale i poczuciem sacrum, które unosi się w jej murach. Parki pośród kamiennego miasta zachwycały wielką przestrzenią, szmaragdową zielenią trawy i pękatymi liśćmi drzew i krzewów.
Piliśmy irlandzką herbatę z mlekiem wraz z „białymi kołnierzykami” z Dock Volley (Google, Facebool, TikTok…), innym razem w domu Oskara Wilde albo pisarza i noblisty Williama Butlera Yeatsa. Obrazy jego brata – malarza Jacka Butlera Yeatsa podziwialiśmy w National Gallery of Ireland.

A wybrzeże?
To po prostu trzeba przeżyć. Przysmaki fish & chips smakują tam zupełnie inaczej – bardziej autentycznie, z nutą soli i morskiego powietrza. A chwila spędzona na klifach czy spacer po półwyspie Howth – to jak zanurzenie się w prawdziwą Irlandię, tą surową, nieokiełznaną, bliską naturze. Stojąc tam, czuliśmy się jak rdzenni mieszkańcy wyspy, wsłuchani w szum fal i krzyk mew.

Ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy…
Zostawiliśmy tam kawałek serca i wróciliśmy bogatsi – o wspomnienia, przyjaźnie i pewność, iż świat stoi przed nami otworem.

Galeria zdjęć

Idź do oryginalnego materiału