Łzy, emocje i… lekki niesmak
Zakończenie roku szkolnego to zawsze wielkie emocje – szczególnie gdy dotyczy uczniów kończących jeden z ważniejszych etapów. Na scenie tłum ósmoklasistów, łamiące się głosy wychowawców, piosenka o pożegnaniu dzieciństwa… Trudno nie mieć łez w oczach, choćby jeżeli próbujesz być twarda. To moment, który naprawdę porusza.
Ale obok wzruszenia jest też coś, co zgrzyta. Coś, co nie pasuje do tej podniosłej atmosfery i trochę ją psuje. To ta część oficjalna, w której brakuje autentyczności, a pojawia się sztuczność.
Piękne słowa, ale bez pokrycia
Słucham przemowy dyrektora, który z entuzjazmem mówi o trosce, o wsparciu, o tym, jak ważna była ta wspólna droga. Brzmi pięknie – gdyby nie fakt, iż wielu uczniów przez całą podstawówkę widziało dyrektora może ze dwa razy i nie doświadczyło z jego strony żadnej realnej troski. I wtedy pojawia się ten niezręczny moment – cytat Jana Pawła II, rzucony niczym morał na zakończenie. A wśród słuchaczy? Uczniowie różnych wyznań i
światopoglądów. Naprawdę można było tego uniknąć.
Najwięcej emocji wzbudza jednak sposób wręczania świadectw. To niby taki prosty gest – rozdanie dokumentu, a jednak sposób, w jaki się to robi, może wiele mówić. Na niektórych apelach uczniowie są sadzani według ocen, a najlepsi – ci "z paskiem"
– dostają wyróżnienia na scenie przy aplauzie. Reszta? Cichaczem, po wszystkim, w klasie. Dla wielu dzieci to publiczne upokorzenie. Bo jak to – cały rok chodziłam do szkoły, starałam się, a teraz choćby nikt nie klasnął?
Na szczęście w szkole mojego dziecka było inaczej. Wszyscy dostali świadectwa na apelu, bez dzielenia i wyraźnych podziałów. Teczki, dyplomy, nazwiska – wszystko sprawnie i z wyczuciem. I to było w porządku. Ale niestety nie wszystko.
Rodzic też oceniony?
Bo potem przyszedł czas na… rodziców. I tu znowu zrobiło się niezręcznie. Na scenę zapraszano tych, których dzieci osiągnęły świetne wyniki – by odebrali specjalny list gratulacyjny. Miło? Na pierwszy rzut oka tak. Ale kiedy spojrzeć głębiej, to wyglądało trochę jak wystawienie ocen dorosłym. Rodzice dzieci z gorszymi ocenami? Pominięci. Jakby ich wysiłek nie był warty zauważenia.
A co z rodzicami dzieci z trudnościami? Z tymi, którzy przeszli przez terapię, wspierali dzieci z depresją, ADHD, autyzmem, lękami? Czy naprawdę nie zasłużyli na słowa uznania? To był ten moment, kiedy cała ta ceremonia, wcześniej wzruszająca, zaczęła przypominać bardziej pokaz niż prawdziwe pożegnanie.
Zakończenie roku szkolnego to istotny moment. Pełen emocji, wspomnień, a także oczekiwań. I dobrze, iż się wzruszamy. Ale źle, iż wciąż dzielimy, ocenami i dyplomami, kto jest lepszy, a kto mniej ważny.
Może warto, by szkoły spojrzały na takie uroczystości z nowej perspektywy. Mniej patosu, więcej autentyczności. Mniej ocen, więcej docenienia.