Czytelniczka chodzi na rozpoczęcie roku
"Przeczytałam w waszym portalu wiadomość od jednej z tych nadopiekuńczych matek. Sprawa dotyczyła towarzyszenia dzieciom na rozpoczęciu roku szkolnego, a ta kobieta była święcie oburzona, jak rodzice mogą być nieczuli i zbyt mało zaangażowani w życie swoich dzieci. Pani Marta, która napisała do redakcji list pełen emocji, przyznała, iż ona nie wyobraża sobie nie towarzyszyć swojej córce na rozpoczęciu roku szkolnego" – zaczyna swoją wiadomość wzburzona czytelniczka.
Mama dwójki nastolatków uważa, iż autorka listu przesadza: "Pani Marta uważa takie zachowanie rodziców uczniów za lekceważące, bo to istotny moment w życiu dziecka i póki córka nie wyraża sprzeciwu, kobieta zamierza chodzić z nią na te uroczystości. Najbardziej w tej sytuacji rozbawiło mnie to, iż ona opowiada, iż dziewczynka, której jest matką, zaczęła właśnie 6. klasę szkoły podstawowej.
Pani niby pisze, iż nie wchodziła z córką do klasy, a choćby poczekała na ławce przy wejściu do szkoły, ale muszę przyznać, iż zupełnie nie rozumiem jej toku myślenia. Czy dziecku nie można okazać wsparcia inaczej niż chodzić za nim krok w krok, jeżeli ono jest już nastolatkiem? Wiem, iż 12 lat to przez cały czas dopiero początki nastoletniości, ale zapewniam państwa, iż dzieci w tym wieku chcą być nad wyraz samodzielne. Pamiętam, jak sama byłam w tym wieku i bardzo zależało mi na poczuciu niezależności".
Daj dziecku wolność
"Sama mam 15-letnią córkę i 11-letniego syna, więc wiem doskonale, o czym mówię. Stąd też mój bardzo osobisty i emocjonalny odbiór tekstu. Bo ja z moimi dziećmi na rozpoczęcia roku nie chodzę już od jakiegoś czasu i chciałabym podzielić się argumentami, dlaczego tak zdecydowaliśmy. Zacznę od tego, iż to one same nie czuły, żebym była im tam potrzebna. Córka, kiedy była w 3. klasie, popatrzyła na mnie jak na kosmitkę, kiedy chciałam z nią iść 1 września na uroczystość" – wspomina mama dwójki.
"Z młodszym synem zaprzestałam takiego chodzenia, gdy zaczął 4. klasę i powiedział mi, iż teraz jest już starszym uczniem i nie wyobraża sobie iść do szkoły z mamą. Wiecie, było mi trochę przykro, bo wtedy poczułam, iż kończą się w ich życiu jakieś etapy. Jestem jednak dorosła i poradziłam sobie z tym, iż dzieci dorastają i stają się całkiem samodzielne. Nie uważam, żebym im robiła krzywdę, nie idąc z nimi na rozpoczęcie roku.
Wspieram je w tym dniu inaczej: prasując galowe ubrania, rozmawiając o tym, jak im przebiegł dzień, zabierając je na lody i smaczną kolację na mieście. Nie uważam, iż powinnam za wszelką cenę iść z nimi, bo to istotny dla nich dzień. Przepraszam, czy pani Marta zamierza iść z córką też na egzamin 8-klasisty, rozpoczęcie liceum, a potem maturę? A może pójdzie też z dzieckiem na rozmowę o pracę i pierwszy dzień w biurze?
Czy nie w taki sposób wychowujemy roszczeniowe pokolenie płatków śniegu, na którym wszyscy teraz wieszają psy? Ludzie, opanujcie się i dajcie dzieciom dorastać i być samodzielnymi. Jak inaczej mają stać się odpowiedzialni, jeżeli choćby na rozpoczęcie szkoły mamusie będą z nimi chodziły i wyczekiwały pod bramą szkoły?" – pisze na koniec nasza czytelniczka.