Rodzice mojego męża są bogaci, ale odmówili pomocy przy wkładzie własnym na mieszkanie: dziecku tacy dziadkowie nie są potrzebni.
Mój mąż, Jakub, pochodzi z zamożnej rodziny. Mieszkają w dużym domu w centrum Warszawy, mają kilka samochodów i regularnie wyjeżdżają na wakacje za granicę. Ja dorastałam w skromnej rodzinie w małym miasteczku pod Krakowem. Gdy poznaliśmy się z Jakubem i postanowiliśmy wziąć ślub, nasze różne korzenie nie miały znaczenia. Byliśmy młodzi, zakochani i chcieliśmy budować życie o własnych siłach. Oczywiście, nie odmówilibyśmy pomocy bliskich, gdyby ją zaoferowali opowiada Weronika.
Z Jakubem od dawna marzyliśmy o własnym mieszkaniu. Zmęczyło nas już tułanie się po wynajmowanych kawalerkach, gdzie ciągle coś się psuło tapety odklejały się, kran przeciekał, a właściciele tylko czekali, aż się wyprowadzimy. Rodzice Jakuba wiedzieli o naszych trudnościach, ale udawali, iż ich nie widzą. Mieli pieniądze mogliby pomóc, gdyby chcieli. Ale najwyraźniej nie mieli takiego zamiaru.
Moi rodzice mieszkają daleko, na wsi pod Krakowem. Ich dochody są skromne, więc nigdy nie liczyłam na ich pomoc. Rodzice Jakuba są w tym samym mieście, ale po ślubie postanowiliśmy z nimi nie mieszkać chcieliśmy być niezależni. Wynajmowaliśmy mieszkanie, pracowaliśmy do upadłego, rezygnując z urlopów, by tylko odłożyć na własne lokum. Jego rodzice o tym wiedzieli, ale woleli trzymać się z boku.
Pewnego razu pojechaliśmy do nich w odwiedziny. Teściowa, jak zwykle, zaczęła wypytywać, kiedy wreszcie zostanie babcią. Postanowiłam rzucić delikatną aluzję:
O dziecku pomyślimy, gdy będziemy mieć własne mieszkanie. Na razie nie mamy choćby pieniędzy na wkład własny.
Teściowa tylko współczująco pokiwała głową, nie mówiąc ani słowa. Jej wzrok był pusty, jakby moje słowa wyparowały w powietrzu.
Po kilku miesiącach dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. Ta wiadomość przewróciła nasze życie do góry nogami. Powiedzieliśmy rodzicom Jakuba, iż spodziewamy się dziecka. Byli zachwyceni, gratulowali nam, planowali, jak będą zajmować się wnukiem. Postanowiłam być szczera i zapytałam, czy nie mogliby pomóc przynajmniej z wkładem własnym. W końcu dziecku tak ważne jest dorastać we własnym domu.
Ale teściowa nagle zmieniła wyraz twarzy. Odrzekła chłodno, iż nie mają wolnych środków i nic nie mogą zrobić. To było kłamstwo! Zaledwie dzień wcześniej teść chwalił się Jakubowi, iż zamierza kupić nowe SUV. Wychodzi na to, iż na samochód pieniądze się znajdują, a na mieszkanie dla syna i przyszłego wnuka nie.
Starałam się zachować spokój, ale w środku kipiał gniew i ból. Marzenie o własnym mieszkaniu, w którym moglibyśmy wychowywać dziecko, rozpadało się na naszych oczach. Pogodziłam się z myślą, iż przez cały czas będziemy się tłoczyć w wynajmowanej kawalerce.