Babcia mówi: dość! Oto jak zrezygnowała z roli darmowej opiekunki

polregion.pl 4 dni temu

Jadwiga Nowak obudziła się od miękkich promieni czerwcowego słońca, musnących jej twarz. Poranek okazał się dziwnie cichy. Żadnego płaczu dziecka, żadnych telefonów z prośbami „posiedź, proszę, z Bartkiem chociaż do wieczora”. Przeciągnęła się rozkosznie, spojrzała w sufit i po raz pierwszy od dawna poczuła — dziś nie musi nigdzie biec, nikomu dogadzać, niczego tłumaczyć.

Wstała z łóżka, przeszła do kuchni, nasypała do tygielka zmielonej kawy, włączyła gaz. Pachniało wolnością. Na krześle leżał notatnik — ten sam, do którego jeszcze dekadę temu zapisywała pomysły na opowiadania. Kiedyś Jadwiga marzyła, by zostać pisarką, ale jakoś ciągle odkładała. Najpierw praca w szkole, potem małżeństwo, narodziny Kasi, rozwód, kredyty, obowiązki. A teraz — wnuk.

Mały Bartek pojawił się w jej życiu nagle, tak samo jak dorosłość Kasi. Ta, wczoraj jeszcze beztroska studentka, pewnego dnia zadzwoniła i, niepewnie jąkając się, powiedziała:
— Mamo, jestem w ciąży. Z Tadeuszem postanowiliśmy zatrzymać dziecko.

Jadwiga nic nie odpowiedziała. Tylko usiadła na stołku, mocniej ścisnęła telefon w dłoni i cicho rzekła:
— Rozumiem.

Od tamtego dnia wszystko się zakręciło. Kasia i jej chłopak Tadeusz kontynuowali studia, a wnuk — został na niej. Niekończące się pieluchy, kaszki, nieprzespane noce. Młodzi rodzice tłumaczyli to prosto:
— Mamo, przecież sama mówiłaś, iż marzyłaś o wnukach. No to masz.

Jadwiga znosiła. Nie narzekała. Ale z dnia na dzień czuła, jak jej własne życie ucieka przez palce. Budziła się nie z myślą o spacerze czy lekturze, ale z planem dnia Bartka.

I w końcu — dziś podjęła decyzję. Dość.

Tymczasem na drugim końcu miasta w pośpiechu zbierała się Kasia. Pod oczami — sine cienie. Na ramieniu — wiecznie marudzący Bartek. W jednej ręce — dziecięcy plecak, w drugiej — laptop. Tadeusz stał przy oknie, pisząc do wykładowcy, umawiając się na konsultację przed egzaminem.

— Kasia, zdążysz zawieźć go do twojej mamy? — spytał, na biegu narzucając kurtkę.
— Zdążę… — burknęła przez zęby. — Znowu wszystko na mnie. A ty jakbyś nie był jego ojcem.

Wyszła z mieszkania, zapinając kurtkę w biegu. Chłopiec grymasił. W autobusie urządził awanturę. W głowie Kasi kołatało jedno: zdążyć, zdążyć, byle tylko mama była w domu…

Podeszli pod znane drzwi. Zapukali. Za drzwiami — cisza. Wreszcie kroki. Drzwi otworzyły się. Na progu stała Jadwiga — spokojna, z filiżanką kawy w dłoni. Miała na sobie szlafrok, włosy zebrane w niedbły kok. Ale w jej oczach było coś, czego Kasia dawno nie widziała — pewność siebie.

— Cześć, mamo. Będziemy tylko do wieczora. Jutro zdamy egzaminy i już cię nie będziemy męczyć, naprawdę — zaczęła Kasia, próbując zmiękczyć sytuację.

Jadwiga wzięła głęboki oddech. Pociągnęła łyk kawy. I powiedziała:
— Nie.

— Co? — zmarszczyła brwi Kasia.
— Nie wezmę Bartka dzisiaj. Ani jutro. Jestem zmęczona. Nie daję rady. I, co najważniejsze, nie chcę już być tym, kim mnie uczyniliście — darmową nianią bez prawa wyboru.

Tadeusz próbował wtrącić:
— Pani Jadwigo, ale rozumie pani, oboje studiujemy, nie mamy czasu…

— A ja mam? — głos Jadwigi zabrzmiał lodowato. — Ja też jestem człowiekiem. Mam marzenia. Chcę pisać. Chcę po prostu… żyć. Nie mam osiemdziesięciu lat, wciąż jestem młoda i nie chcę grzebać się żywcem pod ciężarem waszych obowiązków.

— Więc tak to wygląda? — gorzko się uśmiechnęła Kasia. — Więc jesteśmy ci ciężarem.
— Jesteście moją rodziną. Ale rodzina to szacunek. To nie wtedy, gdy dzwonicie wieczorem i stawiacie mnie przed faktem, iż znów mam wszystko rzucić. To nie wtedy, gdy za moimi plecami decydujecie, iż „i tak siedzisz w domu”.

Zapadła cisza. Bartek ucichł. Kasia z Tadeuszem stali, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu Kasia zimno rzuciła:
— Dobrze. Idziemy. Ale, mamo, gdy będziesz potrzebować pomocy — przypomnij sobie ten dzień.

— Oczywiście — skinęła głową Jadwiga. — Tyle iż gdy poproszę, nie postawię was przed faktem.

Wyszli. Cicho, nie zatrzaskując drzwi. A Jadwiga wróciła do kuchni. Usiadła. Otworzyła notatnik.

Dłoń jej drżała — nie ze strachu, ale dlatego, iż po raz pierwszy od lat zrobiła coś tylko dla siebie. Zaczęła pisać. Z każdym zdaniem czuła, jak oddech staje się lżejszy, a świat — szerszy.

Tego dnia po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła, iż znów należy do siebie. I to uczucie było cenniejsze niż wszystko.

Idź do oryginalnego materiału