„Więcej nie będę”: jak babcia przestała być darmową opiekunką
Jadwiga Nowak obudziła się od miękkich promieni czerwcowego słońca, które musnęły jej twarz. Poranek był dziwnie cichy. Żadnego płaczu dziecka, żadnych telefonów z prośbami: „zostań, proszę, z Michałem chociaż do wieczora”. Z rozkoszą przeciągnęła się, spojrzała w sufit i pierwszy raz od dawna poczuła — dziś nie musi nigdzie biec, nikomu dogadzać, niczego tłumaczyć.
Wstała z łóżka, przeszła do kuchni, nasypała do tygielka zmielonej kawy, włączyła gaz. Pachniało wolnością. Na krześle leżał notes — ten sam, do którego jeszcze dziesięć lat temu zapisywała pomysły na opowiadania. Kiedyś Jadwiga marzyła, by zostać pisarką, ale jakoś zawsze odkładała. Najpierw praca w szkole, potem małżeństwo, narodziny Kingi, rozwód, kredyty, troski. A teraz — wnuk.
Mały Michał pojawił się w jej życiu nagle, tak jak całe dorosłe życie Kingi. Ta, jeszcze wczoraj beztroska studentka, pewnego dnia zadzwoniła i, niepewnie jąkając się, powiedziała:
— Mamo, jestem w ciąży. Z Darkiem postanowiliśmy zatrzymać dziecko.
Jadwiga nic nie odpowiedziała. Tylko usiadła na taborecie, mocniej ścisnęła telefon w dłoni i cicho wyrzuciła z siebie:
— Rozumiem.
I od tamtej chwili wszystko się zakręciło. Kinga i jej chłopak Darek kontynuowali studia, a wnuk — został na niej. Niekończące się pieluchy, kaszki, nieprzespane noce. Młodzi rodzice tłumaczyli to prosto:
— Mamo, no sama mówiłaś, iż marzyłaś o wnukach. No to masz.
Jadwiga znosiła. Nie narzekała. Ale z każdym dniem czuła, jak jej własne życie ucieka między palcami. Budziła się nie z myślami o spacerze czy czytaniu, ale z planem dnia Michała.
I oto — dziś postanowiła. Dość.
Tymczasem na drugim końcu miasta w pośpiechu pakowała się Kinga. Pod oczami — sine cienie. Na ramieniu — wiecznie marudzący Michał. W jednej ręce — dziecięcy plecak, w drugiej — laptop. Darek stał przy oknie i pisał do wykładowcy, umawiając konsultację przed egzaminem.
— Kinga, zdążysz zawieźć go do twojej mamy? — spytał, na gwałtownie narzucając kurtkę.
— Zdążę… — burknęła przez zęby. — Znowu wszystko na mnie. A ty jakbyś nie był jego ojcem.
Wyszła z mieszkania, w biegu zapinając kurtkę. Chłopiec grymasił. W autobusie urządził awanturę. W głowie Kingi kołatało jedno: zdążyć, zdążyć, byle tylko mama była w domu…
Podeszli do znanych drzwi. Zapukali. Za drzwiami — cisza. Potem kroki. Drzwi otworzyły się. Na progu stała Jadwiga — spokojna, z filiżanką kawy w dłoni. Miała na sobie szlafrok, włosy zebrane w niedbały kok. Ale w jej oczach było coś, czego Kinga dawno nie widziała — pewność.
— Cześć, mamo. Będziemy tylko do wieczora. Jutro zdamy egzaminy i już cię więcej nie będziemy męczyć, naprawdę — zaczęła Kinga, próbując z góry załagodzić sytuację.
Jadwiga wzięła głęboki oddech. Pociągnęła łyk kawy. I powiedziała:
— Nie.
— Co? — przejęzyczyła się Kinga, marszcząc brwi.
— Nie wezmę dziś Michała. Ani jutro. Jestem zmęczona. Nie daję rady. I, co najważniejsze, nie chcę już być tym, kim mnie uczyniliście — darmową opiekunką bez prawa wyboru.
Darek próbował wtrącić:
— Jadwigo Stanisławo, no przecież rozumie pani, oboje studiujemy, czasu brakuje…
— A ja mam? — głos Jadwigi zadźwięczał lodem. — Też jestem człowiekiem. Mam marzenia. Chcę pisać. Chcę po prostu… żyć. Nie mam osiemdziesięciu lat, wciąż jestem młoda i nie chcę grzebać się żywcem pod ciężarem waszych obowiązków.
— Więc tak? — gorzko się uśmiechnęła Kinga. — Więc jesteśmy ci ciężarem.
— Jesteście moją rodziną. Ale rodzina to szacunek. To nie dzwonienie wieczorem i stawianie przed faktem, iż znów mam wszystko rzucić. To nie decydowanie za moimi plecami, iż „i tak siedzisz w domu”.
Zapadła cisza. Michał ucichł. Kinga z Darkiem stali, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu Kinga wyrzuciła zimno:
— Dobrze. Pójdziemy. Ale, mamo, gdy będziesz potrzebować pomocy — przypomnij sobie ten dzień.
— Oczywiście — skinęła Jadwiga. — Tyle iż gdy poproszę, nie postawię was przed faktem.
Wyszli. Cicho, nie zatrzaskując drzwi. A Jadwiga wróciła do kuchni. Usiadła. Otworzyła notes.
Ręka drżała — nie ze strachu, ale dlatego iż pierwszy raz od wielu lat zrobiła coś tylko dla siebie. Znów zaczęła pisać. Z każdą linijką czuła, jak oddech staje się lżejszy, a świat — szerszy.
Tego dnia po raz pierwszy od dawna poczuła, iż znów należy do siebie. I to uczucie było cenniejsze niż cokolwiek.