Nożna, babcia mówi „dość”
Halina Nowak obudziła się od delikatnych promieni czerwcowego słońca, które muskały jej twarz. Ranek był dziwnie cichy. Żadnego dziecięcego płaczu, żadnych telefonów z prośbami: „posiedź, proszę, z Tosią chociaż do wieczora”. Rozkosznie się przeciągnęła, spojrzała w sufit i pierwszy raz od dawna poczuła, iż dziś nie musi nigdzie biec, nikomu dogadzać, niczego tłumaczyć.
Wstała z łóżka, poszła do kuchni, nasypała do tygielka zmielonej kawy, włączyła gaz. Pachniało wolnością. Na krześle leżał notes – ten sam, do którego jeszcze dziesięć lat temu wpisywała pomysły na opowiadania. Kiedyś Halina marzyła, by zostać pisarką, ale jakoś ciągle odkładała. Najpierw praca w szkole, potem małżeństwo, narodziny Oli, rozwód, kredyty, obowiązki. A teraz – wnuczka.
Mała Tosia pojawiła się w jej życiu nagle, jak całe dorosłe życie Oli. Jeszcze wczoraj beztroska studentka, pewnego dnia zadzwoniła i, jąkając się, powiedziała:
– Mamo, jestem w ciąży. Z Darkiem postanowiliśmy zatrzymać dziecko.
Halina nic nie odpowiedziała. Tylko usiadła na stołku, mocniej ścisnęła telefon i cicho powiedziała:
– Rozumiem.
Od tamtego dnia wszystko się zakręciło. Ola i jej chłopak Darek kontynuowali studia, a wnuczka została na niej. Niekończące się pieluchy, kaszki, nieprzespane noce. Młodzi rodzice tłumaczyli to prosto:
– Mamo, przecież sama mówiłaś, iż marzyłaś o wnukach. No to masz.
Halina znosiła to cierpliwie. Nie narzekała. Ale z dnia na dzień czuła, jak jej własne życie ucieka przez palce. Budziła się nie z myślami o spacerze czy czytaniu, a z planem dnia Tosi.
I wreszcie – dziś postanowiła. Dość.
Tymczasem na drugim końcu miasta w pośpiechu pakowała się Ola. Pod oczami – sine cienie. Na ramieniu – marudząca Tosia. W jednej ręce – dziecięcy plecak, w drugiej – laptop. Darek stał przy oknie i wysyłał wiadomość do wykładowcy, umawiając konsultację przed egzaminem.
– Ola, zdążysz zawieźć ją do twojej mamy? – zapytał, na gwałtownie zakładając kurtkę.
– Zdążę… – burknęła przez zęby. – Znowu wszystko na mnie. A ty jakbyś nie był jej ojcem.
Wyszła z mieszkania, w biegu zapinając kurtkę. Dziewczynka grymasiła. W autobusie urządziła scenę. W głowie Oli kołatała jedna myśl: zdążyć, zdążyć, byle tylko mama była w domu…
Stanęli przed drzwiami. Zapukali. Cisza. Wreszcie kroki. Drzwi się otworzyły. W progu stała Halina – spokojna, z filiżanką kawy w dłoni. Na niej szlafrok, włosy zebrane w niedbały kok. Ale w oczach było coś, czego Ola dawno nie widziała – stanowczość.
– Cześć, mamo. Zostawimy Tosię tylko na kilka godzin. Jutro zdamy egzaminy i już cię nie zawracamy głowy, obiecujemy – zaczęła Ola, od razu łagodząc ton.
Halina wzięła głęboki oddech. Pociągnęła łyk kawy. I powiedziała:
– Nie.
– Co? – Ola zmarszczyła brwi.
– Nie wezmę Tosi dziś. Ani jutro. Jestem zmęczona. Nie daję rady. I, co najważniejsze, nie chcę już być tym, kim mnie uczyniliście – darmową nianią bez prawa wyboru.
Darek próbował wtrącić:
– Halino Stanisławno, no przecież rozumie pani, oboje się uczymy, czasu brakuje…
– A ja mam? – głos Haliny zabrzmiał jak lód. – Też jestem człowiekiem. Mam marzenia. Chcę pisać. Chcę po prostu…