W małym miasteczku na Dolnym Śląsku, gdzie ulice toną w zieleni, a życie toczy się leniwie, moje życie nagle wywróciło się do góry nogami. Wracałam właśnie z pracy jako Halina Nowak, gdy usłyszałam, jak ktoś woła mnie po imieniu. Odwróciłam się i zamarłam – przede mną stała młoda kobieta z sześcioletnim chłopcem. Podeszła bliżej i wypowiedziała słowa, które ścięły mi krew w żyłach: „Halino Nowak, jestem Kasia, a to Pański wnuk – Mareczek. Ma już sześć lat”.
Byłam w szoku. Ci ludzie byli mi kompletnie obcy, a ich słowa spadły jak grom z jasnego nieba. Mam syna, Roberta – przystojnego, dobrze zapowiadającego się chłopaka, który buduje karierę i szykuje się na awans. Ale nie jest żonaty i choć marzyłam o wnukach, nigdy nie pomyślałabym, iż zostanę babcią w taki sposób – nagle, z ust nieznajomej. Najpierw był szok, potem zamęt: jak to możliwe, iż przez sześć lat nic nie wiedziałam o wnuku?
Pewnie to moja wina. Wychowywałam Roberta sama, harowałam na dwóch etatach, żeby miał przyszłość. Dumna jestem z jego sukcesów, ale jego życie osobiste zawsze mnie niepokoiło. Robert zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, nigdy się z żadną nie wiązał. Nie wtrącałam się, ale gdzieś w głębi duszy wspominałam siebie – miałam dwadzieścia lat, gdy urodziłam syna. Bez męża, bez wsparcia, poświęcałam młodość, oszczędzałam na wszystkim, choćby na wakacjach. Dopiero kilka lat temu Robert podarował mi wyjazd nad morze – wtedy pierwszy raz zobaczyłam fale. Nie żałuję niczego, ale marzenie o wnukach zawsze we mnie tkwiło.
A teraz przede mną stała Kasia z Mareczkiem. Jej głos drżał, ale brzmiał stanowczo: „Długo się zastanawiałam, czy powiedzieć, ale Marek to Pańska rodzina. Ma Pani prawo wiedzieć. Nie proszę o nic, sama go wychowuję. Oto mój numer. jeżeli zechce Pani się spotkać, niech zadzwoni.”
Odeszła, zostawiając mnie w totalnym rozgardiaszu. Natychmiast zadzwoniłam do Roberta. Był oszołomiony niczym ja. Z trudem przypomniał sobie, iż kilka lat temu chodził z dziewczyną o imieniu Kasia. Mówiła, iż jest w ciąży, ale Robert wtedy stwierdził, iż nie jest pewien ojcostwa. Potem zniknęła, a on uznał sprawę za zamkniętą. Jego słowa zabolały. Mój syn, którego wychowywałam z taką miłością, machnął ręką na ojcostwo jak na błahostkę.
Robert upierał się, iż nic nie wie o dziecku i wątpi, czy Marek to jego syn. „Dlaczego milczała sześć lat? To podejrzane!” – oburzał się. Próbowałam ustalić datę ich rozstania. Przypomniał sobie, iż było to w sierpniu. Moje wątpliwości rosły: a jeżeli Kasia kłamie? Ale obraz Mareczka – jego wielkich oczu i nieśmiałego uśmiechu – nie dawał mi spokoju.
Zebrałam się w sobie i zadzwoniłam do Kasi. Powiedziała, iż Marek urodził się w marcu. Gdy zapytałam o test DNA, odparła stanowczo: „Wiem, kto jest ojcem, i nie zrobię żadnych testów”. Dodała, iż rodzice jej pomagają i iż sobie radzi. Marek idzie w tym roku do pierwszej klasy, a ona pracuje, żeby go utrzymać. Mówiła spokojnie, ale w jej głosie było widać siłę.
„Halino, jeżeli chce Pani widywać Marka, nie mam nic przeciwko – powiedziała. – jeżeli nie, zrozumiem. Wiem od Roberta, jak ciężko było Pani samotnie go wychować. Dlatego uznałam, iż powinna Pani wiedzieć o wnuku. Tylko dlatego tu przyszłam.”
Położyłam słuchawkę, czując, jak świat się rozpada. Chciałam wierzyć synowi, ale słowa Kasi brzmiały szczerze. Pragnęłam rzucić się do Marka, przytulić go, ale co, jeżeli to nie mój wnuk? Co, jeżeli Kasia mną manipuluje? RozdarNie wiedziałam, czy mam zaufać przeczuciu, iż mały Mareczek jest częścią mojej rodziny, czy podejrzliwości, która szepcze, by nie dać się oszukać.