Nikt wam nie obieca więcej, by potem nie dowieźć, wykładając się po drodze w tak pokraczny sposób, jak ministra edukacji Barbara Nowacka. Kilka dni wystarczyło, żeby odkurzyć postulat edukacji zdrowotnej, wystraszyć się nakręcania afery przez trzymające Polskę w garści organizacje ultrakonserwatywne (pod rękę z koalicjantami z PSL) i wycofać się rakiem, zostawiając zaledwie skrawki pomysłu całkowicie nieradykalnego – dobrowolności przedmiotu.
„Muszę ochronić polskie szkoły przed polityczną awanturą. Edukacja zdrowotna w roku szkolnym 2025 będzie nieobowiązkowa. Później zrobimy ewaluację” – zapowiedziała Nowacka w RMF FM. Sprzeciwiający się obowiązkowej edukacji zdrowotnej prorosyjski sługus Kościoła Kosiniak-Kamysz triumfuje, choć zaledwie kilka dni temu szefowa MEN zwracała mu uwagę, iż MON to jednak inny resort. Okazuje się, iż nie do końca.
Modus operandi
Unikanie awantury, a potem ewaluacja – to chyba już modus operandi obecnego rządu. Garstka osób pamięta, jak w marcu 2023 roku Donald Tusk zapowiadał konieczność usunięcia religii ze szkół. Ale gdy KO doszła do władzy, a ministrą została udająca niegdyś antyklerykałkę Nowacka, okazało się, iż wygrażać klerowi to można, ale w opozycji. Po wyborach szczytem marzeń zostało kilka wnoszące niewliczanie oceny z kościelnej indoktrynacji do średniej semestralnej.
Przy dobrych wiatrach od września lekcja religii ma być też ograniczona do jednej w tygodniu i odbywać się w szkołach, bo – jak mówi Nowacka – tego chcą rodzice i tak jest wygodniej. To jak z zablokowaną ustawą o pomocnictwie w aborcji, w zgodnej opinii brzmiącą jak najbardziej minimalny z minimalnych planów na ucywilizowanie prawa w tym zakresie. Za jakiś czas wróci, przegłosowana dzięki potędze Tuska, i choć nikogo tak naprawdę nie zadowoli, będzie można ją otrąbić jako progresywny sukces.
Konserwatyści z PSL okazują się, obok Andrzeja Dudy, najlepszym, co spotkało obecny rząd – przynajmniej z perspektywy premiera. Ludowcy torpedują każdą inicjatywę, a Tusk może zwalać na nich swoją nieudolność.
Pytanie jednak, czy metoda na tracenie cnoty i niezarabianie rubelków się sprawdza, skoro choćby przy programie minimum koalicja chowa uszy po sobie i nie wiadomo, po co w ogóle wyciągała go z niebytu, a media i inne siły radykalnej reakcji przez cały czas zawodzą nad zdejmowaniem krzyży w warszawskich urzędach, wyklinając Trzaskowskiego, który tym ruchem zraził do siebie rozmodlone masy.
Ubogacacze z Kościoła
Nieideologiczna edukacja zdrowotna ma zastąpić wychowanie do życia w rodzinie, już w nazwie przecież ideologiczne. Konferencja Episkopatu Polski uznała „wychowanie seksualne” za niezgodne z konstytucją i „pozostające w kompetencjach rodziców, a nie państwa”. Wszak kompetencje państwa to zohydzenie młodzieży mniejszości seksualnych i opowiadanie bajek o bliskowschodnich mędrcach sprzed dwóch tysięcy lat, a nie nauka założenia prezerwatywy czy uświadamianie o szczepieniach na HPV.
Jednocześnie w tej samej Konferencji Episkopatu Polski pracuje tuszujący skandale pedofilskie arcybiskup Skworc, bo – jak mówi inny księżulo – „jego ogromne doświadczenie pastoralne może być cennym ubogaceniem dla prac komisji duszpasterstwa”. Oto doświadczeni ubogacacze kulturowi, którzy piszą dziś program edukacji dla waszych rumianych pociech.
Dawno temu biskup Pieronek nazywał Izabelę Jarugę-Nowacką, matkę obecnej ministry, „feministycznym betonem, który nie zmieni się choćby pod wpływem kwasu solnego”. Do zmiękczenia zgoła niebetonowej Barbary Nowackiej wystarczą dużo skromniejsze środki. Nie ma większych wątpliwości, iż nie trzeba jej niczym grozić, by uległa księżom, Ordo Iuris, PiS i PSL, mających dziś w kwestii edukacji nieporównywalnie więcej do gadania.