Będę babcią… Ale jak pogodzić się z tym, iż ona jest starsza od mojego syna o 12 lat?

newsempire24.com 1 dzień temu

Zostanę babcią… Ale jak pogodzić się z tym, iż ona jest starsza od mojego syna o 12 lat?

Czasami, zwłaszcza po rozwodzie z Antonim, mam ochotę po prostu zniknąć. Uciec gdzieś daleko od wszystkich — od sąsiadów, przyjaciółek, krewnych, choćby od własnego odbicia w lustrze. Schować się, żeby się przeładować, dać zmęczonemu sercu ciszę i szansę na nowe życie.

W takich momentach biorę książkę, otulam się kocem, siadam na kanapie w naszym nowym mieszkaniu, kupionym po podziale majątku, i po prostu oddycham wolnością. Syn rzadko mnie odwiedza — Wojtek, mój jedyny, niedawno świętował dwudzieste piąte urodziny. Ma pracę, przyjaciół, swoje życie. Nie obciąża mnie, nie domaga się uwagi. Jestem za to wdzięczna, choć czasami dokucza mi samotność.

Siedem miesięcy temu do mieszkania obok wprowadziła się Nadzieja. Kobieta o silnym spojrzeniu i łagodnym uśmiechu, około trzydziestoletnia. Z miejsca przypadła mi do gustu — uprzejma, serdeczna. gwałtownie się zaprzyjaźniłyśmy. Czasem zapraszała mnie na kawę, a ja ją na kieliszek wina.

Okazało się, iż życie Nadziei nie było proste: dwa rozwody, poronienie, bezpłodność. Za każdym razem, gdy o tym wspominała, w jej oczach pojawiały się łzy. Ale najważniejsze było dla niej marzenie nie tylko o dziecku, ale o trwałej rodzinie, o mężczyźnie, który będzie przy niej w smutku i radości.

Z perspektywy mojego wieku próbowałam ją pouczyć. Mówiłam, iż niekoniecznie trzeba szukać miłości życia — można znaleźć po prostu porządnego człowieka, który będzie odpowiednim dawcą, i urodzić dla siebie. Najważniejsze jest dziecko. A mężczyzna… no cóż, przychodzą i odchodzą. Ale Nadzieja była nieugięta. Potrzebowała nie tylko miłości macierzyńskiej, ale i małżeńskiej.

I tak, w dniu moich imienin, zaprosiłam tylko Wojtka. Musieliśmy spokojnie porozmawiać, bo właśnie rozstał się z dziewczyną, z którą mieszkał trzy lata. Wybrała innego — bogatszego, starszego, „perspektywicznego”. Wojtek cierpiał, a ja musiałam dobrać dla niego słowa wsparcia, przypominając, iż wszystko jeszcze przed nim.

Nagle… zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stała Nadzieja z pięknym bukietem. Zaprosiliśmy ją do środka i spędziliśmy ciepły wieczór we troje. Jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Wojtek został na noc. Byłam szczęśliwa — mój chłopiec w końcu się uśmiechał.

Minęły tygodnie. Wojtek coraz częściej przychodził. Nadzieja — przeciwnie, oddalała się. Ale wyglądała inaczej — jakoś jaśniej, spokojniej. Gdy spytałam, czy coś dobrego się stało, zagadkowo się uśmiechnęła i powiedziała: „Może. Jeszcze za wcześnie, by mówić”.

A potem nadszedł Dzień Świętego Walentego. Rano zadzwoniła Nadzieja: „Trzymajcie za mnie kciuki. Dziś istotny dzień”. Wieczorem zobaczyłam ją wracającą z ogromnym bukietem frezji. Sama. Bez mężczyzny, bez pożegnań. Poczułam lekkie rozgoryczenie za nią.

Kilka minut później zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam — a przede mną stał Wojtek. Za jego plecami — Nadzieja. Oboje spojrzeli na siebie niepewnie, a Wojtek, kaszląc, powiedział:

— Mamo… gratulacje! niedługo zostaniesz babcią.

Zabrakło mi tchu. Ta Nadzieja? Moja przyjaciółka-sąsiadka? Ta, której radziłam nie zwlekać, rodzić, znaleźć dawcę… A okazało się, iż dawcą został mój syn.

Boże, do czego ja ją namówiłam… I jak teraz zaakceptować różnicę wieku — ona ma 36 lat, on 24. A przecież szczerze życzyłam jej szczęścia. Ale nie z moim synem!

Teraz siedzę w ciszy i rozmyślam: co dalej? Z jednej strony — wnuczka lub wnuk. Radość. Z drugiej — szok i ból. Ale serce… ono też pragnie ciepła. Może i oni znaleźli swoje szczęście w tym dziwnym, nierównym związku?

Chyba będę musiała nauczyć się wybaczać. Pogodzić się. I pamiętać, iż życie nie zawsze idzie zgodnie z naszym scenariuszem. Ale jeżeli pojawia się dziecko — to znaczy, iż przez cały czas trwa.

Idź do oryginalnego materiału