"Jestem nauczycielką od wielu lat i przez ten czas widziałam już różne sytuacje – obawy rodziców, dyskusje o ocenach, prośby o pomoc czy wyjaśnienia. Ale tego, co spotkało mnie ostatnio, naprawdę się nie spodziewałam.
O pierwszej w nocy dostałam SMS-a od jednego z ojców, w którym bez ogródek zarzucił mi on, iż faworyzuję dzieci z bogatych rodzin i to dlatego nie zgadzam się na poprawę oceny jego dziecka. Ta bezczelność i sposób, w jaki zostałam potraktowana, były dla mnie czymś trudnym do zaakceptowania.
To, co mnie uderzyło, to brak szacunku
Jako nauczycielka wkładam dużo serca i pracy w to, by każdemu dziecku dawać równe szanse. Staram się patrzeć na uczniów przez pryzmat ich wysiłku, a nie tego, jak bogate są ich rodziny. Kiedy więc dostałam tę wiadomość, poczułam się dotknięta nie tylko jako pedagog, ale też jako człowiek. Wysyłanie takiego tekstu, na dodatek o 1 w nocy, jest nie tylko niegrzeczne, ale wręcz upokarzające.
Niektóre osoby myślą, iż nauczyciele mają 'magiczną moc', by łatwo i gwałtownie poprawić oceny. W rzeczywistości każda poprawa wymaga solidnego przygotowania ze strony ucznia. Nie jest tak, iż mogę sobie tak po prostu zmienić ocenę, bo rodzic się upiera. To nie jest kwestia układów czy faworyzowania kogokolwiek. Moim zadaniem nie jest zadowalanie rodziców.
Faworyzowanie? To mit, który boli
Najbardziej przykry w tym wszystkim jest zarzut faworyzowania dzieci z bogatych rodzin. W szkole spotykam uczniów z różnych środowisk – bogatszych i biedniejszych. Każde dziecko traktuję tak samo. Ten zarzut jest nie tylko krzywdzący dla mnie, ale też dla tych uczniów, którzy naprawdę ciężko pracują i zasługują na dobrą ocenę.
Pracuję najlepiej, jak potrafię, i wiem, iż nie jestem idealna, ale moje intencje są szczere. Ta sytuacja nauczyła mnie, iż nie każdy potrafi docenić czyjąś pracę i czasem trzeba mieć
naprawdę grubą skórę. Wciąż jednak wierzę, iż prawdziwa kooperacja z rodzicami jest możliwa i warto o nią walczyć".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).