Bezpłatna sprzątaczka i kucharka — moja ciąża nikogo nie obchodzi

newsempire24.com 6 godzin temu

W małym miasteczku pod Lublinem, gdzie poranne mgły spowijają stare domy, moje życie w wieku lat dwudziestu siedmiu zamieniło się w niekończącą się służbę cudzym kaprysom. Nazywam się Kinga, jestem żoną Bartosza, a za kilka miesięcy urodzimy dziecko. Ale mój delikatny świat w ciąży rozpada się pod naporem teściowej i jej rodziny, dla których jestem tylko bezpłatną służącą. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu należącym do babci Bartosza, i stało się to moim przekleństwem.

Miłość, która wciągnęła mnie w pułapkę

Gdy poznałam Bartosza, miałam dwadzieścia trzy lata. Był troskliwy, miał łagodny uśmiech i marzenia o rodzinie. Pobraliśmy się po roku, a ja byłam w siódmym niebie. Jego babcia, Zofia Kazimierzówna, zaproponowała, byśmy zamieszkali w jej przestronnym mieszkaniu, dopóki nie stanę na nogach. Zgodziłam się, myśląc, iż to tymczasowe i iż będziemy budować wspólne życie. Zamiast przytulności trafiłam jednak w pułapkę, gdzie moją rolą jest sprzątać, gotować i milczeć.

Mieszkanie jest duże, ale ciasne od ludzi. Zofia Kazimierzówna mieszka z nami, a jej córka, ciotka Bartosza, Danuta, z dwójką dzieci przychodzi prawie codziennie. Uważają to mieszkanie za swoje, a mnie za część wyposażenia. Od pierwszego dnia teściowa dała mi jasno do zrozumienia: „Kinga, jesteś młoda, więc się krzątaj”. Myślałam, iż zdołam im dogodzić, zasłużę na ich miłość, ale ich obojętność i wymagania rosną z każdym dniem.

Niewola w czterech ścianach

Moje życie to niekończący się cykl sprzątania i gotowania. Rano myję podłogi, bo Zofia Kazimierzówna nie znosi kurzu. Potem gotuję śniadanie dla wszystkich: dla niej kaszę, dla Bartosza jajecznicę, a gdy przychodzi Danuta z dziećmi, muszę przygotować jeszcze naleśniki lub kanapki. W południe obieram warzywa, gotuję barszcz, smażę kotlety, bo „goście” chcą jeść. Wieczorem czeka mnie góra naczyń i nowe polecenia: „Kinga, obierz ziemniaki na jutro”. Moja ciąża, moje mdłości, moje zmęczone nogi – nikogo to nie obchodzi.

Zofia Kazimierzówna komenderuje jak generał: „Zupa przesolona”, „Źle wyprałaś firanki”. Danuta dopowiada: „Kinga, zajęłabyś się moimi dziećmi, jestem zapracowana”. Jej dzieci, hałaśliwe i rozpieszczone, rozrzucają zabawki, brudzą kanapy, a ja sprzątam po nich, bo „to przecież rodzina”. Bartosz, mój mąż, zamiast wsparcia mówi: „Mamo, nie sprzeczaj się z babcią, ona już stara”. Jego słowa bolą jak zdrada. Czuję się jak niewolnica w domu, który nigdy nie będzie mój.

Ciąża pod presją

Jestem w szóstym miesiącu, a moje osłabienie to nie tylko słowa. Mdłości dręczą mnie, boli krzyż, a zmęczenie powala. Ale teściowa patrzy na mnie z wyrzutem: „Za moich czasów rodziły w polu i pracowały do ostatniej chwili”. Danuta śmieje się: „Oj, Kinga, nie wymyślaj, ciąża to nie choroba”. Ich obojętność zabija. Boję się o dziecko – stres, brak snu, wieczna harówka nie pozostają bez śladu. Wczoraj omal nie upadłam, niosąc wiadro z wodą, ale nikt choćby nie spytał, jak się czuję.

Próbowałam rozmawiać z Bartoszem. Płakałam, gdy mówiłam: „Nie daję już rady, jestem w ciąży, jest mi ciężko”. Przytulił mnie, ale odpowiedział: „Babcia dała nam mieszkanie, wytrzymaj”. Wytrzymać? Jak długo? Nie chcę, by moje dziecko urodziło się w domu, gdzie jego matka to służąca. Pragnę spokoju, troski, a dostaję tylko wyrzuty i stos brudnych talerzy.

Ostatnia kropla

Wczoraj Zofia Kazimierzówna oświadczyła: „Kinga, powinnaś być wdzięczna, iż mieszkasz w moim mieszkaniu. Pracuj, bo was wyrzucę”. Danuta dodała: „Tak, synowa powinna się starać, a nie jęczeć”. Stałam, ściskając ścierkę, i poczułam, jak coś we mnie pęka. Moje dziecko, moje życie, moje zdrowie – dla nich to nic nie znaczy. Bartosz, jak zwykle, milczał, i to mnie złamało. Nie chcę być ich służącą, ich kucharką, ich cieniem.

Postanowiłam odejść. Zacznę zbierać pieniądze, znajdę wynajęte mieszkanie, choćby pokój w akademiku. Nie mogę rodzić w tym piekle. Moja przyjaciółka Ania mówi: „Zabieraj Bartosza i uciekaj, póki nie jest za późno”. A jeżeli on wybierze babcię, nie mnie? Co, jeżeli zostanę sama z dzieckiem? Strach paraliżuje, ale wiem jedno: nie wytrzymam jeszcze kilku miesięcy tej niewoli.

Moje wołanie o pomoc

Ta historia to mój krzyk o prawo bycia człowiekiem. Zofia Kazimierzówna, Danuta, ich wieczne wymagania niszczą mnie. Bartosz, którego kocham, stał się częścią tego systemu, co rozdziera mi serce. Moje dziecko zasługuje na matkę, która się uśmiecha, a nie płacze nad brudnymi naczyniami. W wieku dwudziestu siedmiu lat chcę żyć, a nie tylko jakoś istnieć. Niech ucieczka będzie trudna, ale zrobię to dla siebie i swojego dziecka.

Nie wiem, jak namówić Bartosza, jak znaleźć siłę, by odejść. Ale wiem jedno: nie zostanę w tym domu, gdzie moja ciąża to tylko przeszkoda. Niech Zofia Kazimierzówna mieszka w swoim mieszkaniu, niech Danuta szuka innej służącej. Jestem Kinga i wybiorę wolność, choćby jeżeli będzie to oznaczało złamane serce.

Idź do oryginalnego materiału