Błądząc w korytarzu szpitalnym, czekał na decyzję losu, gdy nagle drzwi się otworzyły… Pies przywrócił ją do życia znad przepaści śpiączki

polregion.pl 2 tygodni temu

Kręcił się nerwowo po korytarzu przed salą szpitalną, czekając na wyrok losu, gdy nagle drzwi się otworzyły To pies wyprowadził ją ze śpiączki.
Rodzinie Leskowych od dawna nie sprzyjało szczęście. Przez wiele lat nie mogli doczekać się potomstwa. Olga Siergiejewna, biedaczka, próbowała wszystkiego: odwiedziła dziesiątki klinik, pielgrzymowała do klasztorów, podróżowała po świętych miejscach, choćby kupiła wycieczkę do Jerozolimy. Jej mąż Piotr był przy niej niczym wierny rycerz towarzyszył żonie na każdym kroku, ale wszystkie starania okazały się daremne.
W końcu postanowili, iż mogą dać dom innym dzieciom. Zdecydowani, zaczęli pakować się w podróż do sąsiedniej obwodowej sierocińca. Chcieli przygarnąć od razu dwie dziewczynki. Pełni nadziei przygotowywali torbę, gdy nagle stało się coś nieoczekiwanego Olgę zwymiotowało od zapachu kotletów, które właśnie pakowała.
Wycieczkę trzeba było odwołać. Zamiast w drogę, udali się do przychodni. Tam czekała ich prawdziwa niespodzianka lekarz oznajmił, iż Olga jest w ciąży! W szesnastym tygodniu! Piotr o mało nie podskoczył z euforii ta wiadomość wstrząsnęła nim do głębi. W rejestracji już mieli wzywać ochronę, bo mimowolnie zmiatał ulotki ze stołów, jakby rozsypywał kwiaty.
Od tamtego dnia życie rodziny zmieniło się diametralnie. Piotr stał się niemal obsesyjnie troskliwy o zdrowie żony. Biegał po całym sklepie, sprawdzał skład produktów, kupował tylko naturalną, ekologiczną żywność. No cóż! Jego żona była nauczycielką z wyższym wykształceniem i dwudziestoletnim stażem!
Po kilku tygodniach przyszła kolejna euforia USG pokazało bliźniaki! Ciąża nie była łatwa, dawał o sobie znać wiek, i Olga większość czasu spędziła na leżąco. Ale wszystko miało sens we właściwym czasie na świat przyszły dwie urocze dziewczynki.
Nazwali je na cześć babć Kasia i Ania. Dziewczynki rosły zdrowe, spokojne, nie sprawiały kłopotów. Już w młodym wieku wyprzedzały rówieśników rozwojem. Rodzice byli dumni z każdego ich sukcesu.
Mimo zewnętrznego podobieństwa, miały różne charaktery. Kasia energiczna, aktywna, uprawiała pływanie, zdobyła dorosłą kategorię. Ludzie lgnęli do niej, szczególnie chłopcy. Andrzej, jej chłopak, zdobył jej serce szczerością i pewnością siebie. gwałtownie się dogadali, zaczęli się spotykać, a potem zawiadomili rodziny o zaręczynach.
Ania była zupełnie inna. Domatorka, kochająca książki i przyrodę, wolała samotność. Nie szukała przyjaciół, zadowalając się towarzystwem rodziny i ukochanej siostry. Za to jej pasją stało się gotowanie z najprostszych składników tworzyła prawdziwe kulinarne arcydzieła. Siostra żartowała:
No powiedz, jak można tyle jeść i dalej mieć figurę?
Drugą wielką miłością Ani były zwierzęta. Ciągle przynosiła do domu rannego kociaka, ptaka ze złamanym skrzydłem, przestraszonego jeża. Jak mobilne schronisko. A jej najwierniejszym przyjacielem został Grom ogromny alabaj, podarowany jej na urodziny trzy lata wcześniej. Szczeniak, niegdyś puszysta kulka, wyrósł na potężnego psa, który stał się dla dziewczyny ochroniarzem i najbliższą istotą.
Mimo iż alabaje to poważne psy, Grom nie pasował do imienia. Nie szczekał agresywnie, nie bronił terytorium witał wszystkich radośnie, szczególnie Andrzeja. Ten tylko się śmiał:
Dobra, dobra, nie teraz, głuptasie!
Pies radośnie merdał krótkim ogonem i biegł do pani naprawdę uwielbiał gości.
Ale dziś nie było czasu w zabawę. Kasia i Andrzej złożyli papiery w urzędzie stanu cywilnego. Trzeba było omówić mnóstwo spraw z rodzicami, rodziną, zorganizować wideorozmowę ze strony pana młodego. Ślub to duże wydarzenie, każdy chciał się przysłużyć.
Lato się zaczęło, a do ślubu zostało niewiele. Andrzej rozpieszczał narzeczoną kwiaty, prezenty, drobiazgi. Kasia szykowała się do nowego życia po ślubie planowali przeprowadzkę do innego miasta, do mieszkania podarowanego przez teścia.
W przeddzień ważnych decyzji para wraz z Anią wybrali się do restauracji omówić menu i dekorację sali. Bez siostry-gastronoma się nie obędzie. Andrzej odpalił samochód, ale stało się coś dziwnego Grom, zwykle łagodny, nagle rzucił się na opony, drapiąc je i szczekając, jakby wyczuwał zagrożenie. Piotr Aleksiejewicz wyszedł i próbował odciągnąć psa, zakładając mu obrożę.
Kasia uśmiechnęła się do siostry:
No tak, rozpieszczałaś go! Ani kroku bez ciebie!
Ania milczała. Coś ją niepokoiło. Ale dla siostry postanowiła zignorować obawy. Pomachała przez okno i uśmiechnęła się do Groma, gdy auto ruszało powoli.
Za nimi rozległ się przeciągły skowyt. Łza spłynęła po pysku psa. Piotr wzdrygnął się nigdy wcześniej nie widział, żeby pies płakał
Andrzej prowadził pewnie i sprawnie. Kasia choćby się nie bała, gdy wskazówka szybkościomierza zbliżała się do 100. Z tyłu Ania i narzeczona wesoło rozmawiały, śmiały się, jakby jechały na zwykłą przejażdżkę. Andrzej zwolnił przed nimi był niebezpieczny zakręt. Lato, dobra droga, po co jechać wolno? Auto płynnie wjechało w zakole.
I nagle wyłonił się wywrotka! Przyczep kołysał się na boki, kierowca desperacko próbował odzyskać kontrolę, ale nie zdążył. Gigantyczna ciężarówka dosłownie przygniotła srebrnego sedana, miażdżąc go w zgniecioną blachę.
Wkrótce na miejsce przybyli ratownicy, policja, pogotowie. Na poboczu leżały dwa ciała, starannie zawinięte w czarne worki. Z wraku wyciągano resztki młodych ludzi. Lekarze się spieszyli, syrena wyła, karetka mknęła do szpitala tam wciąż próbowano ratować Anię. Ale ta nie odzyskała przytomności.
Kierowca wywrotki, starszy mężczyzna, siedział przydrożny, obejmując głowę rękami, kołysząc się w przód i w tył:
Co ja narobiłem stary głupiec Zabiłem ich Zabiłem
PracGrom, który przeczuł tragedię, nie opuścił jej łóżka ani na chwilę, a gdy wreszcie otworzyła oczy, jego radosne skomlenie i ciepły pysk przy jej dłoni były pierwszymi oznakami, iż życie powoli wraca do normy.

Idź do oryginalnego materiału