Nazwałam się Kinga, a moje serce wciąż boli po tym, co się stało. Mój mąż, ten, który błagał o dziecko, który przysięgał miłość i wsparcie, uciekł, gdy nasz synek skończył trzy miesiące. I nie poszedł samwrócił do swojej mamy. A ja zostałam samaz malutkim chłopcem, obolałymi plecami i sercem w kawałkach.
Poznałam Krzysztofa pięć lat temu. Wzięliśmy ślub trzy lata później. Na początku wszystko wydawało się idealne. Byliśmy młodzi, pełni marzeń. Ale wiedziałam jednonie można się spieszyć z dzieckiem. Trzeba się zadomowić, kupić większe mieszkanie, odłożyć trochę pieniędzy. Wiedziałam to, bo mam młodszych braci i znałam trudy opieki nad niemowlakiem. Krzysztof był jedynakiem, rozpieszczonym, chronionym przed każdym trudem.
Gdy jego kuzynka urodziła dziecko, Krzysztof oszalał. Po każdej wizycie wracał z tym samym:
Kinga, daj spokój, czas najwyższy! Po co zwlekać? Młodzi rodzice lepiej sobie radzą. jeżeli będziesz się przygotowywać, będziemy mieli czterdzieści lat, zanim zaczniemy!
Próbowałam wytłumaczyć, iż dziecko to nie zabawkaże trzeba wstawać w nocy, uspokajać kolki, karmić, kołysać. Ale tylko machał ręką:
Zachowujesz się, jakbyś spodziewała się katastrofy, a nie dziecka!
Nasi rodzice tylko pogarszali sprawę. Mama i teściowa zapewniały, iż nam pomogą, iż wszystko będzie łatwe. W końcu uległam.
W ciąży Krzysztof był wzorowym mężem. Nosił zakupy, sprzątał, gotował, chodził ze mną na USG, głaskał mój brzuch i szeptał, iż nas kocha. Wierzyłam, iż będzie dobrym ojcem.
Niestety, bajka skończyła się, gdy wróciliśmy ze szpitala. Nasz synek płakał. Często. Długo. Z powodu lub bez. Starałam się oszczędzać Krzysztofowi nocy, ale dziecko budziło się co dwie godziny. Chodziłam po mieszkaniu, kołysałam, śpiewałam. W małym dwupokojowym mieszkaniu nie dało się uciec od tego płaczu. Światło w kuchni paliło się całą noc, a ja widziałam, jak mój mąż przewraca się w łóżku, zatyka uszy, denerwuje.
Z czasem stał się nerwowy. Zaczęły się kłótnie. Wracał coraz później. Aż pewnego wieczora, gdy synek skończył trzy miesiące, spakował walizkę bez słowa.
Idę do Mamy. Muszę się wyspać. Nie daję rady. Nie chcę rozwodu, tylko jestem zmęczony. Wrócę, gdy będzie większy.
Stałam w korytarzu z dzieckiem na rękach, mleko wciąż ciepłe w piersi. On po prostu wyszedł.
Nazajutrz zadzwoniła jego matka. Spokojnie, jakby nic się nie stało:
Kinguś, nie zgadzam się z Krzysztofem, ale może i lepiej. Mężczyźni nie są stworzeni do znoszenia niemowląt. Przyjdę ci pomóc. Tylko nie miej do niego za dużo pretensji.
Potem zadzwoniła moja mama.
Mamo, to jest normalne? szepnęłam, ledwo powstrzymując łzy. To on chciał tego dziecka. A teraz mnie zostawia. Jak ja mam sobie poradzić?
Kochanie, nie podejmuj pochopnych decyzji. Tak, uciekł. Ale nie do innej kobietydo matki. To znaczy, iż nie całkiem się poddał. Daj mu czas. Wróci.
Ale nie jestem już pewna, czy chcę, żeby wrócił.
Złamał mnie. Zdradził, gdy byłam najbardziej bezbronna. Gdy myślałam tylko o naszym synku, o nas trójceon się poddał. Nie wytrzymał choćby kilku miesięcy. I teraz zadaję sobie pytanie czy jeszcze mogę mu ufać? Czy mogę na nim polegać? To on chciał tego dziecka. To on nalegał. A gdy tylko się pojawiłouciekł.
Teraz wszystko spoczywa na mnie. Nasz synek, codzienność, zmęczenie, strach. I jedno pytanie, które nie daje mi spokoju: jeżeli zostawił mnie w takiej chwilico będzie następnym razem?
Życie nauczyło mnie, iż nie każdy, kto prosi o odpowiedzialność, jest gotów ją udźwignąć. Czasem najtrudniej zaufać komuś po raz drugi, gdy już raz nas zawiódł. Ale najważniejsze, by nie stracić wiary w siebiebo to nasza siła dźwiga nie tylko nas, ale i tych, którzy na nas polegają.