Dziennik osobisty
Mój brat Krzysztof ożenił się sześć lat temu. Od tamtej pory ani ja, ani nasi rodzice nigdy nie przekroczyliśmy progu ich domu. Wszystkie święta, urodziny i rodzinne spotkania realizowane są u rodziców w przestronnym domu na obrzeżach Wrocławia. Mama przygotowuje mnóstwo jedzenia, nakrywa stół, a potem jeszcze pakuje Krzysztofowi i jego żonie Dorocie pojemniki pełne domowych kotletów i sałatek.
Gdy Krzysztof się ożenił, po kilku miesiącach były urodziny Doroty. Pełna zapału mama postanowiła zrobić niespodziankę: kupiliśmy tort, wybraliśmy ładny prezent i wybraliśmy się w odwiedziny. Mama zadzwoniła do Doroty, aby uprzedzić, ale ta zimno odpowiedziała, iż nie planuje świętować. Mama nie dała za wygraną:
— Wpadniemy tylko na chwilę, napijemy się herbaty z tortem! Nie musisz nic gotować, Dorotko!
Ostatecznie pojechaliśmy. Ale zamiast ciepłego przyjęcia, przeżyliśmy szok: Dorota wyszła do nas przed dom, mrucząc, iż w mieszkaniu jest „nieposprzątane”, i nie wpuściła nas do środka. Zaskoczeni, wręczyliśmy jej tort i prezent na klatce schodowej, po czym odjechaliśmy. Od tamtej pory wszystkie uroczystości organizuje mama, a my staramy się nie wspominać tej niezręcznej sytuacji.
Dorota raz otwarcie powiedziała rodzicom:
— Wy macie duży dom, miejsca jest pod dostatkiem! A my mamy kawalerkę, jak tu kogokolwiek zapraszać?
Ledwo powstrzymałam się, by nie wybuchnąć. Czy w kawalerce nie da się przyjąć rodziców męża i jego siostry? To nie tłum, tylko trzy osoby! Ale milczeliśmy, by nie psuć relacji.
Teraz Dorota jest w ciąży, w piątym miesiącu. To będzie pierwszy wnuk dla naszych rodziców, i mama oczywiście nie może się doczekać. Ciągle dzwoni do Krzysztofa, pyta, jak się czuje Dorota, czy nie potrzebuje pomocy. Ale niedawno odkryliśmy, iż Dorota, jeszcze na początku ciąży, zwolniła się z pracy. Mama wpadła w panikę:
— Może źle się czuje? Może potrzebuje mojego wsparcia?
Krzysztof uspokoił: z Dorotą wszystko w porządku, po prostu postanowiła „oszczędzać siły”. Byliśmy zaskoczeni. Krzysztof i Dorota zawsze żyli na wysokiej stopie: restauracje, wyjazdy, drogie zakupy. Nie mają kredytu — mieszkanie odziedziczyła Dorota po babci, więc wszystkie pieniądze wydawali na zachcianki. Ale po odejściu z pracy ich dochody drastycznie spadły, a dotychczasowy styl życia stanął pod znakiem zapytania. Krzysztof próbował wytłumaczyć Dorocie, iż trzeba oszczędzać, ale ona najwyraźniej nie zamierza rezygnować z luksusów.
Dorota wyznała bratu, iż zwolniła się z pracy, bo bała się „złapać jakąś infekcję”. Jej ostrożność jest zrozumiała, ale teraz ich budżet ledwo zipie, a ona przez cały czas oczekuje dotychczasowego poziomu życia. I wtedy, w środku tych wszystkich zmian, Krzysztof niespodziewanie zaprosił nas na swoje urodziny. Do siebie! Rodzice i ja byliśmy w szoku. Tata choćby żartował:
— Czyżbym w końcu miał poznać kulinarne umiejętności mojej synowej?
Mama ucieszyła się, wyczekując rodzinnego wieczoru. Postanowiłam zadzwonić do Doroty, by doprecyzować szczegóły, ale zrobiła awanturę. Płacząc, oznajmiła, iż nie chce nas widzieć:
— Będę musiała sprzątać i gotować! Jestem w ciąży, to dla mnie za dużo!
Starałam się ją uspokoić:
— Dorotka, nie trzeba nic skomplikowanego. Zrób ziemniaki, sałatkę, upiecz kurczaka — i już. My przyniesiemy tort. To zwykła kolacja dla pięciu osób. O co chodzi?
Zaproponowałam choćby zamówienie jedzenia, żeby jej ułatwić. Ale Dorota dalej jęczała, iż i tak trzeba posprzątać. Nie wytrzymałam:
— Dorota, to kawalerka! Czy sprzątanie to aż taki wysiłek? Co, myjecie podłogi tylko przed gośćmi?
W końcu postawiłam ultimatum:
— jeżeli tak bardzo nie chcesz nas widzieć, nie przyjdziemy. Po prostu zadzwonimy do Krzysztofa i tyle.
Opowiedziałam o tym mamie, i się ze mną zgodziła. Krzysztof, gdy usłyszał o całej sytuacji, wściekł się:
— Dorota nie pracuje, siedzi w domu! Naprawdę nie może ugotować i posprzątać? Musicie przyjść! Nie stać nas na catering ani sprzątaczkę, więc niech sama się tym zajmie!
Jego słowa zawisły w powietrzu jak burzowa chmura. W końcu wszyscy się pokłóciliśmy. Ochota na urodziny u Krzysztofa zniknęła. Patrzeć na naburmuszoną Dorotę, która będzie wzdychać i przewracać oczami — żadna przyjemność. Nie chcemy czuć się niechcianymi gośćmi w domu własnego brata.
Ale jednocześnie serce się kraje na myśl, iż możemy zrobić mu przykrość. Tak bardzo czeka na ten dzień, tak chce mieć rodzinę u siebie! Jak możemy po prostu nie przyjść? To jego święto, a on nie jest winny humorkom żony. Stajemy przed wyborem: przełknąć urazę i pójść, ryzykując zepsuty wieczór, albo odmówić, wiedząc, iż złamiemy mu serce. Sytuacja wydaje się bez wyjścia, a każdy krok tylko pogłębia konflikt. Co robić, gdy miłość do brata zderza się z niechęcią do jego żony? Nie mamy odpowiedzi, ale czas gna naprzód, a decyzję trzeba podjąć.