Z Marcinem Galentem rozmawiamy o tym, co zrobić, żeby Polacy mieli gdzie mieszkać, jakie lobby blokuje budownictwo publiczne i czego uczy nas historia Wielkiej Brytanii, Niemiec i Szwecji.
Marcin Galent
Dr, adiunkt w Instytucie Studiów Europejskich Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prowadził badania w London School of Economics and Political Science, Uniwersytetach w Oksfordzie i Cambridge w Wielkiej Brytanii.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Polacy nie mają gdzie mieszkać. Co z tym zrobić?).
Rafał Górski: Jest Pan premierem Polski. Co Pan robi, żeby Polacy mieli gdzie mieszkać?
Marcin Galent: Zacząłbym robić to, co robił każdy premier w Europie przez pierwsze 40 lat od zakończenia II wojny światowej, czyli stworzyłbym program budownictwa publicznego. W świecie powojennym do osoby, która stała na czele rządu, należał obowiązek zapewnienia adekwatnej infrastruktury w kraju, w tym dostępu do mieszkań.
W 1951 roku w Wielkiej Brytanii Winston Churchill jako lider Partii Konserwatywnej pokonał socjalistyczną Partię Pracy i wrócił do władzy właśnie dzięki obietnicy, iż zbuduje więcej mieszkań niż laburzyści. Co obiecał, to zrobił.
W takich krajach jak Wielka Brytania czy Francja budowano do lat 70. choćby 600 tysięcy mieszkań rocznie, z czego zdecydowana większość budowana była przez państwo, czyli przez premiera. Premier nie biegał z taczkami osobiście, nie biegało też ministerstwo, tylko powstawał plan, który realizowano bardzo skutecznie.
Przez 40 powojennych lat w większości państw europejskich budownictwo publiczne cieszyło się dużym uznaniem i możliwość zamieszkania w nowo wybudowanych przez państwo mieszkaniach i domach uznawane było za awans społeczny.
Jako premier RP ogłosiłbym wielki program budowy dwóch milionów mieszkań. Uczyniłbym z tego osiowe zadanie polityczne dla rządu.
Przedstawiłbym plan, zabiegałbym o jego poparcie i sądzę, iż jako premier posiadający większość w sejmie uzyskałbym zgodę na jego wdrożenie. Myślę, iż w ciągu 10 lat udałoby się zbudować w Polsce 2 miliony mieszkań. Nie wprowadziłoby nas to do pierwszej ligi państw Unii Europejskiej pod względem dostępności mieszkań i komfortu życia, ale usytuowałoby nas chociaż w połowie tej ligi. A w tym momencie szorujemy po dnie.
Co się kryje pod terminem mieszkanie komunalne?
Mieszkanie komunalne oznacza, iż należy ono do państwa i nie jest traktowane jako towar, którym można handlować. W takim mieszkaniu można mieszkać do końca życia, można choćby takie mieszkanie dziedziczyć. Natomiast nie można stać się jego właścicielem i nie można go sprzedać, czyli wprowadzić go w obrót komercyjny.
Dlaczego po 1989 roku, czyli przez ponad 30 lat, nie udało się wybudować odpowiedniej liczby mieszkań komunalnych?
Prowadziłem badania, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, z których wynika, iż idea wolnego rynku, który zastąpi interwencję państwa w niemal wszystkich sektorach gospodarczych czy społecznych, nie sprawdziła się. Pomysł ograniczenia interwencjonizmu państwa należy przypisać przede wszystkim Margaret Thatcher i Ronaldowi Reaganowi. Niestety, wbrew oczekiwaniom wolny rynek nie poradził sobie z sektorem mieszkaniowym ani z żadnym innym uznawanym dotychczas za sektor publiczny.
Wielka Brytania była taką awangardą prorynkową, deregulacyjną, kapitalistyczną w rozumieniu leseferystycznym [w języku francuskim laissez faire znaczy: pozwólcie działać – przyp. red.], czyli właśnie braku interwencji państwa. Taka polityka gospodarcza wywołała kaskadę katastrof, których skutki ciągną się do dziś.
Sprywatyzowane w latach 80. i 90. gałęzie sektora publicznego generują olbrzymie straty i wciąż nie ma pieniędzy, żeby je renacjonalizować, czyli ponownie objąć opieką państwa.
Obecnie zaczęto renacjonalizować koleje brytyjskie, bo były już w tragicznym stanie. W rankingu jakości kolei na świecie znalazły się pomiędzy kolejami w Kazachstanie a kolejami w Indiach, co nie jest powodem do dumy. Ponadto Wielka Brytania, jako jedyny kraj w Europie, ma sprywatyzowaną sieć wodociągów i kanalizacji. Konsekwencją tego są zatrute rzeki, zatrute plaże, brak inwestycji, totalne długi, a nie ma kogo pociągnąć do odpowiedzialności. Gdyby rząd miał pieniądze, natychmiast renacjonalizowałby te sieci. Można by jeszcze wymieniać inne katastrofy spowodowane myśleniem, iż rynek nam wszystko załatwi. Okazało się, iż nie załatwił.
Zrozumienie, iż nigdzie na świecie komercyjny rynek mieszkaniowy nie zastąpił budownictwa publicznego, zajęło nam 30 lat. Budownictwo prywatne nie jest ani tańsze, ani lepszej jakości, ani niczym innym nie przebija budownictwa publicznego.
Cała Europa już wie, iż bez interwencji państwa nie uda się przywrócić tego, co jeszcze w latach 70.-80. było standardem. Standard ten, najkrócej definiując, polegał na tym, iż wynajem mieszkania komunalnego nie pochłaniał więcej niż 7% budżetu gospodarstwa domowego. Zakup mieszkania na kredyt nie pochłaniał więcej niż 10-15% budżetu gospodarstwa domowego. Uważam, iż ten standard powinien być celem wszystkich rządów i wszystkich premierów.
Ktoś, kto posiada mieszkania odziedziczone albo spłacone jest w komfortowej sytuacji. W Krakowie, gdzie mieszkam, koszt wynajęcia mieszkania pochłania 60-70% budżetu gospodarstwa domowego. To jest po prostu chore.
Czytałem kiedyś pracę wybitnego historyka z Uniwersytetu w Cambridge, który zaznaczył, iż wybuch rewolucji październikowej spowodowany był między innymi tym, iż koszt czynszu rodzin robotniczych w Moskwie i Sankt Petersburgu przekroczył 50% domowego budżetu. Dzisiaj taki koszt czynszu za mieszkanie w wielu europejskich miastach jest powszechnym standardem. Można powiedzieć, iż mamy niemal sytuację przedrewolucyjną.
Jakiego pytania nikt jeszcze Panu nie zadał w tematach, o których rozmawiamy, i jaka jest na nie odpowiedź?
Nikt nie zadał mi pytania, dlaczego najbogatsze kraje budują najwięcej mieszkań komunalnych. Wydawałoby się, iż mamy do czynienia z paradoksem, no bo po co bogatym krajom mieszkania komunalne?
Najwięcej mieszkań komunalnych w Europie ma Szwajcaria, Holandia, Irlandia, a na świecie Singapur. Te kraje, to są naprawdę potęgi, jeżeli chodzi o bogactwo obywateli i państwa. Tam polityczne elity doskonale wiedzą, iż ludzie pracujący nie mogą wydawać połowy swojej pensji na dywidendy dla właścicieli banków. Wiedzą, iż rolą państwa jest stworzenie infrastruktury dla efektywnego, mobilnego społeczeństwa, które swój dorobek zużyje na miejscu, na swoje lokalne potrzeby, na podniesienie swojej jakości życia. Pieniądze zostaną w gospodarce, podatki trafią do budżetu państwa, a państwo będzie sprawnie realizowało potrzeby w sektorze publicznym. To jest jeden z najpewniejszych sposobów na to, żeby stać się bogatym krajem.
Dziękuję za rozmowę.













