Burza wokół Edukacji Zdrowotnej. Ekspertka: "Ona NIE sek*ualizuje dzieci, a uczy stawiać granice"

mamadu.pl 2 dni temu
Od września 2025 r. do szkół wchodzi nowy przedmiot – Edukacja Zdrowotna. Budzi on kontrowersje, szczególnie wokół zagadnień związanych z edukacją sek*ualną, choć jego zakres jest znacznie szerszy i obejmuje aż 11 istotnych obszarów tematycznych. Martyna Wyrzykowska z Fundacji Sexed.pl wyjaśnia, dlaczego ten przedmiot jest potrzebny oraz obala szkodliwe przekonania, jakie wokół niego narosły.


Czy edukacja zdrowotna uratuje młodych przed dezinformacją?


Od 1 września 2025 r. w polskich szkołach pojawi się Edukacja Zdrowotna – nowoczesny, interdyscyplinarny przedmiot, który zastąpi dotychczasowe wychowanie do życia w rodzinie.

Zajęcia będą odbywać się raz w tygodniu (w niektórych liceach dwa razy) i obejmą aż 11 bloków tematycznych: od zdrowia fizycznego i psychicznego, przez odżywianie, dojrzewanie i zdrowie sek*ualne, po cyberbezpieczeństwo i system ochrony zdrowia.

Nowy program ma uczyć dzieci i młodzież dbania o siebie i innych, rozpoznawania zagrożeń oraz krytycznego myślenia.

O tym, dlaczego wprowadzenie edukacji zdrowotnej do szkół jest niezwykle ważne, rozmawialiśmy z Martyną Wyrzykowską, Dyrektorką Zarządzającą Fundacji sexed.pl.

Anna Borkowska, mamadu.pl: Edukacja zdrowotna budzi ogromne emocje i wywołuje sprzeciw Episkopatu. Jak to możliwe, iż w XXI wieku wciąż uważamy, iż lepiej zostawić młodzież w niewiedzy, niż dać jej rzetelną edukację i narzędzia do podejmowania odpowiedzialnych decyzji?

Martyna Wyrzykowska, sexed.pl: Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Przede wszystkim wcześniejsze pokolenia nie miały systemowej edukacji sek*ualnej. A skoro jest to obszar nieznany, to naturalnie budzi strach. Sposobem na rozbrojenie tego lęku jest wiedza. My, jako Fundacja, ale też inne organizacje pozarządowe działające w tym obszarze, a także Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Zdrowia, staramy się tłumaczyć, na czym to będzie polegało, aby rozwiać wszelkie obawy. Największe emocje wzbudza edukacja sek*ualna, ale tu mała uwaga: program składa się aż z 11 obszarów tematycznych. Edukacja sek*ualna jest tylko jednym z nich.

Bardzo żałuję, iż głosy takie jak stanowisko Episkopatu – niepoparte żadną wiedzą ani rzetelnymi argumentami – mogą wpływać na ocenę tego przedmiotu. W najgorszym przypadku mogą też skłaniać rodziców do wypisywania dzieci z zajęć, co – jestem o tym absolutnie przekonana – ma realny wpływ na bezpieczeństwo i dobrostan młodych ludzi.

A.B.: Z badań wynika, iż tam, gdzie edukacja sek*ualna jest rzetelna, jest mniej niechcianych ciąż i mniej chorób przenoszonych drogą płciową (STD). Dlaczego wciąż tak wiele osób woli widzieć w niej zagrożenie?

M.W.: To bardzo dobre pytanie. W liście Episkopatu pojawia się choćby hasło, iż edukacja seks*ualna rzekomo wprost prowadzi do depopulacji. To po prostu nieprawda.

Po pierwsze, faktycznie jest tak, iż edukacja seks*ualna wiąże się z opóźnieniem wieku inicjacji sek*ualnej, częstszym i skuteczniejszym korzystaniem z profilaktyki zdrowotnej, a także z mniejszą liczbą niechcianych ciąż.

Co ciekawe, zwiększanie dostępu do wiedzy i antykoncepcji to sposoby, które – paradoksalnie dla osób podzielających poglądy Episkopatu – mogą wręcz zwiększać populację kraju.

Dobrym przykładem jest Francja: tam dostęp do antykoncepcji jest refundowany i bardzo prosty, aborcja jest legalna, edukacja sek*ualna prowadzona w szkołach, a jednocześnie Francja ma jeden z najwyższych współczynników dzietności w Europie.

Polska pozostaje daleko w tyle, mimo iż stosujemy ograniczenia, które – z perspektywy prawicowej – miałyby ludzi nie tyle zachęcać do dzietności, ile wręcz do niej przymuszać. Bo zakazanie czy utrudnianie dostępu do antykoncepcji jest właśnie formą przymusu, a nie dawaniem wyboru.

Im więcej mamy wiedzy, tym bardziej świadome decyzje możemy podejmować. To oczywiste, iż jeżeli młodzi ludzie wiedzą, jak zabezpieczyć się przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, zrobią wszystko, aby to zrobić. Ale muszą znać skuteczne sposoby – i właśnie temu m.in. służy ten przedmiot.

A.B.: Tymczasem krytycy – w tym politycy z PiS-u – argumentują, iż nowy przedmiot może przyczynić się do sek*ualizacji dzieci w zbyt młodym wieku.

M.W.: Sek*ualizacja nie powinna mieć miejsca w żadnym wieku – ani w młodym, ani w starszym. I właśnie edukacja sek*ualna służy temu, by jej przeciwdziałać. To, iż w obu pojęciach pojawia się ten sam rdzeń słowa, nie oznacza, iż znaczenie jest takie samo.

Sek*ualizacja to przypisywanie cech erotycznych czy erotycznych konotacji sytuacjom, w których absolutnie nie powinny się one pojawiać – zwłaszcza w odniesieniu do dzieci.

Przykładem sek*ualizacji mogłoby być np. prezentowanie strojów kąpielowych w kampanii reklamowej przez 13-latkę, która udaje dorosłą kobietę i pozuje w wyzywający sposób. Albo sytuacja, w której do przedszkolaków bawiących się razem mówi się: "chyba jesteście zakochani, to twój chłopak, twoja dziewczyna, masz już kawalera?". To są faktyczne przejawy sek*ualizacji.

Natomiast edukacja sek*ualna uczy dzieci i młodzież, jak się temu przeciwstawiać. Dzięki niej dziecko potrafi powiedzieć "nie", gdy ktoś narusza jego granice, np. zmusza do pocałunku cioci, na który nie ma ochoty. Umie też nazwać części swojego ciała – co jest

niezwykle ważne w sytuacji, gdy coś je boli i trzeba to skonsultować ze specjalistą.

Potrafi zakomunikować rodzicom, jak dokładnie nazywa się ta część ciała, albo powiedzieć, iż czuje się niekomfortowo w jakiejś sytuacji. To są umiejętności, które realnie przeciwdziałają temu, czego rodzice boją się najbardziej – np. przemocy sek*ualnej.

A.B.: W ramach edukacji sek*ualnej i zdrowotnej poruszana będzie także tematyka bezpieczeństwa w Internecie. Dlaczego to takie ważne?

M.W.: Rzeczywiście, duży obszar poświęcony jest cyberbezpieczeństwu. To ważne również z perspektywy rodziców, którzy twierdzą, iż sami chcieliby edukować swoje dzieci. Ale, bądźmy szczerzy – trudno znaleźć rodzica, który czułby się na tyle bezpiecznie i świadomie w świecie sztucznej inteligencji czy mediów społecznościowych, by skutecznie ochronić dziecko przed hejtem, pokazać mu, gdzie szukać wsparcia, jak zgłaszać nadużycia, jak się chronić albo jak rozpoznać deepfake.

Dlatego ten przedmiot dotyczy nie tylko fizycznego bezpieczeństwa dzieci i młodzieży, ale także bezpieczeństwa w przestrzeni internetowej – i o tym absolutnie nie wolno zapominać.

A.B.: Kościół krytykuje zawarte w programie kwestie dotyczące tożsamości płciowej i społeczności LGBT, uważając, iż mogą one prowadzić do "odrzucenia płci biologicznej" i zachęcać do "nieodwracalnych zabiegów chirurgicznych". Co sądzisz o takiej narracji?

M.W.: Cóż, jest ona spójna z linią Kościoła, ale trzeba pamiętać, iż ten przedmiot został przygotowany do szkół przez specjalistów – z zakresu medycyny, psychologii czy bezpieczeństwa cyfrowego. I to ich ekspertyz w tym temacie powinniśmy słuchać.

Mam też głębokie przekonanie – wynikające z wiadomości, które spływają do naszej Fundacji – iż istnieje ogromna grupa rodziców deklarujących się jako katolicy, osoby wierzące i praktykujące, którzy jednocześnie są zwolennikami tego przedmiotu.

List Episkopatu ma zachęcać wiernych do określonej postawy i działań, ale to nie znaczy, iż wszyscy katolicy myślą tak samo. I uważam, iż bardzo krzywdzące jest wrzucanie wszystkich do jednego worka.

Zachęcam rodziców, aby dali temu przedmiotowi szansę – by w tym roku pozwolili swoim dzieciom uczestniczyć w zajęciach i po prostu im się przyjrzeli. Zobaczyli, czy pojawia się tam coś, co jest dla nich nie w porządku, czy są tematy, o których chcieliby dodatkowo porozmawiać z dzieckiem w domu. Te lekcje powinny być punktem wyjścia do pogłębionych rozmów rodzinnych.

Jeśli dziecko miało zajęcia na temat hejtu, to rodzic może zapytać: "Czy w twojej klasie ktoś go doświadcza? Czy sam się z tym zetknąłeś? Czy zdarzyło ci się napisać coś, co mogło być dla kogoś przykre?".

Jeśli lekcja dotyczyła miesiączki – to naturalny moment, by sprawdzić, czy już rozmawialiśmy z dzieckiem na ten temat i czy ma pytania, na które potrzebuje odpowiedzi.

To jest wspólna praca. Warto się jej przyjrzeć. Oczywiście, jeżeli pojawią się sygnały, iż przedmiot nie jest realizowany w sposób, jakiego rodzice by oczekiwali, jestem przekonana, iż – jako nowy program – będzie podlegał zmianom i dostosowaniom.

Nauczyciele będą się w tym zakresie doszkalać. To proces. A żeby ten proces zakończył się powodzeniem, trzeba go rozpocząć. I jestem pewna, iż warto.

A.B.: Podkreślmy też raz jeszcze – edukacja zdrowotna nie polega na uczeniu dzieci "jak uprawiać sek*", tylko jak dbać o siebie i swoje zdrowie. Co jeszcze powiedziałabyś rodzicom, którzy uparcie bojkotują ten przedmiot?

M.W.: Powiedziałabym, żeby zajrzeli na stronę lekcjabeztabu.pl. Tam dostępnych jest aż 100 scenariuszy zajęć, przyporządkowanych do odpowiednich grup wiekowych. Dzięki temu mogą zobaczyć, o czym i w jaki sposób dzieci się uczą. To oczywiście przykładowe scenariusze – autorski program Fundacji Sexed.pl.

Nie w każdej szkole będą realizowane dokładnie te same, ale dają dobry obraz tego, jak takie lekcje wyglądają. Więc po pierwsze: sprawdźmy, czym naprawdę jest ten przedmiot. Może ktoś choćby wykorzysta te materiały, żeby samemu porozmawiać z dzieckiem.

Po drugie, dzięki temu programowi zobaczyliśmy też, które obszary tematyczne są dla nauczycieli w Polsce najbardziej potrzebne. I od samego początku numerem jeden jest scenariusz "Chłopackie sprawy" – dotyczący pierwszych objawów dojrzewania u chłopców, zmian zachodzących w ich ciałach i emocjach. To bardzo istotny sygnał.

Z jednej strony pokazuje, iż nauczycielom często brakuje języka i sposobu rozmowy z


nastoletnimi chłopcami. Wiadomo, iż to wiek, w którym trudne tematy bywają przerywane żartami, śmiechem czy wulgaryzmami – więc trzeba znaleźć odpowiednią formę. Ale z drugiej strony ta potrzeba rozmowy wychodzi od samych chłopców. To jest zmiana pokoleniowa. Dorastają oni w domach, w których panuje większa otwartość niż w poprzednich generacjach. Wiedzą już, iż chłopcy mogą płakać, mogą doświadczać przemocy, mają prawo prosić o pomoc i chcą o tym rozmawiać także w szkole.

My dostarczamy do tego narzędzi. I to jest tylko jeden przykład, ale dobrze obrazuje, że


potrzeba rozmów o ciele i emocjach nie jest czymś narzuconym przez szkołę. To nie jest sytuacja: "my wam powiemy coś, czego powinniście się dowiedzieć". To dzieci same potrzebują tej wiedzy, więc i tak będą jej szukać. Pytanie tylko – czy znajdą ją w szkole, czy będą musiały szukać jej na własną rękę w Internecie?

A.B.: No właśnie, bo młodzi ludzie i tak dostają ogrom wiedzy o sek*ie, tylko iż z Internetu i z pornografii. Czy edukacja zdrowotna to jedyna szansa, żeby ktoś im to wytłumaczył normalnie, po ludzku?

M.W.: Może nie jedyna, ale bardzo ważna – bo edukacja zdrowotna nie może działać w próżni. To musi być wspólna praca: nauczycielek i nauczycieli, rodziców, którzy tworzą model wychowania oparty na otwartości i rozmowie o tematach kiedyś uznawanych za tabu, ale też lekarzy i lekarek.

Przywołam tutaj przykład kampanii prowadzonej przez sexed.pl – ByeByeHPV, w której


zachęcamy do korzystania z bezpłatnych szczepień przeciw HPV dla dzieci i młodzieży. Od 9. do 14. roku życia można wykonać to szczepienie za darmo, a osobą, która powinna przypominać o tym rodzicom, jest lekarz pediatra. To właśnie po stronie lekarzy leży część tej edukacji zdrowotnej.

I mówimy tu nie tylko o HPV, ale także o tematach takich jak samobadanie, pierwsza


miesiączka czy np. nadmierne owłosienie. To są kwestie, które powinny być poruszane w gabinecie lekarskim, bo są zupełnie normalne – a naturalne jest też to, iż w okresie dojrzewania każdy z nas rozwija się inaczej.

Lekarz powinien być tą osobą, która podpowie rodzicom: "to dobry moment, żeby porozmawiać z dzieckiem o pierwszej miesiączce" albo "warto zacząć rozmowę o zmianach zachodzących u chłopców w okresie dojrzewania".

A.B.: Co byś powiedziała nastolatce, która waha się, czy w ogóle iść na takie zajęcia, bo obawia się, iż ktoś ją wyśmieje?

M.W.: Przede wszystkim powiedziałabym, iż to jest temat do rozmowy z rodzicami – bo to właśnie oni podejmują decyzję, czy nastolatek lub nastolatka będzie uczestniczyć w zajęciach.

Po drugie, przy takich obawach bardzo zachęcam do konsultacji ze specjalistami na sexed.pl, na naszych kanałach w mediach społecznościowych. Tam można skorzystać z bezpłatnych konsultacji i zadawać pytania naszym ekspertom z zakresu psychologii i sek*uologii, którzy potrafią wesprzeć właśnie w takich dylematach.

Sama obawa najczęściej wynika przecież z jakichś wcześniejszych doświadczeń – i to jest coś, nad czym warto popracować z psychologiem, pedagogiem albo wspólnie z rodzicami.

Nasi specjaliści na pewno pomogą przez to przejść.

A taka uniwersalna rada, którą warto zapamiętać, jest prosta: jeżeli ty się wstydzisz, to najprawdopodobniej dwadzieścia kilka osób w twojej klasie czuje dokładnie to samo.

Idź do oryginalnego materiału