W środę pod jednym z jasielskich liceów odbyła się konferencja Marii Kurowskiej z PiS-u, niegdyś burmistrzyni Jasła i nauczycielki, dziś posłanki. Cel konferencji jest oczywisty; mamy wrzesień, więc na prawicy trwa podważanie nauki i popisywanie się religijnym fanatyzmem w walce z edukacją zdrowotną.
Wypowiedziom Kurowskiej przyjrzymy się bliżej, bo tak się składa, iż mamy w ekipie Miłość Nie Wykluczą osobę spod Jasła, która chodziła do liceum 100 metrów od miejsca jej konferencji — i to w latach, gdy Kurowska była burmistrzynią. Dzień dobry, tu Maja Heban, a napisanie tego posta najwyraźniej jest moim przeznaczeniem.
W 2006 roku miałam 16 lat. Zaczynałam naukę w liceum z ciężkim bagażem. Jeszcze nie dopuszczałam do siebie myśli o transpłciowości, nie potrafiłam jej zresztą nazwać. Bałam się przyznać, iż jestem jedną z „tych” osób. W podstawówce i gimnazjum obrywałam mieszanką homofobii, transfobii i mizoginii, bo naraz byłam dla rówieśników „pe*ałem” i „dziewczynką”. Nauczyli mnie, iż inność naraża na niebezpieczeństwo. Po podstawówce i gimnazjum w rodzinnej wsi liceum w Jaśle było szansą na nowy start. Nikt mnie nie znał. Bardzo chciałam nauczyć się być chłopakiem, ale udawanie gwałtownie skończyło się załamaniem, głęboką depresją, ciągłym rozmyślaniem o tym, by zniknąć.
Któregoś dnia nauczycielka przysposobienia obronnego z jakiegoś powodu włączyła na lekcji kasetę o transpłciowości. Nie wiem do dziś czemu, ale wiem, iż to zmieniło moje życie na zawsze. Nauczycielka zupełnie nieświadomie zmusiła mnie do konfrontacji z własnym wyparciem. niedługo zaczęłam szukać informacji, a potem planować tranzycję. Jak trudna i droga by nie była, wiedziałam już, iż inaczej nie byłabym w stanie żyć.
Akceptacja, iż taki był mój „los”, była niesamowicie trudna. Nie rozumiałam tego wtedy, ale przechodziłam żałobę za „normalnością”. Przypominałam sobie, jak w dzieciństwie modliłam się, żeby Bóg zmienił mnie w dziewczynkę. Myślałam o tym, iż nigdy nie zajdę w ciążę i nie urodzę dziecka. Niektóre nauczycielki widziały, iż coś się ze mną dzieje, ale o nic nie pytały. Nie wiem, czy umiałabym im wtedy powiedzieć, iż jestem trans. Wsparcie miałam od paru koleżanek i psycholożki.
Sorry za te wynurzenia w tekście, który miał być o Marii Kurowskiej, ale to wszystko ma tutaj znaczenie. Posłanka z „mojego” miasta i jego była burmistrzyni stanęła na placyku, którym codziennie chodziłam do szkoły, żeby przestrzegać przed osobami takimi jak ja, demonizować edukację, która być może ochroniłaby mnie przed depresją, lękiem i agresją rówieśników oraz nazywać „okaleczeniem” pomoc medyczną, która uratowała mi życie. To nie jest tylko ignorancja czy polityczny cynizm. To fundamentalny brak empatii. Podłość i okrucieństwo pod płaszczykiem troski o wartości. Mam 35 lat, ale mnie to ruszyło. Co z osobami, które mają lat 15 i tam właśnie chodzą do szkoły?
Kurowska twierdziła, iż na lekcjach edukacji zdrowotnej „promuje się” blokery dojrzewania. To leki stosowane wobec dzieci przedwcześnie dojrzewających, ale też i transpłciowych. Ich celem jest wtedy wstrzymanie dojrzewania płciowego, by dać dziecku i jego rodzinie możliwie jak najwięcej czasu w przemyślenie decyzji o ewentualnej tranzycji. jeżeli po osiągnięciu odpowiedniego wieku osoba się na nią zdecyduje, będzie przechodzić ją jak „właściwe” dojrzewanie, zamiast walczyć z tym, co męskie albo żeńskie hormony zrobiły z ciałem, twarzą czy głosem. Dla przykładu: odwrócenie cech związanych z działaniem testosteronu u trans kobiety to kwestia wielu operacji i koszt choćby setek tysięcy złotych.
Kurowska stwierdziła, iż osoba przyjmująca blokery „na końcu nie będzie ani mężczyzną, ani kobietą” i to właśnie dlatego „najwięcej samobójstw, drodzy państwo, jest właśnie wśród tych osób”. Zdaniem posłanki „nie można zmienić płci, można tylko okaleczyć dziecko na zawsze”.
Kurowskiej i ludzi takich jak ona nie obchodzi, co się stanie z nastolatkiem LGBT+. Ma go nie być i już. Nieważne, iż nauka mówi wprost: transpłciowość istnieje, tranzycja i akceptacja ratują zdrowie psychiczne, a odrzucenie je rujnuje. Każda orientacja jest normalna, nie da się jej zmienić, a rzekome „terapie” są tak naprawdę formą psychicznych tortur. Dla środowisk prawicowych dzieci są własnością, rekwizytem do robienia polityki, nie ma mowy o trosce i odpowiedzialności. Szczucie to praca jak co dzień, a szkoła jest wymownym tłem dla tematu konferencji. jeżeli jakąś młodą osobę to wydarzenie złamało albo zrujnowało jej relację z rodziną, która łyka tę propagandę, Kurowskiej taka możliwość choćby nie przemknęła przez myśl. Miejsce słowa „miłosierdzie” jest w Biblii, w prawdziwym życiu nie ma czasu w takie lewackie wymysły.
Przykłady niestety można mnożyć, bo Kurowska była przygotowana. Nie w tym znaczeniu, iż mówiła z sensem, po prostu czytała z kartki, a tekst – sądząc po jej zachowaniu – nie był jej autorstwa. Być może podesłali go życzliwcy z Ordo Iuris. Ubolewała więc na przykład, iż na edukacji zdrowotnej mówi się o aborcji, ale nie nazywa się jej „zabijaniem dzieci”. Niby klasyka, ale znowu: pomyślmy o tym, kto słuchał. Myślicie, iż w liceach nie ma żadnych osób po aborcji, a 16-letnia dziewczyna z pewnością nie przejmie się, jeżeli nauczycielka, posłanka, była burmistrzyni nazwie ją zabójczynią? A co ze stwierdzeniem, iż antykoncepcja w młodym wieku „oczywiście zrujnuje organizm”? Czy naprawdę wolno nam zakładać, iż młodzi ludzie wiedzą wszystko z internetu, więc takie teksty na nikogo nie wpłyną?
Kurowska uznaje też za problem to, iż mówi się o współżyciu jako o przyjemności, a nie czymś połączonym z małżeństwem, miłością i rodziną, a „jedynym warunkiem” jest świadoma zgoda zamiast ślubu. Ponadto edukacja zdrowotna jest jej zdaniem niezgodna z konstytucją i „naszą nauką społeczną kościoła”. Posłanka najwyraźniej nie rozumie, iż zapis o prawie rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami nie oznacza, iż Polska jest państwem wyznaniowym. interesujące też, iż jakoś nie domaga się, by na geografii uczyć, iż Bóg stworzył Ziemię 6 tysięcy lat temu, a na biologii zakazać mówienia o ewolucji.
Cały ten występ najlepiej podsumowuje cytat z grafiki, czyli straszenie, iż w ramach edukacji zdrowotnej „akcentuje się prawa osób LGBT […] i zrównuje się je ze wszystkimi” i „wywyższa, iż są lepsze od naszych normalnych płci i naszych orientacji”. Nic tak nie przekonuje ludzi, iż komuś chodzi o dobro młodzieży, a nie o tworzenie podziałów na normalną większość i chorą, niebezpieczną, inną mniejszość, jak mówienie o „naszych normalnych płciach i orientacjach”. Nasze dzieci, nasz kraj, nasze płcie. I wielkie zagrożenie, bo osoby LGBT+ i ich prawa „zrównuje się ze wszystkimi”. Brakuje tylko postulowania, żeby natychmiast wrócić do kar cielesnych i mundurków. Takich naszych, brunatnych.
[Maja]
PS W przeciwieństwie do posłanki Kurowskiej wierzymy, iż rzetelna edukacja na temat różnorodności człowieka i tworzenie społeczeństwa, gdzie każdy jest równy, to naprawdę ważne sprawy. Masz kogoś, komu chcesz przekazać te wartości w prostej formie? Przyda ci się broszura z podstawowymi informacjami o społeczności LGBT+ w szkolnej bibliotece? Zamów książeczkę edukacyjną „Orientuj się!”, wyślemy ci ją za darmo. Link do formularza znajdziesz tutaj.