Była nauczycielką, ale odeszła z zawodu. "Nikt nas nie nauczył, jak sobie radzić z rodzicami"

gazeta.pl 6 dni temu
Zdjęcie: Shutterstock/Kolosov Alexandr


Pracowała w gimnazjum, gdzie uczyła języka polskiego. Miała głowę pełną pomysłów i wiele entuzjazmu, jednak gwałtownie zrozumiała, iż ta praca wygląda inaczej, niż myślała. Nie dała rady. Po czterech latach zrezygnowała.Justyna (nazwisko do wiadomości redakcji) zawsze marzyła o pracy nauczycielki. Kompletnie nie widziała się w innym zawodzie. I wszystko potoczyło się po jej myśli: skończyła studia pedagogiczne i dostała wymarzoną pracę w szkole. Uczyła języka polskiego w gimnazjum. - Wytrzymałam cztery lata. Odeszłam, bo nie miałam siły dawać z siebie tyle, ile bym chciała - mówi Justyna. - Gdy zaczynałam, miałam wielkie ambicje. Ubzdurałam sobie, iż moi uczniowie będą się chętnie uczyć, prowadzone przeze mnie lekcje będą super. I były. Byłam wymagająca, wydawało mi się, iż tym ich zmotywuję do nauki. Ale tak się nie stało. Mocno zderzyłam się z rzeczywistością - dodaje.
REKLAMA


Zobacz wideo


Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"


Okazało się, iż problemem są rodziceZ perspektywy czasu Justyna twierdzi, iż to, iż nastolatkom nie chciało się uczyć, nie było tak bardzo zaskakujące jak chore ambicje ich rodziców. - Uważają, iż wiedzą lepiej niż wszyscy święci, jak powinny wyglądać lekcje, najlepiej się znają na procesie nauczania, a ich dziecko jest najzdolniejsze i najbardziej bystre, więc powinno mieć najlepsze stopnie - mówi była nauczycielka. - Szokujący był dla mnie stosunek rodziców do ocen. Nie interesowało ich to, jakie postępy robi dziecko, z czym ma problemy, w czym powinni mu pomóc, tylko jakie ma oceny. Oceny były najważniejsze - dodaje.


Jakie podwyżki dla nauczycieli od 2025? Jakie podwyżki dla nauczycieli od 2025? Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl


Justyna pracowała w szkole, gdy do placówek zaczęto wprowadzać dzienniki elektroniczne. - Nie dość, iż nauczyciel ma masę papierologii, to jeszcze trzeba było uzupełniać wszystko w dzienniku elektronicznym - wspomina i dodaje, iż rodzice i uczniowie oczekiwali, iż dziennik elektroniczny będzie ich wyręczał we wszystkim. - Nauczyciel ma tam zapisać, kiedy jest zaplanowany sprawdzian, jaki obejmie materiał i jaka jest praca domowa, bo przecież 14-latek nie dopilnuje tego sam. Na studiach dowiedzieliśmy się, jak uczyć dzieci i czego, ale nie nauczono nas, pracy z rodzicami i radzenia sobie w trudnych sytuacjach - mówi. Przyznaje, iż popełniła wielki błąd!Justyna przyznaje, iż jako młoda i niedoświadczona nauczycielka popełniłam też największy błąd, jaki mogła. - Rodzicom w mojej wychowawczej klasie podałam swój prywatny numer telefonu. gwałtownie przekonałam się o tym, jakie to było niemądre. Rodzice potrafili do mnie dzwonić o godzinie 19 w sprawie swojego dziecka albo o godzinie 6 rano wysyłać SMS-y typu: "Jadzi nie będzie dziś w szkole, bo ma biegunkę" - mówi. - Bardziej doświadczeni nauczyciele powinni tych młodszych stażem ostrzegać przed czymś takim - śmieje się.


Kiepskie wynagrodzenie i brak wsparciaO odejściu ze szkoły przez Justynę zdecydowało także niskie wynagrodzenie. - Awans zawodowy, który jest tak realnie jedyną opcją na wyższą wypłatę trwa teraz milion lat, co demotywuje kompletnie. A dodatek motywacyjny, nagroda dyrektora? W szkole, w której uczyłam zależał w dużej mierze od tego, jak mocno nauczyciel podlizywał się dyrekcji - mówi. Żałuje też, iż nikt nie wspiera młodych nauczycieli. - Gdyby ktoś kiedyś mi wtedy powiedział: "Odpuść sobie trochę, bo musisz te siły rozłożyć na 40 lat pracy", to może bym dalej uczyła. Jest masa młodych ludzi, którzy idą uczyć w szkole z powołania, a kończą wypaleni po kilku latach. Ze mną nauczycieli zaczynających pracę w szkole zaraz po studiach było siedmioro. W zawodzie zostały dwie osoby - dodaje Justyna.A Ty? Co myślisz na temat warunków pracy nauczycieli w polskich szkołach? Chętnie poznam twoje zdanie: ewa.rabek@grupagazeta.pl
Idź do oryginalnego materiału