REKLAMA
Opiekun kolonijny czy biuro obsługi klienta?Zdarza się, iż telefon opiekuna dzwoni po kilka razy dziennie, a po drugiej stronie zaniepokojony rodzic. Czy dziecko zjadło? Czy nie zmarzło? Czy wzięło udział w zajęciach? Czy się nie nudzi? Czy kupiło już sobie pamiątki?Jak to wygląda z perspektywy rodzica, zapytaliśmy jedną z opiekunek kolonijnych, która z dziećmi z podwarszawskiej miejscowości wyjeżdża na kolonie. - Rodzice najchętniej śledziliby każdy krok dziecka. Zapewniam im opiekę, troszczę się o każdego z osobna, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Opiekunów jest kilkoro, dzieci zdecydowanie więcej. Nie da się być wszędzie i na każdym kroku. Rodzice dzwonią, dopytują, ale teraz częściej telefonują już do swoich pociech, bo większość z nich ma komórkę. Opiekunka, która opublikowała filmik w mediach społecznościowych, podkreśla z kolei, iż jej zadaniem nie jest śledzenie każdego kęsa jedzenia ani sprawdzanie na bieżąco garderoby. Rolą opiekuna jest zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa, dobrej zabawy i wsparcia w razie potrzeby. To od podejścia opiekuna w dużej mierze zależy, czy dziecko wróci z wyjazdu z uśmiechem i czy będzie chciało pojechać w przyszłym roku. Niestety, nieustanny kontakt i kontrola ze strony rodziców coraz częściej utrudniają to zadanie. Rodzic wie najlepiej... Czy aby na pewno?Pod filmem pojawiły się komentarze rodziców i opiekunów, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami. Niektóre historie brzmiały wręcz absurdalnie. "Byłam na kolonii jako opieka w 2017 i 2018 r. Na jednej kolonii trafiła się mama, która potrafiła mi zrobić awanturę, iż jej dziecko wchodzi do Bałtyku, a tam nie ma odpowiedniej temperatury dla ciała jej dziecka, za to odpowiednia temperatura jest w Morzu Śródziemnym i tam jej dziecko powinno pływać" - pisze jedna z kobiet.
Dwa obozy rodziców Przeczytałam komentarze pod filmem, porozmawiałam z rodzicami i zauważyłam, iż można dokonać podziału na dwa obozy. Do pierwszego należą opiekunowie, którzy chcą wiedzieć wszystko o swoim dziecku. Dzwonią, piszą, pytają, przypominają, proszą o raporty. Wydaje się, iż bardziej niż dzieci, to oni mają problem z rozłąką.- To nie tak, iż się czepiam. Ja po prostu chcę wiedzieć, co się dzieje. Jak nie odbiera, to się martwię. Mam prawo jako matka pytać, czy wszystko w porządku - mówi mi pani Magda, mama 10-letniego Janka. Drugie podejście reprezentują ci, którzy pamiętają, jak to było, gdy sami jeździli na kolonie: bez telefonów, bez kontaktu, bez kontroli. I bez traumy.- Na kolonie jeździłam dobre 20 lat temu. Do rodziców dzwoniłam raz w tygodniu z takiej budki na kartę albo żetony. Mama nie kontaktowała się z wychowawcami, bo wiedziała, iż jakby się coś stało, sami by do niej zadzwonili. Wtedy były zupełnie inne czasy - wspomina Kasia, mama dwóch dziewczynek. Nie chodzi o to, iż współcześni rodzice mają się zupełnie odciąć. Chodzi o zaufanie i zdrowy dystans. Dziecko potrzebuje swobody, nie czatu z mamą czy tatą. Dziecko na kolonii nie tylko wypoczywa, ale też uczy się samodzielności, buduje relacje, próbuje nowych rzeczy. Gdy telefon co chwilę dzwoni i "mama chce wiedzieć, jak było na obiedzie", cała ta przestrzeń się kurczy.
Są też rodzice, którzy do tematu podchodzą z większym spokojem i nieustanną kontrolę odstawiają na dalszy plan: - Wiedziałam, iż syn jedzie pod dobrą opieką i w świetnym towarzystwie, iż niczego mu nie będzie brakowało. I tak też było. Dzwonił do mnie prawie codziennie, opowiadając, co robi, pod koniec wyjazdu trochę marudził, iż tęskni, ale byłam zaskoczona, iż obyło się bez płaczu. Nie musiałam ani razu dzwonić do opiekuna, wszystko wiedziałam na bieżąco - mówi dla eDziecka, mama 8-letniego chłopca. Jak wyglądały kolenie Twojego dziecka? Masz ochotę podzielić się z nami swoją historią? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@grupagazeta.pl