Odstawienie smoczka? Łatwizna!
Ze starszą córka było łatwo, teraz to wiem. Kiedyś myślałam, iż to moja super technika sprawiła, iż moje dziecko w zaledwie 3 dni pożegnało ukochany smoczek. Wszędzie na około sprzedawałam to jako sprawdzony patent. Sposób sam w sobie jest oczywiście dobry, tylko w tamtym momencie absolutnie nie brałam pod uwagę tego, iż dzieci są różne i nie każda metoda działa na absolutnie każde dziecko. Aż do czasu, gdy na świat przyszło dziecko nr 2.
Jak się okazało, starsza córka generalnie nie była jakimś mocno smoczkowym dzieckiem i – co więcej – może i obyłaby się zupełnie bez niego. Urodziła się jednak w czasach, gdzie choćby położne namawiały zaraz po porodzie, by zatkać bobasa. Więc jak smok już trafił do buzi, był przyjacielem od usypiania, ząbkowania i pocieszycielem w trudnych chwilach. Ponieważ urodziła się w zimie, nigdy nie miała smoka na spacerze, a i gwałtownie przestała z nim jeździć autem. Gdy przyszedł moment, bez trudniejszych chwil, a na drzemkę udawałyśmy się na dwór, postanowiłam odstawić przyjaciela. 1,5 roczny maluch nie dopytywało o "MOMO", a ja nie proponowałam. Córka bardziej się przytulała, ale usypiała bez większych histerii. Byłam dumna, głównie z siebie i zastanawiałam skąd te dramy u innych... Temat odstawienia zamknęłyśmy w 3 dni.
Tym razem tak łatwo nie będzie
U młodszej córki po porodzie nie spieszyłam się ze smokiem, ale kiedy zaczęła sobie go robić ze mnie, poddałam się. Trudniej było również wypracować, by smoczek był tylko do snu. Bez smoczka w dzień zaczynała ssać kciuk. Przestraszyłam się tego nawyku. Wiec smok był i w dzień i w nocy.
U starszej po uśnięciu spokojnie można było go wyjąć z buzi, u młodszej groziło to pobudką i wrzaskiem. Przywiązanie było znacznie większe, a moja supermetoda sprzed lat... no cóż, nie miała najmniejszych szans. Minęły 2. urodziny, a miłość do smoczka, zamiast zelżeć, rosła na siłę.
Sposób 1: Rozmowa
Postanowiliśmy poważnie porozmawiać z córką, iż czas pożegnać smoka. Smoczka ciumkają dzidziusie, a przecież ona jest duża. Chcieliśmy dać jej szanse, by była na to gotowa i się pożegnała z przyjacielem. Jednak za każdym razem słyszeliśmy tylko: "Nie".
Sposób 2: Czas oddać
Skoro smoka ciumkają dzidziusie, to może jakiemuś oddamy? Dramat, bo w ten sposób osiągnęliśmy wręcz przeciwny efekt. Zaczęła smoka pilnować jak oka w głowie i jeszcze częściej ciumkać.
Sposób 3: Nagroda
Gdy w końcu udało się za którymś razem trochę na siłę uśpić ją po 2 godzinach, z rana nie brakowało pochwał i nagrody. Tyle iż przy drzemce już był ponowny dramat, rozpacz i żądanie smoka i żadne przekupstwo czy zachęta już więcej nie zadziałały...
Sposób 4: Inny pocieszacz
Propozycje zmiany smoka na pluszaka, cokolwiek, co można trzymać w rączce, przytulać i mieć przy sobie? Zero zainteresowania.
Sposób 5: Na siłę
Wymiękłam przy drugiej takiej próbie usypiania. Wrzask i rozpacz były dla mnie zbyt duże, by to przetrzymać. Dla mnie to zbyt nieludzkie, bo cierpienie dziecka, któremu odebrano jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, bywa olbrzymie. Wiem, iż nic jej nie boli, ale jednak emocje są zbyt silne.
Sposób 6: Zepsuty smok
Kolejną metodą było rozcięcie smoka. Mała dziurka została zauważona. Z niecierpliwością czekaliśmy na moment, gdy go sama wyrzuci do śmieci. Jednak po kilku chwilach dziura przestała przeszkadzać. Z czasem zaczęliśmy stopniowo ją powiększać, ale mimo stanu smoczka, ochoty na porzucenie przyjaciela przez cały czas nie było... Dziecko samo wyrzuci zepsuty smok? Nie u nas.
Sposoby 7,8,9..: inne świetne metody z sieci i od znajomych
Nie pomogło ani noszenie na rękach, ani klepanie po pleckach, ani masowanie stópek. W nosie miała trzymanie smoka w ręku czy schowanie go pod poduszkę na lepsze sny. Generalnie każda kolejna metoda pokazywała, iż łagodna metoda w przypadku mojego dziecka zwyczajnie nie istnieje.
Sposób x (straciłam rachubę): Dziadek naprawi
Mój tata jest rodzinnym specem od szycia, więc moja mama któregoś dnia spontanicznie powiedziała, iż dziadek zabierze smoczka do domu, by go zszyć. Miało to sens skoro "MOMO" ma dziurę. Zgodziła się, ale oczywiście wieczorem tego nie pamiętała. Argument, iż jutro zadzwońmy zapytać, czy się udało naprawić, średnio pomagał. Były łzy, krzyk (ale mniej niż przy metodzie na siłę), wiercenie, obrażanie się, kołysanki i audiobooki... usypiała ponad 2 godziny, ale się udało. Z każdym kolejnym usypianiem jest lepiej i już nie ma odwrotu. Ta metoda zadziałała, choć lekko nie jest.
Moje wnioski: Nie ma cudownej metody na odstawienie smoka. Są po prostu dzieci mniej przywiązane lub gotowe na pożegnanie. Rodzice nie powinni się martwić niepowodzeniami, ani mieć sobie za złe, iż sobie nie radzą z tematem. Po prostu trzeba próbować różnych rzeczy, a któraś metoda w końcu powinna zadziałać. Czy robić to na siłę? Nie mnie oceniać, ja nie byłam w stanie. Ale zdecydowanie trzeba być konsekwentnym, bo gdy już coś daje efekty, to warto się tego trzymać.