Córka zachwyca włosami
"Czasem sama się zastanawiam, po kim to moje dziecko ma takie piękne, gęste i grube włosy. Na pewno nie po tatusiu, mój mąż to typ księcia Williama, co łysieć zaczął jeszcze przed dwudziestką. Mnie do pań z reklam szamponów też dużo brakuje, zwłaszcza w ostatnich latach – po ciąży włosy zaczęły lecieć mi garściami, zostało kilka smętnych mysich ogonków... Może nie powinnam jednak podśmiechiwać się z męża, bo sama upodabniam się do następcy brytyjskiego tronu.
Nasza Igunia urodziła się jednak z bujną, ciemną czupryną. Wyglądała jak te bobasy, nad którymi czasem wszyscy się tak zachwycają. Oczywiście słyszałam, iż nie mam co się cieszyć, iż włoski jej się wytrą i będzie jeszcze łysa jak kolano. A tu proszę, nic się nie wytarło! Mała niedługo skończy 3 lata, ma włosy prawie do pasa i nigdy nie była choćby u fryzjera. I właśnie o tego fryzjera się rozchodzi. Ile ja się nasłuchałam...
Gdy Iga miała kilka miesięcy, naczytałam się w jakichś przedpotopowych poradnikach, iż włoski trzeba dziecku podcinać, to będą zdrowsze. Gdy usłyszała to moja teściowa, myślałam, iż mnie prześwięci. Od razu powiedziała o moim 'szalonym' pomyśle mojej mamie i mojej starszej siostrze (matce trzech dziewczynek!), a potem wszystkie zaczęły trajkotać, żebym przypadkiem nie zabierała małej do fryzjera, iż przecież w pierwszym roku życia dziecka to absolutnie zabronione. Okazało się, iż to jakieś głupie zabobony, ale posłuchałam. Bałam się, iż pierwsza wizyta u fryzjera może być dla takiego maluszka stresująca, więc uznałam, iż może rzeczywiście nie ma co się spieszyć.
Kto wierzy w takie bzdury?!
Trajkotanie wróciło jakoś przed rokiem. Akurat czesałam Igę, była u nas w odwiedzinach teściowa. Zapytała, czy zatrzymałam na pamiątkę pierwsze włoski Iguni. Zdziwiłam się, powiedziałam, iż przecież nie byłyśmy jeszcze u fryzjera. Jak ona na mnie naskoczyła! Że chyba zwariowałam, iż przecież po pierwszych urodzinach to już konieczność, iż małej będzie niewygodnie, co ludzie powiedzą, a poza tym ona słyszała od koleżanki, iż jak się po pierwszych urodzinkach włosków nie zetnie, to dziecko może mieć potem duże problemy w rozwoju, bo całe witaminki pójdą w te włoski... Aż mnie ścięło z nóg, kto jej nagadał takich głupot?!
Od tamtego czasu temat włosów Igi wraca regularnie, a ja sama się dziwię, o co to całe halo. Igunia ma piękne włosy, czasem choćby zaczepiają nas na ulicy i podziwiają, panie w sklepach komplementują... Zdarzyło się nawet, iż na placu zabaw zaczepiały mnie inne matki i dopytywały, czym myję Iguni włoski, jakich odżywek używamy, co wcieramy, jakie ziółka jej daję... Jedna to choćby na mnie naskoczyła, kiedy powiedziałam, iż myję jej włosy zwykłym szamponem dla dzieci i tyle. Jaka była oburzona! Że jestem zakłamana i nie chcę zdradzić sekretu. Jeszcze brakowało, żeby jakąś klątwę na mnie rzuciła... Aż sobie przypomniałam ten zabobon z czerwoną kokardką przy wózku.
Może popełniam błąd?
Ten temat wraca tak często, iż sama zaczynam już głupieć. Nie wierzę w przesądy, nie boję się o rozwój córki – to mądra, pogodna, śliczna dziewczynka. Ale może jednak popełniam błąd z tymi włoskami? Może powinnam w końcu iść do fryzjera? Nie dlatego, iż moją córkę spotka jakieś nieszczęście, jeżeli tego nie zrobię... Ale może w jakiś sposób ją krzywdzę? Sama już nie wiem.
Iga uwielbia swoje długie włosy, często mówi, iż czuje się jak księżniczka, iż nigdy ich nie obetnie i będą takie długie jak u Roszpunki (to jej ulubiona postać z bajki). A może to źle, iż zwracam na to taką uwagę? Że tak chwalę te włoski i się nimi zachwycam? Nie chcę, żeby moja córka wyrosła na płytką osobę skupioną tylko na wyglądzie, w końcu nie on jest najważniejszy, ale z drugiej strony... Te włoski są tak piękne, iż naprawdę trzeba być z kamienia, żeby się nimi nie zachwycić! Co powinnam zrobić? We wrześniu mała pójdzie do przedszkola, może to będzie dobry moment na wizytę u fryzjera?".