Pragnął tylko zaadoptować syna swojej byłej żony. Okazało się jednak, iż to jego własne dziecko…
Gdy Zofia odeszła od Pawła, wydawało mu się, iż serce na zawsze opuściło jego pierś. Sześć lat razem, z czego cztery pod jednym dachem. Kochał ją tak, jak tylko można kochać — wiernie, aż do bólu. Ale wybrała innego. Bogatszego. Obiecał jej nowe mieszkanie, życie bez trosk i wolność od skrupulatnego liczenia każdego grosza. A Paweł został sam. Złamany, jakby pozbawiony duszy.
Rzucił się w wir pracy. Nie pojawiał się w domu, chyba iż by nakarmić kota. Przyjaciele odeszli w niepamięć, hobby także. Za to po kilku latach awansował na kierownika działu, a potem założył własną firmę. Dopiero wtedy ból zaczął słabnąć. Znów miał czas na życie, na ludzi. Na siebie.
Aż pewnego dnia usłyszał straszną wieść: Zofia nie żyje. Jej mąż, ten „bogacz”, bił ją, a podczas jednej z kłótni upadła — nieszczęśliwie, fatalnie. Pozostał syn, którego miano oddać do domu dziecka. Paweł nie wahał się ani chwili — pojechał do chłopca.
Ten siedział skulony pod ścianą, płacząc. Mały, bezbronny, jakby cały jego świat się zawalił. Paweł nie mógł na to patrzeć. Zaczął odwiedzać go codziennie — przynosił zabawki, słodycze, po prostu był przy nim. Chłopiec powoli się oswajał, ale ciągnął do niego. Wtedy Paweł podjął decyzję: adoptuje go. Wciąż przecież kochał Zofię. Jak mógłby zostawić jej syna samego w tym świecie?
Po kilku tygodniach chłopiec zamieszkał z nim. Rok później Paweł nie wyobrażał już sobie życia bez niego. To był jego syn z ducha — radosny, bystry, o dobrym sercu. Spacerowali, podróżowali, jeździli na karuzelach. Aż pewnego dnia, na urodzinach przyjaciela, ten powiedział:
— Słuchaj, jesteś pewien, iż to nie twoje dziecko? Wygląda dokładnie jak ty…
Paweł uśmiechnął się gorzko:
— Nie, Zofia by mi powiedziała.
— A jeżeli sama nie wiedziała?
Ta myśl nie dawała mu spokoju. Zrobił test DNA. Wynik był jednoznaczny — to jego syn. Jego rodzony syn.
Paweł nie wiedział, co czuć: radość, ból, winę. Nie miał pojęcia, iż ma dziecko. A Zofia… Może sama nie była pewna. A może po prostu milczała.
Teraz rozumiał, dlaczego od początku chłopiec wydawał mu się tak bliski. Dlaczego właśnie do niego lgnął. Nie tylko uratował obce dziecko przed samotnością. Odnalazł swojego własnego syna. I choć przeszłości nie da się zmienić, ma teraz szansę naprawić wszystko — dla niego, dla pamięci o Zofii, dla siebie.