"Gender reveal" – zabawa czy pułapka emocjonalna?
"Gender reveal" to zjawisko rodem ze Stanów Zjednoczonych, dziś znane na całym świecie. Chodzi o moment, w którym przyszli rodzice – często w otoczeniu rodziny i przyjaciół – odkrywają płeć dziecka poprzez różowe lub niebieskie balony, tort albo fajerwerki.
Problem w tym, iż wraz z tą chwilą ujawniają się również wszystkie ukryte oczekiwania. To nie tylko święto radości, ale i moment, gdy może pojawić się rozczarowanie – bo ktoś od zawsze marzył o córce, a na świat przyjdzie syn.
Badania pokazują, iż "gender disappointment" – rozczarowanie płcią – wcale nie jest rzadkie. Psychologowie definiują je jako realny smutek po tym, gdy płeć dziecka nie spełnia wyobrażeń rodziców. Choć temat jest tabu, publikacje naukowe wskazują, iż może on być powiązany z poczuciem winy, a choćby z depresją okołoporodową.
Jak twierdzi w wywiadzie dla „Today”, dr Louann Brizendine, neuropsychiatra i autorka książek: "aż 1 na 5 kobiet wyraża przynajmniej częściowe rozczarowanie płcią dziecka, które nosi".
To pokazuje, iż zjawisko to nie jest marginalne, ale stanowi doświadczenie wielu matek (i ojców), które często czują się w nim osamotnione z powodu społecznego tabu.
Historia Tiffany – "Nie chciałam mieć kolejnego chłopca"
Pewna mama z Instagrama – Tiffany – opublikowała wideo, które obejrzały setki tysięcy ludzi. Widać na nim, jak jej synek biegnie w jej ramiona, a nałożony na obraz tekst brzmi:
"To mama, która szlochała przez wiele dni – załamana – po tym, jak dowiedziała się, iż jest w ciąży z każdym z chłopców".
Pod filmem Tiffany napisała:
"Kiedy dowiedziałam się, iż będę miała chłopców, moje serce pękło, a żal, który czułam, wydawał się nie do pokonania. Czułam się taka samotna i zawstydzona. Dzielę się tym, ponieważ rozczarowanie płcią jest często błędnie rozumiane jako coś płytkiego. Barbie czy dinozaury. Ale bolesne rozczarowanie płcią rzadko jest płytkie i nie powinno być oceniane. A jeżeli je masz – NIE jesteś złą osobą ani złą matką. Moje rozczarowanie płcią wynikało z żałoby po wyraźnej wizji, którą miałam od dzieciństwa – więzi z córką w najbardziej intymny i kobiecy sposób".
Szokująca szczerość
Tiffany napisała też:
"Moje wizje bycia mamą chłopca były dosłownie puste. Były zabarwione doświadczeniami z siostrzeńcami, którzy nie podzielali moich zainteresowań ani poziomu energii. Poza tym, jaką wiedzę o męskości mogłam przekazać dalej? Straciłam matkę szybko, zanim zaszłam w pierwszą ciążę. A ogromny żal potęgowała jeszcze utrata mojej potencjalnej córki (lub córek)" – napisała.
W dalszej części swojej wypowiedzi Tiffany przyznała, iż w jej głowie pojawiały się dramatyczne pytania – "jaki sens ma teraz cała moja kobieca mądrość i z kim podzielę się intymnymi, kobiecymi sekretami?".
Napisała, iż chciałaby móc powiedzieć, iż w chwili narodzin synów jej żal całkowicie zniknął, ale tak się nie stało. I dodała szczerze, iż "to nie oni byli źródłem smutku, ale utrata wyobrażonej córki", której – jak się obawiała – nigdy nie będzie miała.
Zakończyła:
"Jeśli więc to czytasz, chcę, żebyś wiedział, iż NIE jesteś sam. Twój smutek jest prawdziwy. I uzasadniony. I może nie minie tak szybko, jak się spodziewasz, ani choćby wtedy, kiedy będziesz chciał. Ale spójrz na moją twarz i moją duszę w tym filmie. Kiedy zobaczyłam to nagranie, byłam taka dumna. Bo to mama, która doświadczyła swojego smutku i go przezwyciężyła. Teraz jest w pełni obecną, w pełni zaangażowaną, pełną pasji i euforii mamą chłopca. I obiecuję, iż Ty też jesteś do tego zdolna".
Lawina komentarzy – od potępienia po wsparcie
Jej wyznanie wywołało falę emocji. Krytyka była bezlitosna:
"Oby taka matka nigdy mnie nie spotkała".
"Mam nadzieję, iż twoi synowie nigdy nie zobaczą tego filmu i podpisu. Jesteś zdecydowanie za niedojrzała, żeby być matką. Chcesz być 'mamą dziewczynki' z egoistycznych powodów...".
"W ogóle nie rozumiem rozczarowania płcią! Moje pierwsze dziecko (mój syn) zmarło, kiedy byłam w 22. tygodniu ciąży. Nie wyobrażam sobie, jak można być rozczarowanym i płakać przez wiele dni z powodu zdrowego dziecka, które najprawdopodobniej przeżyje!".
Ale były też głosy pełne zrozumienia:
"Ja też nie byłam smutna z powodu narodzin syna, po prostu smuciłam się, iż nigdy nie doświadczyłam takiej relacji matka-córka, jaką moja mama doświadczyła ze mną. To, co czujesz, jest niezwykle ważne" – napisała jedna z matek.
"Dosłownie teraz przez to przechodzę. Naprawdę potrzebowałem to zobaczyć, czułem się bardzo winny z powodu emocjonalnego rollercoastera, odkąd dowiedziałem się, iż będę miał chłopca. Nigdy nie wyobrażałem sobie życia z synem. A jednak oto jesteśmy na świecie".
Dlaczego tak trudno nam o tym mówić?
Kiedy rozmawiamy o rodzicielstwie, wciąż dominuje narracja o bezwarunkowej wdzięczności. A przecież obok miłości mogą pojawić się też żal czy rozczarowanie – i to wcale się nie wyklucza.
Psycholodzy podkreślają, iż te uczucia są naturalne. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy zamiast wsparcia dostaje się łatkę "złej matki".
Dla mnie historia Tiffany to lustro naszego społeczeństwa. Z jednej strony – pełne krytyki, bo łatwo ocenić matkę, która się przyznaje do "niewdzięczności". Z drugiej – pełne kobiet (i mężczyzn), którzy poczuli ulgę, iż nie są sami.
Może więc "gender reveal" powinno być nie tylko świętem konfetti, ale i momentem, w którym rozmawiamy o tym, iż każdy rodzic ma prawo do swoich emocji – choćby tych trudnych, nieidealnych, niewygodnych.
Ja też marzyłam o córce a mam syna
Muszę się wam do czegoś przyznać. Kiedy lekarz powiedział mi, iż będę mamą chłopca, byłam rozczarowana. Od zawsze myślałam, iż będę miała córkę – w głowie układałam scenariusze wspólnych rozmów, babskich sekretów, a choćby zwykłych codziennych rzeczy, jak zakupy czy wspólne oglądanie filmów.
Nie chodziło mi tylko o różowe spineczki, sukieneczki i warkocze, tylko o to, iż widziałam u swojego boku dziewczynkę, z którą będę miała więź trochę inną niż ta, którą mogę mieć z chłopcem.
Pierwsze dni po tej informacji były dla mnie trudne, bo naprawdę nie zakładałam innej opcji niż córka. Ale jeszcze w ciąży coś się zmieniło. Zaczęłam czuć, iż ten mały człowiek, którego noszę pod sercem, nie jest "brakiem córki", tylko moim dzieckiem – wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. Pokochanie go przyszło naturalnie, zanim jeszcze pojawił się na świecie.
A gdy się urodził, przepadłam. Zakochałam się w nim od pierwszego spojrzenia i dziś nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jasne, gdzieś tam z tyłu głowy wciąż mam nadzieję, iż może kiedyś będę mamą dziewczynki. Ale wiem też, iż jeżeli tak się nie stanie, to już jestem spełniona. Bo macierzyństwo z synem okazało się nie tylko pełne – ale też piękniejsze, niż mogłam sobie wyobrazić.