**Chciała dobrze**
Telefon leżał na stole. Po kilku rodzinnych awanturach Szymon nauczył się jednego: gdy dzwoni jego matka, lepiej włączyć głośnomówiący i rozmawiać z Ludmiłą Stanisławówną razem z żoną. Inaczej rozłoży ich na łopatki pojedynczo.
Ludmiło Stanisławno, nie odmawiamy pomocy sprzeciwiła się Kinga. Ale skoro tak trudno ci z Maćkiem, oddaj go nam. Ewa się zgadza, rozmawiałam z nią.
Szwagierka milczała przez chwilę. Pewnie ważyła, co się bardziej opłaca: zrzucić z siebie niechciane obowiązki czy zachować kontrolę nad córką. Wygrała ta druga opcja.
choćby nie wiecie, na co się pchacie! odparła z przekąsem Ludmiła. Nigdy nie mieliście ani dziecka, ani choćby kota! Oboje pracujecie od rana do nocy, kto się nim zajmie? Myślicie, iż dzieci rosną jak chwasty? Potrzebują opieki, uwagi, ciepła!
Rozumiem to spokojnie odparła Kinga. Ale jakoś byśmy sobie poradzili. Mogłabym rzucić pracę. Jakby to był mój urlop macierzyński.
Aha, i z czego będziecie żyć, bogacze?
Sami mówiliście, iż ledwo co zarabiam. Jakoś byśmy przetrwali bez tych groszy.
Szwagierka ucichła. Szymon westchnął zmęczony: Kinga była w ich rodzinie nowa, ale on miał już dość tego ciągłego nacisku.
No dobrze. Stawiacie mi ultimatum warknęła w końcu Ludmiła. Młodzi jesteście, głupi, nie wiecie, w co się pakujecie. Ja was chcę uchronić, biorę wszystko na siebie. Ale róbcie, co chcecie. Tylko pamiętajcie: przez wasze ego dziecko marznie i choruje.
Po tych słowach odłożyła słuchawkę. Kinga przysiadła obok Szymona, przytuliła go i przypomniała sobie, jak to wszystko się zaczęło.
…Na początku Ludmiła Stanisławna wydawała się dobrą, choć kapryśną kobietą. Witała Kingę z uśmiechem, zanim ta została jej synową. Nakrywała stoły, aż uginały się od jedzenia, a gdy młodzi wyjeżdżali, wręczała im torby pełne smakołyków.
Szybko weszła w życie Kingi. Dzwoniła codziennie, pytała, czy wszystko w porządku, czy Szymon jej nie krzywdzi, zapraszała w gości. Pewnego razu choćby pomogła załatwić miejsce w szpitalu dla matki Kingi przez znajomych lekarzy. Kinga była jej za to wdzięczna.
Ale zauważała też coś innego. Gdy nie odebrała telefonu lub przerwała rozmowę, przyszła teściowa zmieniała się nie do poznania. Przez tygodnie nie dzwoniła, mówiła z góry i wyraźnie czekała na przeprosiny.
No tak, teraz to wy już tacy ważni, iż mnie nie potrzebujecie mówiła wtedy urażona.
Kinga starała się żartować, ale czuła, iż ta troska ma posmak obowiązku.
Ludmiła miała też córkę, Ewę. Siostra Szymona również budziła w Kingi mieszane uczucia. Ewa prawie się nie uśmiechała, wzdrygała się na głośniejsze dźwięki, gwałtownie uciekała do swojego pokoju. Kinga myślała, iż to przez wiek Ewa miała wtedy szesnaście lat.
A czym Ewa się interesuje? spytała Kinga przed świętami. Nie wiem, co jej kupić.
Niczym odparowała Ludmiła. Całe dni wpatrzona w telefon. Wszystko jej nie pasuje, wszystko za trudne. Niech sobie gnije.
Wtedy Kinga zrozumiała, iż coś jest nie tak. Jej własna matka nigdy by tak nie powiedziała.
Z czasem przekonała się, iż Ludmiła traktuje Ewę jak piąte koło u wozu. Mogła uśmiechać się do synowej, by zaraz krzyczeć na córkę za niedomyte naczynia. Złe przyjaciółki, złe ubrania, zła muzyka… To tylko to, co Kinga widziała.
Nic dziwnego, iż w wieku osiemnastu lat Ewa gwałtownie wyszła za mąż. Nie z miłości, ale by uciec z domu.
Co za głupia! oburzała się Ludmiła. Związała się z jakimś karłem. Myśli, iż będzie szczęśliwa? Rzuci ją w miesiąc!
Gdy Ewa uciekła, cała uwaga Ludmiły skupiła się na Kindze i Szymonie. Natrętne rady, niespodziewane wizyty, pytania o wnuki… Pełen zestaw.
Kinga, może porzucisz ten sklep? Zarabiasz grosze mówiła Ludmiła. Załatwiłabym ci lepszą pracę.
Kinga wiedziała: gdyby się zgodziła, stałaby się wieczną dłużniczką.
Dzięki, ale lubię swoją pracę odmówiła.
Ludmiła nadąsała się i odwróciła.
No to siedz dalej w biedzie. Ja chciałam dobrze.
Co do Ewy, Ludmiła miała prawie rację. Jej małżeństwo przetrwało nie miesiąc, ale półtora roku. W tym czasie Ewa urodziła syna.
Pewnego dnia, choć nie były bliskie, Ewa wybuchnęła płaczem.
On prawie nie śpi w domu skarżyła się. Mówi, iż u kolegów, ale kłamie. Już podnosił na mnie rękę…
Ewo, uciekaj od niego.
Dokąd? Do matki? Wolę już tu zostać.
To mówiło wiele. Ewa wolała znosić zdrady i strach niż wrócić do Ludmiły.
Wkrótce mąż Ewy sam się rozwiódł. Zostawił ją z dzieckiem. Wróciła do matki i zaczęło się piekło. Ludmiła nazywała ją nieudacznikiem, winą za brak studiów, przepowiadała nędzę. Ale przynajmniej opiekowała się wnukiem, gdy Ewa pracowała.
Aż w końcu Ewa nie wytrzymała. Spakowała rzeczy i uciekła, zostawiając Maćka.
Chciałabym go zabrać, ale gdzie? wyznała Kindze. Mieszkam u koleżanki. Muszę stanąć na nogi. I pójść do psychologa… Bo czasem matka doprowadzała mnie do skraju. Wiem, iż Maciek nie jest winien, ale gdy emocje biorą górę, a on płacze… Potrzebuję czasu.
I tak Ludmiła znów skupiła się na synu i synowej. Narzekała na córkę, żądała pomocy z wnukiem. Kinga widziała, iż jeżeli Maciek zostanie z babcią, skończy jak Ewa.
Pewnego dnia Ewa udawała, iż wraca do matki. Dwie tygodnie później zabrała Maćka na spacer i przywiozła go do Kingi i Szymona.
Co się wtedy działo… Ludmiła groziła, alarmowała rodzinę, sąsiadów, choćby policję. Ale nic nie wskórała. Ewa trafiła do szpitala z załamaniem. Wszyscy oberwali, ale naj














