„Chciałam tylko wyciszyć telefon, a odkryłam prawdę: jak wiadomości męża z bliskimi prawie zniszczyły nasze małżeństwo”

polregion.pl 3 dni temu

„Chciałam tylko wyłączyć dźwięk, a dowiedziałam się prawdy”: Jak korespondencja męża z rodziną prawie zniszczyła nasze małżeństwo

Od tygodnia nasz dom przypomina pole bitwy. Ja i Tomek nie rozmawiamy, nie patrzymy na siebie i poruszamy tylko temat opieki nad dzieckiem – i to w formie suchych komunikatów. A wszystko zaczęło się od jednego, pozornie błahego przypadku.

Tamtego dnia Tomek, jak zwykle, poszedł do pracy. Ja krzątałam się po domu, a nasz maluch drzemał w łóżeczku. Około dziesiątej telefon męża, pozostawiony na nocnej szafce, zaczął wibrować. Raz, drugi, trzeci… Podeszłam, żeby wyciszyć, by nie obudzić synka. Ale wzrok mimowolnie przykuła nazwa czatu, na który przyszła wiadomość: „Moja Rodzina”.

Poczułam, jakby we mnie piorun strzelił. „Moja Rodzina”? Dlaczego nigdy nie słyszałam o tej grupie? Ja, żona, matka jego dziecka, nie jestem częścią „rodziny”? Serce mi podskoczyło. Przyznaję, uległam ciekawości. Otworzyłam czat. I pożałowałam. Ale było już za późno.

W rozmowie uczestniczyli Tomek, jego matka, ojciec i siostra. Mnie tam nie było. Ale za to byłam głównym tematem dyskusji. Okazało się, iż jestem kiepską gospodynią, niezdarną matką i w ogóle nie pasuję do ich syna i brata. Teściowa pisała, iż źle karmię dziecko, niewłaściwie i o niewłaściwych porach. Że w naszym domu panuje „bałagan”, a ja, jej zdaniem, „wiecznie zmęczona i wykończona, jakbym w kopalni harowała”. Siostra Tomka potakiwała, dodając swoje trzy grosze, choć sama nigdy dziecka choćby na ręce nie wzięła.

Najboleśniejsze było jednak milczenie Tomka. Ani słowa w mojej obronie. Stawiał uśmieszki pod złośliwymi uwagami matki, lajkował komentarze siostry. On – mężczyzna, którego kocham, ojciec naszego dziecka – pozwalał, by jego rodzina mnie obrażała. A ja się starałam. Cierpliwie. Uśmiechałam się. Kiwałam głową na uwagi jego matki, by nie psuć relacji, a potem cicho robiłam po swojemu. Nie chciałam kłótni, szczerze próbowałam wpasować się w tę rodzinę.

Gdy Tomek wrócił wieczorem, nie wytrzymałam.

— Czytałam wasz czat – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Zbladł, ale zamiast przeprosin, wybuchnął:

— Co, grzebałaś w moim telefonie?! To moja prywatna sprawa! Jak śmiałaś?!

Krzyczał, oskarżał, wściekał się. Ani słowa o tym, co czuję ja. Żadnego śladu skruchy. Zero zrozumienia.

Stałam przed nim i nie mogłam uwierzyć, iż to ten sam człowiek, z którym chciałam spędzić resztę życia. Dla którego urodziłam syna. Któremu wybaczałem nocne zmiany, jego zmęczenie, irytację. Przecież ja nigdy nie broniłam mu brać mojego telefonu. Nie mam nic do ukrycia. A on, jak się okazało, miał.

Od tamtej pory prawie ze sobą nie rozmawiamy. Śpi na kanapie. Mówi, iż zaufanie zostało zniszczone. A ja się zastanawiam – przez kogo? Przez niego czy przeze mnie? Bo czuję, iż to ja zostałam zdradzona. Obgadana, osądzona i… pozostawiona w ciszy. Jakbym nie była żoną, nie należała do rodziny, a tylko tymczasową lokatorką w cudzym domu.

Nie wiem, co będzie dalej. Mówiliśmy już o rozwodzie. Może w gniewie. A może na serio.

Ale wiem jedno: zdrada to nie zawsze romans za plecami. Czasem to milczenie, gdy powinno się bronić. Czasem to lajk pod słowami, od których komuś ściska się serce.

Teraz chcę tylko zrozumieć – czy jeszcze mogę ufać temu człowiekowi? Czy już za późno?…

Idź do oryginalnego materiału