Chiński sterowiec awaryjnie wylądował w Toruniu. "Przedstawili się po angielsku jako delegaci rządu"

gazeta.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. Słowo Pomorskie 1933.04.02 R. 13 nr 77


W Polsce prima aprilis obchodzi się już od XVI wieku, a ów zwyczaj przywędrował do nas z Europy Zachodniej (choć niektórzy uważają jednak, iż początki "święta żartów" sięgają starorzymskich obrzędów). Dzień ten przypada na 1 kwietnia, a wypełniają go oczywiście kawały i "podpuchy". Kilka z nich były tak dobre, iż przeszły do historii, jako jedne z lepszych "pranków".
Jednym z chyba najpopularniejszych żartów primaaprilisowych, wspominanym do dziś, jest reportaż programu informacyjnego "BBC Panorama" o wyhodowaniu przez szwajcarskich robotników "drzewka spaghetti". Nowa "roślina" ponoć miała dawać bardzo urodzajne plony. Emisja programu nastąpiła 1 kwietnia 1957 roku i krótko po niej w studiu rozdzwoniły się telefony zaciekawionych widzów, którzy też chcieli wyhodować swoje własne makaronowe drzewko. BBC dyplomatycznie odpowiedziało: "włóż gałązkę spaghetti do puszki sosu pomidorowego i miej nadzieję na najlepsze". A jak to było u nas? W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku żarty primaaprilisowe trafiały już masowo do prasy, gdzie redaktorzy prześcigali się w tworzeniu swoich absurdalnych i wymyślonych historii. Które z nich były najlepsze i są dziś warte przypomnienia? Oto moja subiektywna lista przedwojennych "pranków", czyli prima aprilis - nie patrz, bo się omylisz!


REKLAMA


Zobacz wideo Trzy przydatne życiowe myki. Zobacz, jak łatwo poprawisz swój komfort [PRIMA APRILIS]


Wymiana po toruńsku, czyli Flisak za sikającego chłopca i sterowiec prosto z Chin
1 kwietnia 1934 rok przypadał na Niedzielę Wielkanocną, jednak tradycji musiało stać się zadość i w toruńskim "Słowie Pomorskim" pojawił się artykuł o międzynarodowej współpracy Torunia z Brukselą. "Biuro Propagandy Zbliżenia Międzymiastowego przy Lidze Narodów skorzystało z faktu, iż w tym roku przypada 701-lecie dwóch miast na dwóch różnych krańcach Europy, Torunia i Brukseli, stolicy Belgii. Oba te miasta mają dużo wspólnych cech. (…) Te względy skłoniły wymienione Biuro Propagandy do zaproponowania obu miastom zawarcia traktatu przyjaźni i braterstwa po wieczne czasy" - czytamy w artykule.


Jednak by przypieczętować ową przyjaźń, potrzebny był odpowiedni gest ze strony władz miasta. I tak zwołano "nadzwyczajne posiedzenie rady miejskiej", by podjąć specjalną uchwałę o tym, iż do Brukseli w odwiedziny pojedzie toruński flisak, a adekwatnie jego pomnik. Jak czytamy:


Widomym znakiem stosunków, jakie potąd zapanowały pomiędzy Toruniem i Brukselą ma być wzajemna wymiana najbardziej charakterystycznych pomników obu miast. Ponieważ władze Torunia nie zgodziły się, aby do Brukseli wysłać pomnik Kopernika, ze względu na konieczność pozostawienia go w Toruniu (...), przeto postanowiono zamiast tego wysłać posąg Flisaka z podwórza ratusza.


"Wczorajszego dnia jedna z firm spedycyjnych odesłała posąg do Brukseli, a w zamian jego postawiono pierwszego pułkownika wojsk królewskich, słynnego Manneken Piss. (…) Posąg zostanie w naszem mieście przez trzy dni, poczem zostanie napowrót oddany do Brukseli" - piszą redaktorzy "Słowa Pomorskiego".


Toruński flisak w zamian za sikającego chłopca? Fot. Słowo Pomorskie 1934.04.01 R. 14, NR 75 / domena publiczna


Oczywiście owa wymiana nigdy nie miała miejsca. To był tylko primaaprilisowy żart, jednak artykuł ten wzbudził wśród mieszkańców piernikowego grodu nie lada poruszenie. Ponoć organizowano choćby protesty, by flisak pozostał w Toruniu.
Podziemna kolejka i chiński sterowiec
To oczywiście nie koniec żartów, bo w kolejnym numerze "Słowa Pomorskiego" rozpisywano się o tym, iż właśnie przystąpiono do budowy podziemnej kolejki. "Pierwsza stacja kolei podziemnej na pl. Teatralnym jest już prawie na ukończeniu. Stan robót przy budowie skrzydła dyrekcji jak i kolei podziemnej ilustruje załączona fotografja" - czytamy w artykule.


Budowa podziemnej kolei w Toruniu Fot. Słowo Pomorskie 1933.04.02 R.13 nr 77 / domena publiczna


Oczywiście chyba nie muszę dodawać, iż historia została zmyślona, a owa "fotografija" zwykłym fotomontażem, tak samo jak w przypadku wzmianki o pewnym chińskim sterowcu. Otóż miasto Mikołaja Kopernika miała odwiedzić chińska delegacja, która w podróż wybrała się... sterowcem. "Wczoraj ok. godz. 17 obsługa hali balonowej przy ul. Bema (dawn. Sportowa) zauważyła, nadlatujący od wschodniej strony sterowiec, który leciał na nieznacznej wysokości. Równocześnie zauważono dawany ze sterowca sygnał, iż chce on wylądować. Znajdujący się w gondoli ludzie rzucili linki, które podchwycone zostały przez żołnierzy. Sterowiec powoli zniżał się, aż gondola oparła się o ziemię. Z gondoli wysiadło kilku panów z twarzami o wyglądzie mongolskim. Przedstawili się oni po angielsku, jako delegaci rządu chińskiego (...)" - czytamy w archiwalnym numerze.


Delegacja, która wybrała się w podróż do Genewy, musiała awaryjnie lądować w Toruniu, ze względu na problemy z silnikiem. "Naprawa motoru potrwa prawdopodobnie do niedzieli. Do tego czasu Chińczycy pozostaną w Toruniu, jako goście naszych władz" - podaje dalej "Słowo Pomorskie".


Chiński sterowiec w Toruniu Fot. Słowo Pomorskie 1933.04.02 R. 13 nr 77


Plaga szczurów w Warszawie i granie na fujarce
Jedynym z problemów przedwojennej Warszawy była plaga szczurów. Rozkładano specjalne trutki, zatrudniano osoby parające się wyłapywaniem tych gryzoni, jednak problem pozostawał przez cały czas nierozwiązany. Do czasu. 1 kwietnia 1925 roku w "Kurierze Porannym" pojawił się artykuł o tym, jak przepędzić szczury z miasta. Okazuje się, iż niezwykle pomocne miały tu być fujarki. "Postanowiono zastosować wypróbowaną już przed laty z jak najlepszym skutkiem w Niemczech metodę tzw. fujarek. Metoda ta polega na tym, iż szczury pod wpływem odgłosów specjalnych 'fujarek' jak gdyby zahipnotyzowane opuszczają swe gniazda i skupiają się całymi masami wokół grającego. Ten zaś rozsypuje wtedy trutki; szczury zjadają je z zadziwiającym łakomstwem i oczywiście niemal w oczach 'wabiciela' zdychają" - czytamy w przedwojennej gazecie, gdzie redaktorzy zapewniają, iż ten sposób działa i już jedna z warszawskich firm dostarczyła do magistratu pierwszą partię specjalnych fujarek.


Warszawski sposób na szczury Fot. Kurjer Poranny. R. 49, 1925, no 91 / domena publiczna


"Uznano je za zupełnie zadowalające i uchwalono rozdzielić je dziś między zgłaszających się właścicieli rozmaitych składów i przedsiębiorstw najbardziej opanowanych przez szczury. Celem zachęcenia do jak najaktywniejszej pracy nad tępieniem szczurów – zdecydowano tych spośród korzystających z 'fujar', którzy w ciągu pierwszych trzech miesięcy wykażą się liczbą co najmniej 1500 wytępionych szczurów zwolnić na przeciąg pół roku od opłat za używalność wody i kanałów" - podaje "Kurier Codzienny".
1 kwietnia 1938 r. "Gazeta Polska" pisała o zbudowanej w tajemnicy linii warszawskiego metra (czyżby podłapali pomysł z Torunia?) oraz o budowie szklanych dachów nad ulicami miasta.


Zaręczyny zerwane. Wszystko przez primaaprilisowy żart
Oczywiście primaaprilisowe żarty nie zdarzały się tylko na łamach gazet. Tę wyjątkową tradycję podtrzymywały osoby w różnym wieku i pochodzące z różnych stanów. Jednak nie zawsze to kończyło się dobrze. O dość tragicznej w skutkach historii wspomina Irena Stypianka, autorka jednego z poczytniejszych podręczników dobrych manier. W wydanej w 1938 roku "Sztuce uprzejmości: zasady i formy dobrego wychowania" przytacza historię pewnej hrabianki. Otóż Apolonia Dworkiewiczówna z Lubelszczyzny padła ofiarą żartu swojego narzeczonego. Mężczyzna przybył do jej (wielce majętnego) domu 1 kwietnia, wręczył bukiet róż i zerwał zaręczyny, gdyż panna (według niego) nie dysponowała wystarczającym majątkiem. W efekcie żadnego ślubu oczywiście nie było, bo hrabiowską rodzinę panny nie bawił ów primaaprilisowy żart.
Idź do oryginalnego materiału