Poniżej pełna treść listu:
Jasełka to możliwość sprawdzenia się przed publicznością
"Nie każdy lubi występować, ale dla wielu to jednak wielka przyjemność i wspaniała przygoda. Szkolne i przedszkolne jasełka umożliwiają dzieciom wypróbowanie swoich sił w roli aktorów. Jednak czy każde dziecko powinno mieć w tej kwestii równe prawa? Chodzi o to, iż niektóre nie chodzą na religię, a mimo tego, chcą wystąpić w przedstawieniu. Nasza czytelniczka ma na ten temat pewne spostrzeżenie.
"W klasie mojego syna prawie połowa dzieci nie chodzi na religię. Gdy pojawił się temat jasełek, okazało się, iż zainteresowanych wzięciem w nich udziału jest więcej niż ról. Dzieci zgłaszały się bardzo chętnie, pewnie za sprawą naszej katechetki, która jest wspaniałą i charyzmatyczną osobą. Mój ośmioletni syn bardzo chciał zagrać Józefa, jednak w końcu dostał tylko małą rólkę pasterza. Nie krzywiłabym się na to, gdyby nie jeden fakt.
Niewierzący chłopiec zagrał w jasełkach
Chłopak, który ostatecznie zagrał Józefa, nie chodzi na religię, a jego rodzice deklarują się jako niewierzący. Gdy się o tym dowiedziałam, było już za późno, by protestować, ale muszę powiedzieć, iż do tej pory jest mi przykro i mam pretensję do nauczycielki, iż dopuściła do takiej sytuacji. Dla mnie to nie w porządku. Uważam, iż jestem tolerancyjna, i naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby niewierzące dzieci dostały jakieś małe role w jasełkach. Kto wie, może byłby to dla nich, albo dla ich rodziców, jakiś powód do zrewidowania swojego światopoglądu.
Jednak, żeby główną rolę dostał chłopiec, który na co dzień ma w nosie religię? I to w momencie, gdy był inny chętny do niej? Oburzające i bardzo krzywdzące. Dla mojego syna udział w tym przedstawieniu był czymś więcej niż tylko występem w teatrzyku. Bardzo przeżywał swoją małą rolę, wiele rozmawiałam z nim w domu o całej historii, którą opowiadają jasełka. Zna jej symbolikę. A myślę, iż chłopiec, który zagrał Józefa, po prostu zabawił się w aktora. Od strony duchowej, kompletnie nic to wydarzenie dla niego nie znaczyło.
Profanacja w najczystszej postaci
W ogóle boli mnie coraz bardziej to, jak lekko podchodzi się do świąt Bożego Narodzenia w szkole. Szkolna Wigilia u córki mojej znajomej wyglądała tak, iż dzieci jadły pizzę, czipsy, ciastka, popijały sokiem, a z wychowawczynią dzieliły się andrutem, bo nikt choćby nie zadał sobie trudu zorganizowania opłatka! Aż brak mi na to słów. To profanacja w najczystszej postaci. Mam wrażenie, iż dziś prawdziwe święta to wydarzenie unikalne, tylko dla wybranych. Reszta społeczeństwa zrobiła sobie z nich po prostu – nomen omen – szopkę.
Rodzice niewierzący, jeżeli wasze dziecko nie chodzi na religię, to niech się nie zajmuje też sprawami religijnymi, bo to nie ma sensu. Poszukajcie mu jakichś adekwatnych do zainteresowań zajęć i tam niech się spełnia. A uroczystości religijne i jasełka zostawcie tym, dla których są ważne i którzy w ogóle rozumieją, o co w nich chodzi".