Chora babcia została zrzucona na łaskę wnuka. A gdy dowiedzieli się, iż u notariusza leży testament rwali sobie włosy z głowy.
Dzień dobry, kochanie Weronika skrzywiła się, słysząc w słuchawce głos teściowej, Grażyny Pawłówny. jeżeli dzwoniła, oznaczało to, iż zamierzała zepsuć ten właśnie dzień.
Weronika ledwie znosiła Grażynę Pawłównę. Zresztą, uczucie to było obustronne. Nie chodziło choćby o to, iż synowa była złym człowiekiem. Po prostu została żoną jej nielubianego starszego syna, Krzysztofa, i automatycznie trafiła na czarną listę.
Mam dla pani świetną wiadomość dodała złośliwie Grażyna Pawłówna. Moja teściowa, Helena Stanisławówna, od dzisiaj będzie mieszkać z wami. Trzeba odpracować tę niezasłużoną mieszkanie.
Weronika odetchnęła z ulgą to wcale nie była zła wiadomość. Zwykle teściowa wymyślała dla niej znacznie gorsze psoty. Początkowo młoda kobieta nie rozumiała, czym tak bardzo naraziła się matce męża, dopóki on sam nie opowiedział jej całej historii.
Krzysztof był najstarszym z trojga dzieci Grażyny Pawłówny. Urodziła go bez męża, jak to się mówi, na panieńskie, i bardzo wstydziła się jego obecności w swoim życiu.
Mimo to udało się jej, młodej i atrakcyjnej kobiecie z trzyletnim synem, usidlić statecznego i zamożnego wdowca, Henryka Janowicza. W prawdziwym małżeństwie urodziła mu jeszcze dwoje dzieci chłopca i dziewczynkę.
Ojczym Krzysztofa był człowiekiem sprytnym i przedsiębiorczym dorobił się jeszcze w latach 80., zakładając spółdzielnię. Potem przetrwał kryzys lat 90., a w latach 2000. jego biznes rozkwitł.
Nigdy nie dzielił dzieci na swoje i obce. Jako sprawiedliwy człowiek zawsze kupował wszystkim równo zabawki, ubrania, jedzenie.
Ale i pasem mógł obdzielić każdego, jeżeli było za co.
Natomiast Grażyna Pawłówna wyraźnie faworyzowała swoje dzieci. Pomiędzy szturchańcami i uszczypnięciami często syczała do Krzysztofa:
Po co cię tylko urodziłam, ciemnowłosy, cały w tego nieudacznika ojca. Jak wrona wśród gołębi dodawała, wskazując na swoich jasnowłosych potomków.
Czym zawinił nieszczęsny chłopiec? Tego nikt nie wiedział. Przecież to nie on prosił się na ten świat, a to dzięki niemu jego matka zdobyła męża.
Henryk Janowicz, widząc chłopca płaczącego w parku po kolejnej awanturze z matką, podszedł go pocieszyć. I tak poznał złośliwą kobietę.
Jako mąż i ojciec Henryk okazał się wspaniały rozpieszczał żonę, na dzieciach nie oszczędzał. Pieniędzy i uwagi starczało mu dla wszystkich, a Krzysztof nigdy nie czuł się obcy. Za to młodsze rodzeństwo, podpuszczane przez matkę, ciągle próbowało mu przypominać o jego miejscu.
Ty nam nie jesteś nikim, nie jesteś naszą rodziną. Nasz tata cię żywi i ubiera słychać było podczas ich dziecięcych kłótni.
Siostra Kinga i brat Bartosz robili wszystko, by podkreślić swoją wyższość.
Wiesz, wydaje mi się, iż ojczym to jedyny naprawdę bliski mi człowiek w tej rodzinie tłumaczył Weronice Krzysztof w pierwszych miesiącach małżeństwa.
Młoda żona zrozumiała, iż od teściowej lepiej trzymać się z daleka, by nie psuć sobie humoru.
Weronika doskonale pamiętała, jak przyszła krewna skrzywiła się na jej widok podczas pierwszego spotkania.
O Boże, narzeczona? Chociaż czego innego można się spodziewać po tym durniu? syknęła. Żyjcie sobie, jak chcecie, ale nie liczcie, iż was przyjmę pod swój dach.
I tak Krzysztof z Weroniką zaczęli żyć na swoim najpierw wynajmowali pokój, potem mieszkanie. Nie prosili o pomoc, nie narzucali się. Może nie żyli w luksusach, ale byli niezależni. Jedyny z całej rodziny, Henryk Janowicz, czasem ich odwiedzał, namawiał na wnuki, żartował, iż tęskni za dziecięcym śmiechem.
Rok po ślubie zmarł. Pogrzeb, stypa Krzysztofa ogarnęła żałoba, jakby stracił własnego ojca. Podczas odczytywania testamentu u notariusza zebrała się cała rodzina. Kinga i Bartosz z niedowierzaniem spoglądali na spóźnionego Krzysztofa.
A ten po co tu przyszedł? syczeli.
Ale Krzysztof choćby na nich nie patrzył skoro został oficjalnie zaproszony, to znaczy, iż miał tu prawo być. Adwokat zmarłego odczytał dokument.
Henryk Janowicz w formie darowizny przekazał swój dom ukochanej żonie Grażynce, a każde z dzieci, włącznie z Krzysztofem, dostało po dużym dwupokojowym mieszkaniu. Gdy Bartosz i Kinga zrozumieli, iż otrzymali dokładnie tyle samo, co pasierb, wybuchła awantura.
Kim on w ogóle jest? wrzeszczała Kinga, wskazując na Krzysztofa. On nie był ojcu rodziną! Po co dał mu nieruchomość?!
Szalała w gabinecie jak wiedźma na sabacie, rzucając obelgi pod adresem przyrodniego brata. Bartosz podszedł do adwokata i zapytał zjadliwie:
Ciekawe, ile mu zapłacił? Da się to podważyć?
Ale prawnik gwałtownie ostudził ich zapał:
Darowizna jest nieodwołalna, ale za pół roku zostanie odczytane testament dotyczący firmy wtedy będzie można próbować go kwestionować.
Mając własne mieszkanie, Weronika i Krzysztof byli w siódmym niebie. Teraz mogli spełnić prośbę ojczyma pomyśleć o dzieciach.
Krzysztofa trochę smuciły złośliwości rodzeństwa, ale przez 30 lat życia zdążył się przyzwyczaić. Zastanawiał się tylko, dlaczego milczy matka. A teraz wisienka na torcie teściowa żąda, by zabrali do siebie matkę Henryka Janowicza.
Bez wahania Krzysztof zadzwonił do matki.
Natychmiast zabierz tę staruchę z mojego domu! krzyczała do słuchawki. Całe życie jej nie znosiłam, a teraz mam jej pieluchy zmieniać?!
Zrobiło mu się strasznie żal babci tyle włożyła w urządzenie ich drogiego domu, pomagała w wychowaniu wnuków, a teraz, gdy po udarze stała się bezradna, chcieli ją wyrzucić jak niepotrzebny grat.
W milczeniu spakował się i pojechał po Helenę Stanisławównę tak jak